Człowiek Nad Morzem. Jack Benton

Człowiek Nad Morzem - Jack Benton


Скачать книгу
się Slim. – Od lat się do niej nie zbliżyłem. Prawdopodobnie było rzeźnika, podobnie jak reszta mojego życia w tamtym czasie.

      - To okropne – Emma masowała go po udzie, lecz mężczyzna wciąż trzymał ręce w kieszeniach i ignorował jej gesty.

      - Co zrobić? – rzekł.

      - Pewnie miał pan złamane serce.

      Slim zamknął na chwilę oczy. Przypomniał sobie parę butów stojących w piasku.

      - Bywało gorzej – stwierdził.

      Przez chwilę Emma nic nie mówiła. Patrzyła się na ścieżkę i marszczyła czoło. Jej dłoń wciąż wędrowała po udzie Slima, jakby próbowała je ogrzać.

      - Mogę zadać pani osobiste pytanie? – odezwał się mężczyzna.

      - Jak bardzo osobiste?

      - Czy to byłby pierwszy romans Teda?

      Emma zabrała dłoń. Wydawała się zaskoczona pytaniem.

      - No… Chyba tak. To znaczy… Nie mam pewności, ale zawsze był dobrym mężem.

      - A pani?

      - Słucham?

      - Pani wybaczy pytanie, ale czy była pani dobrą żoną?

      Emma odsunęła się od niego. Pusta przestrzeń pomiędzy nimi na ławce gapiła się na mężczyznę niczym dziecko z szeroko wybałuszonymi oczami.

      - A co to ma w ogóle do rzeczy? – Emma wstała i cofnęła się. – Proszę posłuchać, panie Hardy. Chyba już pora zakończyć naszą umowę. Nie dostarczył mi pan żadnych wartościowych informacji, a teraz śmie pan jeszcze zadawać takie pytania. Nie jestem jakąś samotną żoną, którą można…

      - Czy Ted interesował się okultyzmem? – przerwał jej Slim.

      Emma gapiła się na niego z otwartymi ustami, a potem pokręciła głową.

      - Nie powinnam była pana zatrudniać – fuknęła. – Sama dojdę do prawdy.

      To rzekłszy odeszła, zostawiając Slima na ławce. Palcami pieścił ciepłe miejsce na udzie, w którym leżała jej dłoń.

      11

      Nie mając lepszych pomysłów Slim udał się do biblioteki. Wypożyczył antologię dzieł Szekspira. Godzinę później podszedł do biurka tego samego bibliotekarza z aspiracjami stania się pisarzem, który rzucił mu protekcjonalne spojrzenie. Slim chciał oddać książkę, której przeczytanie dało mu tyle samo, co gdyby była napisana po francusku. Zamiast niej poprosił o wypożyczenie mu ekranizacji dzieł na DVD.

      W czwartkową noc był po dwóch dniach ciągłego oglądania. Zobaczył wszystkie filmy, o których słyszał, ale też kilka, o których nie miał pojęcia. Nawet po zapoznaniu się z fabułą dramatów, cała sytuacja wciąż nie miała wiele sensu. Jednak jeśli Ted Douglas wychowywał się na takich postaciach jak Hamlet lub Makbet, łatwo było wydedukować źródło jego zainteresowania okultyzmem.

      Upity tanim czerwonym winem Slim zaczął przysypiać na ostatnich scenach Romea i Julii. Obudził go dopiero telefon. Dowiedział się wówczas, że oboje bohaterowie nie żyją, a na ekranie pojawiły się napisy końcowe.

      Nie udało mu się wstać na czas, aby odebrać telefon. Dzwoniący pozostawił jednak wiadomość. Slim nie rozpoznał numeru. Prawdopodobnie połączenie przyszło ze Skype’a lub innej aplikacji tego rodzaju.

      Mężczyzna usiadł w fotelu i zastanawiał się nad dalszymi krokami. Arthur był jego najlepszym tropem. Gadatliwy szef policji miał dla niego więcej informacji. Poza tym posiadał wiedzę, dzięki której Slim mógł dotrzeć do niedostępnych dla siebie szczegółów.

      Tylko w jakim kierunku to wszystko zmierzało? Został zatrudniony do zbadania potencjalnej niewierności bogatego bankiera inwestycyjnego. W rezultacie zaczął odkopywać informacje o dawnej nierozwiązanej sprawie oraz wielu innych, które mogły być z nią związane.

      Nie miał dostać za to pieniędzy. Najlepiej byłoby to wszystko odpuścić i zapomnieć. Musiał opłacić czynsz. Nie mógł sobie pozwolić na takie wybryki.

      Jednak kierował nim ten sam impuls, który wiele lat temu kazał mu zaciągnąć się do armii. Potrzeba przygody i egzotyki. Nie mógł temu zaprzeczyć.

      12

      W piątek rano obudził się na tak potężnym kacu, jakiego nie miał od wielu tygodni. Zerknął na puste butelki po winie w śmietniku, a potem postarał przywrócić siebie do stanu używalności za pomocą dużej smażonej jajecznicy w kawiarni na rogu swojej ulicy.

      Tego popołudnia Ted znowu miał pojawić się na plaży. Tylko po co Slim miał go dalej obserwować? W kółko powtarzał ten sam rytuał. Poza tym Emma kazała mu spadać. Nie miał czego tam szukać.

      Gdy wracał do domu zadzwoniła jego komórka. To był Kay Skelton, jego kolega-tłumacz.

      - Slim? Próbowałem się wczoraj do ciebie dodzwonić. Możemy się spotkać?

      - Teraz?

      - Jeśli to możliwe.

      Ponaglający ton głosu Kaya rozchwiał Slima. Podał koledze nazwę baru, znajdującego się kilka ulic od kawiarni. Do momentu jego dotarcia na miejsce lokal powinien być już otwarty.

      Dwadzieścia minut później zastał barmana wchodzącego właśnie do środka i włączającego światła. Zwalczył potrzebę wczesnego picia i zamówił kawę. Znalazł miejsce w przyciemnionym kącie, usiadł i czekał na Kaya.

      Tłumacz pojawił się pół godziny później. Slim pił właśnie trzecią kawę, a szereg butelek z whisky stojących za barem niebezpiecznie go kusił.

      Slim nie widział się z Kayem w cztery oczy od czasów wojska. Mężczyzna miał teraz biurową pracę, tłumacząc zagraniczne dokumenty dla firmy adwokackiej. Wyraźnie zyskał przez to na wadze. Wyglądał na takiego co je za dobrze, a pije za mało.

      Slim wciąż był jedynym klientem w barze, więc Kay od razu go dostrzegł. Zamówił u barmana podwójne brandy i usiadł naprzeciwko.

      Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Obaj nieszczerze skomplementowali wzajemnie swoją formę. Kay zaproponował Slimowi drinka, lecz ten odmówił. Następnie tłumacz westchnął, jakby miał zrobić coś, na co nie miał najmniejszej ochoty i wyciągnął z torby teczkę. Położył przedmiot na stole przed Slimem.

      - Pomyliłem się – stwierdził.

      - Słucham?

      - Masz tu transkrypcję. Sprawdziłem jeszcze raz tłumaczenie i o ile prawidłowo odczytałem sens, pochrzaniłem jeden mały fragment.

      Kay wyciągnął kartkę z teczki. Część tekstu była zakreślona na czerwono. Było to niedbałe pismo odręczne. Slim wziął ten fragment za łacinę.

      - Chodzi mi o to. Twój gość każe czemuś wrócić. To coś musi wrócić do domu. Tylko, że wcale tak nie jest – Kay wskazał na słowo, które było dla Slima tak nieczytelne, że nawet nie zawracał sobie głowy jego rozszyfrowaniem. – To nie jest „przyjdź”, tylko „idź”.

      - Idź stąd?

      Kay przytaknął.

      - Twój cel boi się czegoś. I cokolwiek to jest, już się tu pojawiło.


Скачать книгу