Mordestwa Obcych. Stephen Goldin
“Sprzedajesz jedynie dzieła chronione prawem autorskim?”
“Przede wszystkim. Delektuję się, będąc własnym szefem, a nie pracownikiem ONZ. Od czasu do czasu pośredniczę w niektórych porozumieniach dla Światowej Organizacji Literatury–”
“Spełniając swój patriotyczny obowiązek, oczywiście.”
“Dla prowizji, ale Ziemia korzysta na każdej transakcji.”
“Nie lubisz więc piratów literackich?”
“To jest pytanie czy stwierdzenie?”
“Proszę zrobić mi uprzejmość, pani Rabinowitz.”
“Moja odpowiedź brzmi: nie. Sztuka i idee są naszą jedyną walutą na rynkach międzygwiezdnych. Podcinałabym własne gardło, gdybym to rujnowała.”
“To brzmi jak bardzo praktyczna forma patriotyzmu.”
“Och, przepraszam, ty szukasz Deborah Rabinowitz idealistki. Ona mieszka około dwunastu godzin snu stąd. Powiem jej, że złożyłeś wizytę.”
Hoy roześmiał się. To był prawdziwy śmiech, bez udawania. “Jesteś zabawna, wiesz o tym? Cieszę się, że przyjechałem tutaj.”
“Odpowiada to więc jednej z nas. Mój ‘praktyczny patriotyzm’ trochę się zestarzał i nie mam w ogóle ochoty na żarty.”
“Przechodzę więc do sedna. Mam powody, by sądzić, że twój znajomy Levexitor stara się kupić jakieś materiały z terytorium świata na czarnym rynku.”
Rabinowitz pochyliła się. “Czy nie należy to raczej do jurysdykcji Komisji ds. Własności Intelektualnej niż Interpolu?”
“Cóż, po fakcie, tak. My staramy się, aby sprawy nie zaszły aż tak daleko.”
“Utrzymać wszystko w rodzinie ONZ” podsunęła Rabinowitz.
“Coś w tym rodzaju” zgodził się radośnie Hoy. “Czy kiedykolwiek miałaś do czynienia z Komisją?”
Rabinowitz skrzywiła się. “Kilka razy.”
“Zatem rozumiesz”. Detektyw wstał z krzesła i zaczął uważnie studiować półki. “Myślę, że musiałem przeczytać niektóre z nich w szkole.”
“Jestem oficjalnie uznana za podejrzaną, detektywie?”
Hoy odwrócił się i spojrzał na nią. “Och, nie lubię używać słowa ‘podejrzany’ na samym początku sprawy. To daje ludziom błędne pojęcie. “Popatrzył w zamyśleniu na półki z książkami, po czym wyjął jedną z nich i wstawił ją dalej na prawo po dwóch innych tytułach. “Przepraszam, ale jedna była nie na swoim miejscu. Uderzyło mnie to. Ustawiłaś je w porządku alfabetycznym, prawda?”
“Dziękuję ci. Czuj się zaproszony do odkurzania ich co jakiś czas. Jeśli nie jestem podejrzaną–”
“Powiedzmy, że jesteś kimś, z kim naprawdę chciałem się spotkać i porozmawiać. I nie rozczarowałem się. Jesteś tak piękna jak i czarująca. Piękniejsza nawet niż na pliku graficznym.”
“Mój dzień jest wypełniony. Teraz, jeśli nie masz nic przeciwko–”
“Niektórzy ludzie mogą zawieść nasze nadzieje, wiesz? Myślisz, że powinni być fascynujący a nużą cię do łez. Ale nie ty. Ty-”
Rabinowitz wstała zza biurka. “Jeśli nie masz dalszych pytań–”
Hoy udał, że nie zrozumiał aluzji. “Jedno lub dwa. Czy ktoś inny z Ziemi był zaangażowany w twój kontrakt z Levexitorem?”
Rabinowitz ponownie usiadła. “Nie. Pośredniczyłam w imieniu Agencji Adler, ale byłam jedyną osobą reprezentującą interesy ludzkie w związku z tym kontraktem.”
Hoy skinął głową. “Czy Levexitor wspominał jakiekolwiek inne nazwiska, kontakty ludzkie?”
“Nie przypominam sobie.”
“Pracował nad następnymi kontraktami?”
"Nie, a powinien? Nie jestem jego partnerem. Nie powiedziałam mu także o innych kontraktach, nad którymi pracuję.”
“Rozumiem. Cóż, na razie to wszystko o co chciałem zapytać.” Hoy wstał i uśmiechnął się do agentki. “Sprawiło mi ogromną przyjemność spotkanie z panią, pani Rabinowitz. Czarującą przyjemność. Jeśli przypomnisz sobie cokolwiek, możesz mnie złapać za pośrednictwem lokalnego biura, po drugiej stronie zatoki.”
Rabinowitz wstała z krzesła, aby odprowadzić detektywa. “Oczywiście, jeśli okażesz się być zaangażowana w handel na czarnym rynku” kontynuował Hoy: “możesz być pewna, że wsadzę cię do więzienia na dłuższy czas. Ale jeśli nie jesteś tym, kogo szukam, może byś kiedyś przyjęła zaproszenie na kolację ze mną? Oczywiście po zamknięciu tej sprawy.”
“Przepraszam. Nigdy nie jadam kolacji”, powiedziała, zamykając za nim drzwi.
***
Po zamknięciu się drzwi, odwróciła się, osunęła się na nie, zamknęła oczy i westchnęła: “Upierdliwy elegancik.” Następną rzeczą, z jakiej zdała sobie sprawę to kiedy podskoczyła, jak jej podbródek uderzył ją w pierś. Wyprostowała się i nieśpiesznie otworzyła szeroko oczy. Na wprost przed nią były schody wiodące do sypialni. Obok schodów hol prowadzący do kuchni na tyłach domu. Wzmianka Hoya na temat kolacji wzbudziła zainteresowanie jej żołądka. “Muszę się jeszcze trochę przespać,” wymamrotała, “ale te schody.”
Przeszła powoli do kuchni, pewna, że jeśli poruszy się zbyt szybko, upadnie i zaśnie zanim uderzy o podłogę. Znalazła dwie skrobiowe kromki, które były zapewne chlebem, umieściła między nimi trochę niezidentyfikowanej pasty między nimi i pochłonęła tak przygotowany konglomerat, zanim zdążyła zbyt dokładnie się mu przyjrzeć. Niestety, kiedy wypełnił jej żołądek, poczuła się zbyt rozbudzona, aby iść spać. Pułapka czekała na nią po drodze do schodów.
Zatrzymała się przy otwartych drzwiach pokoju do wirtuacji, skręcając w jego stronę. Spojrzała do środka. “Jutro tego będę żałować”, wymamrotała. “Do diabła, już tego żałuję”. Rozmawiając sama ze sobą, weszła do środka. “Wirtuacja: Jenithar, biuro Path-Reynika Levexitora”.
“Przy odrobinie szczęścia”, mruknęła do siebie, “nie będzie go w biurze”.
Znalazła się w przedsionku w przestrzeni wirtuacyjnej dokładnie na zewnątrz biura Levexitora. Przed sobą miała dwie pary dużych drewnianych drzwi pozbawionych jakichkolwiek ozdób. Sam fakt, że zjawiła się tu, spowodowało włączenie jego jednostki wirtuacyjnej i jej przybycie zostało mu zgłoszone.
“Pani Rabinowitz,” odezwał się bezcielesny głos Levexitora. “Tak szybka kolejna wizyta to niespodzianka.”
“Jeśli przeszkadzam, Najwyższy, błagam o wybaczenie. Mogę wrócić, kiedy indziej.”
Zapadła dziwnie długa przerwa, zanim odpowiedział. “Nie widzę powodu, dla którego nie moglibyśmy teraz omówić niektórych spraw. Nie jestem niczym zajęty w tej chwili. Proszę wejść.”
Rabinowitz przeszła przez wirtualne drzwi znajdujące się na wprost przed nią. Wirtuacja do rzeczywistości Levexitora, za jego pozwoleniem, pozwoliła jej stać się jego gościem.
Niektóre istoty były tworami fantazji, tworzącymi wymyślne wirtualne siedliska egzotycznego kształtu. Jenitharpowie nie należeli do tego typu istot. Biuro Levexitora wyglądało dokładnie tak, jak za każdym razem, kiedy zjawiała się w nim w ciągu ostatnich czterech miesięcy. Ściany miały kolor bordowy z drobinkami