Przeznaczona. Morgan Rice
za każdym razem. Teraz na przykład, masz przed sobą zasadniczy wybór. We Florencji wypełnisz swoje obowiązki, przybliżysz się do Tarczy. Tego od ciebie potrzebujemy. W Wenecji zaś załatwisz swoje sercowe sprawy. Będziesz musiała wybrać między twoją misją a twoim sercem.
Poczuła, jak jej serce zabiło mocniej.
Sprawy sercowe. Czy to oznaczało, że Caleb był w Wenecji?
Czuła, jak jej serce ciągnęło do Wenecji. Rozum jednak dyktował, że to we Florencji powinna się pojawić i spełnić pokładane w niej nadzieje.
Czuła się wewnętrznie rozdarta.
− Jesteś już dorosłą kobietą – powiedział. – Wybór należy do ciebie. Jeśli jednak podążysz za sercem, czeka cię zawód – ostrzegł. – Sercowy szlak nigdy nie należał do łatwych. Ani przewidywalnych.
− Jestem taka skołowana – odparła.
− Najlepiej idzie nam we śnie – powiedział. − Tu obok jest klasztor. Możesz przespać się tam w nocy, odpocząć i rano zdecydujesz. Do tego czasu odzyskasz pełnię sił.
− Dziękuję – powiedziała i sięgnęła po jego dłoń.
Odwrócił się, chcąc już odejść i w tej chwili jej serce zabiło mocniej. Musiała zadać mu jeszcze jedno pytanie, najważniejsze ze wszystkich. Po części bała się je wymówić. Zaczęła się trząść. Otworzyła usta, żeby przemówić, ale zaschło jej w gardle.
Odchodził korytarzem i kiedy niemal znikł, Caitlin zdobyła się na odwagę.
− Czekaj! – krzyknęła. A potem cichym głosem dodała: − Proszę, mam jeszcze jedno pytanie.
− Zatrzymał się w miejscu, lecz pozostał odwrócony do niej tyłem. Dziwne, ale nie odwrócił się, jakby wyczuł, o co chciała go zapytać.
− Moje dziecko – powiedziała cichym, trzęsącym się głosem. – Czy… jest… czy udało mu się? Przeżyć podróż? Czy nadal jestem w ciąży?
Odwrócił się powoli i zmierzył ją wzrokiem. Po czym spuścił oczy.
− Przykro mi – powiedział w końcu tak cicho, że nie była pewna, czy dobrze usłyszała. – Cofnęłaś się w czasie. Dzieci mogą tylko podążać z jego biegiem. Twoje dziecko żyje, ale nie w obecnych czasach. Jedynie w przyszłości.
− Ale… – zaczęła, trzęsąc się cała. – Sądziłam, że wampiry mogą podróżować jedynie w przeszłość. Nie w przyszłość.
− To prawda – powiedział. – Obawiam się jednak, że twoje dziecko żyje bez ciebie w jakimś innym miejscu i czasie. Ponownie spuścił wzrok. – Tak mi przykro – dodał.
To powiedziawszy, odwrócił się i odszedł.
A Caitlin poczuła, jakby ktoś przeszył jej serce sztyletem.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Caitlin siedziała w surowej izbie franciszkańskiego klasztoru, spoglądając w mrok przez otwarte okno. W końcu przestała płakać. Upłynęły długie godziny od jej rozstania z księdzem, od chwili, kiedy dowiedziała się o utraconym dziecku. Nie była w stanie powstrzymać łez, ani przestać myśleć o życiu, jakie ją teraz czekało. Zbyt wiele bólu się z tym wiązało.
Po wielu godzinach wypłakała się jednak na tyle, że o jej smutku świadczyły jedynie wyschnięte łzy na policzkach. Wyjrzała przez okno, próbując oderwać od niego myśli. Odetchnęła głęboko.
Umbryjski krajobraz rozciągał się po widnokrąg, a z miejsca, w którym się znajdowała, wysoko na wzgórzu, widziała rozległe wzniesienia Asyżu. Na niebie wznosił się stojący w nowiu księżyc, rzucający dość światła, by mogła się przekonać, jak niezwykle piękny widok miała przed sobą. Widziała niewielkie, wiejskie chaty znaczące krajobraz plamkami, dym unoszący się z ich kominów i odczuła od razu, że był to jeden ze spokojniejszych okresów w historii.
Odwróciła się i rozejrzała po niewielkim pokoju, rozświetlonym blaskiem księżyca i jedną świecą płonącą na ściennym lichtarzyku. Całe pomieszczenie wykonane było z kamienia, a jedyną rzeczą tutaj było proste łóżko stojące w rogu. Nie mogła się nadziwić, że chyba było jej przeznaczone za każdym razem lądować w klasztorze. To miejsce w żadnej mierze nie przypominało Pollepel, a jednak ta niewielka, średniowieczna cela przywodziła jej na myśl tę, w której mieszkała na wyspie. Jakby była zaprojektowana do przywoływania wspomnień.
Przyjrzała się gładkiej, kamiennej podłodze i zauważyła tuż przy oknie dwa niewielkie odciski oddalone od siebie o kilka cali, jakby wgłębienia po kolanach. Zastanawiała się, ile zakonnic modliło się tu, klęcząc pod oknem. Ta izba była świadkiem prawdopodobnie setek lat modłów.
Podeszła do małego łóżka i położyła się. Była to zaledwie kamienna płyta, pokryta najmniejszą możliwą ilością słomy. Próbowała zająć wygodną pozycję, obracając się na bok – i wówczas coś poczuła. Sięgnęła ręką i wydobyła to. I uświadomiła sobie z radością, że był to jej dziennik.
Podniosła do góry szczęśliwa, że ma go przy sobie. Był jej starym, zaufanym przyjacielem, jej jedyną rzeczą, która wydawała się przetrwać podróż w czasie. Trzymając go, tę prawdziwą, namacalną rzecz, zdała sobie sprawę, że to wszystko nie było jednak snem. Naprawdę tu była. I wszystko, co się stało, było rzeczywiste.
Z jego stronic wyśliznął się i wylądował na jej kolanach nowoczesny długopis. Podniosła go i przyjrzała z namysłem.
O tak, postanowiła. Właśnie tego było jej trzeba. Musiała zająć się pisaniem. Przetworzyć to wszystko, co wydarzyło się tak szybko, że nie miała nawet czasu złapać tchu. Musiała odtworzyć to wszystko jeszcze raz w swojej głowie, wrócić myślami do przeszłości i przypomnieć sobie. Jak się tu znalazła? Co się stało? Gdzie zmierzała?
Nie była pewna, czy sama znała jeszcze odpowiedzi. Ale pisząc, miała nadzieję, że sobie przypomni.
Przewróciła kruche stronice, aż dotarła do pustego miejsca. Wyprostowała się na łóżku, oparła o ścianę, przyciągnęła kolana do piersi i zaczęła pisać.
Jak ja się tutaj znalazłam? W Asyżu? We Włoszech? W roku tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym? Z jednej strony, wydaje się, że jeszcze niedawno byłam w dwudziestym pierwszym wieku, w Nowym Jorku, wiodąc życie zwykłego nastolatka. Z drugiej − wydaje się, jakby upłynęła od tego czasu wieczność… Od czego to wszystko się zaczęło?
Pamiętam, po pierwsze, napady głodu. Mój brak zrozumienia, czym były. Jonaha. Carnagie Hall. Moje pierwsze karmienie. Moją niewytłumaczalną przemianę w wampira. Nazwali mnie wtedy mieszańcem pół krwi. Czułam się tak źle, że chciałam umrzeć. Wszystko, na czym mi zależało, to być taka jak inni.
Potem pojawił się Caleb. Ocalił mnie, ratując przed zakusami złowrogiego klanu. I jego klan w Cloisters. Ale wyrzucili mnie, jako że związki między ludźmi i wampirami były zabronione. Znów zostałam sama ze sobą – przynajmniej do chwili, w której Caleb uratował mnie drugi raz.
Moje poszukiwania ojca, mistycznego miecza, który mógł ochronić rasę ludzką przed wojną wampirów, które wiodły Caleba i mnie z jednego historycznego miejsca w drugie. Znaleźliśmy miecz, ale został nam odebrany. Jak zwykle, Kyle czekał tylko, żeby wszystko zniweczyć.
Ale wcześniej miałam czas zrozumieć, czym się staję. Caleb i ja zdążyliśmy się odnaleźć. Po tym, jak ukradli miecz, po tym, jak mnie dźgnęli, kiedy umierałam, Caleb przemienił mnie i ponownie uratował.
Jednak nie wszystko potoczyło się po mojej myśli. Zobaczyłam Caleba z jego byłą żoną, Serą i wyobraziłam sobie najgorsze. Myliłam się, ale było