Grazyna. Adam Mickiewicz
sprowadzić do miasta,
Nakarmić i wziąść na drogę obroku;
A skoro słońce z Szczorsowskiej granicy,
Pierwszym promieniem grób Mendoga draśnie,
Czekać mię rzeźwo, zbrojno i zapaśnie."
Tak mówi książę. Wprawdzie jego mowa
Zaleca zwykłe do drogi przybory;
Lecz za co nagle, i niezwykłej pory?
Dla czego postać była tak surowa?
A kiedy mówił, choć gwałtowne słowa
Biegą, że jedno drugiego nie ścignie;
Zda się, jakoby wyszła ich połowa,
A reszta w piersiach przytłumiona stygnie.
Ta postać coś mi niedobrego wróży,
I głos ten myśli upojnej nie służy.
Umilkł Litawor: zdało się, że czeka,
Az Rymwid z wziętem odejdzie rozkazem.
I Rymwid milczy, a odejście zwleka;
Bo to co słyszał, i co widział razem,
Kiedy stosuje i waży w rozumie,
Z lekkich słów ciężką rzecz odgadnąć umie.
Ale cóż pocznie? Zna, że książę młody
Namowom cudzym mało daje ucha,
I nie lubiący w długie brnąć wywody,
Zamiary knuje w swojej głębi ducha;
A skoro uknuł, nie dba na przeszkody,
I hamowany tem srożej wybucha.
Lecz Rymwid, jako wierna panu rada
I zacny rycerz w litewskim narodzie,
Zapewne hańbie niemałej podpada,
Gdzieby powszechnej nie zabieżał szkodzie,
Milczeć, czy radzić? na dwoje myśl dzieli,
Waha się; w końcu na drugie ośmieli.
"Panie! gdziekolwiek chęci twoje godzą,
Nigdyć na ludziach i koniach nie zbędzie;
Wskaż tylko drogę, my za twoją wodzą,
Nie patrząc kędy, gotowi iść wszędzie
I Rymwid pewnie nie przyjdzie ostatni.
Ale, o panie, na różnym miej względzie
Pospólstwo ślepe, twoich rąk narzędzie,
I mężów, którzy na coś więcej zdatni.
Bo i twój ojciec, choć lubił sam z siebie
Wyciągać skrycie przyszłych dzieł osnowy;
Jednak, nim gminne miecze ku potrzebie,
Wprzódy ku radzie mądre wzywał głowy;
Kędym ja nieraz z wolnem zdaniem siadał,
A com umyślił, śmiało wypowiadał!—
Więc i dziś, wybacz, jeźli w szczerym głosie
Zeznam, co serce ustom przekazało:—
Długo ja żyłem, i na siwym włosie
Dźwigam i czasów i czynów niemało;
Przed się dziś widzę, oby nie ze szkodą!
Rzecz, dla nas starych niezwykłą i młodą.
Jeżeli prawda, że na Lidzkie państwo
Ciągniesz do twojej należące właści;
Ten pochód skory coś nakształt napaści
Zrazi i nowe i dawne poddaństwo:
Ci tak zwycięzcy czekają zdobyczy,
Tamci kajdanów. jak lud niewolniczy.
"Zaraz po kraju wieść ziarna rozsypie—
Ucho je gminne chwytu i przesadza:
Zkąd w końcu gorzki owoc się wyradza,
Co truje zgodę i co sławę szczypie.
Okrzykną zaraz, żeś chciwy łupieży
Wdarł się na państwo, któreć nie należy.
"Inaczej cale po dawnym zwyczaju
Litewskie niegdyś stąpały książęta,
Niosąc stolicę do własnego kraju;
Tych książąt dobrze mój wiek zapamięta.
I jeźli zechcesz iść po starym trybie:
Spuszczaj się na mnie, w niczem nie uchybię.
"Najprzód rycerstwo obeszlemy wszędy,
I tych co w mieście zostali się blizcy,
I co na wiejskie powrócili grzędy,
Mają na zamek zgromadzić się wszyscy;
Więc krewne pany, więc starsze urzędy,
Ku bezpieczeństwie, a większej ozdobie,
Z sowitym pocztem niech staną przy tobie.
Co nim dokonasz, ja mogę tymczasem
Wyruszyć jutro, lub pojutrze zrana,
Ze służbą, z świętą osobą kapłana,
Tudzież z potrzebnym do uczty zapasem:
Aby się wszystko złatwiło na przodzie,
A na zwierzynie nie brakło i miodzie.
"Nietylko bowiem sam naród prostaczy,
Lecz i starszyzna za łakocią goni;
A widząc zrazu pańskiej hojność dłoni,
Dobrze ztąd sobie na przyszłość tłumaczy.
Tak zawżdy było w Litwie i na Żmudzi:
Jeźli nie wierzysz, pytaj starych ludzi."
Skończył, podchodzi ku oknom i doda:
"Wietrzno, niepewna na jutro pogoda.
Jakiegoś widzę rumaka przy wieży.
A tuż i rycerz oparty na łęku.
Drudzy dwaj chodzą konie wodząc w ręku;
Posły niemieckie—poznałem z odzieży.
Czy ich zawołać? czy niech na dole
Przez usta sługi odbiorą twą wolę?"
To mówiąc, okno przymknięte zaszczepił,
Niby niechcący, i patrzał i gadał:
Ale umyślnie pytanie uczepił.
By coś o postach niemieckich wybadał.
Na to mu prędko Litawor odpowie:
"Jeżeli kiedy wychodzę po radę
Do cudzych, własnej nie ufając głowie,
Zawżdy twe zdanie na początku kładę,
Boś zewsząd godzien mojej czci i wiary,
Jak w polu młody, tak na radzie stary.
"Więc choć nie lubię, by dzieł przyszłych końce,
Lada czyjemu widne były oku—
Zamiar, wylęgły w myślenia pomroku,
Źle jest przed czasem wykazać na słońce;
Niechaj rzecz cała, dokonania blizka,
Jak piorun wprzódy zabija, niż błyska—
Przetoż ja krótko pytania odbywam:
Kiedy! dziś, jutro; gdzie? na Żmudź, do Rusi."
"To