Światło Nocy. Amy Blankenship
o pomoc?”
„Z powodu głupiego dziennika,” powiedziała sarkastycznie Kat. „Zapewne przestraszył się, że to co w nim przeczytamy zrani nasze uczucia.”
Michael potrząsnął głową, uświadamiając sobie, że dopóki obie rodziny nie rozwiążą wszystkich swoich starych problemów, prawdopodobnie będzie musiał odgrywać rolę rozjemcy. „Zróbmy więc tak: pracując nad sprawą wampirów, jednocześnie poszukamy wskazówek w sprawie zniknięcia Micah.”
„Logicznie myśląc Micah powinien sam się kiedyś pojawić. Zawsze tak robi,” wtrącił Quinn.
Kat, wciąż wściekła patrzyła przez okno. Jakim prawem Quinn ośmiela się sugerować, że nie należy mieszać w to dziewcząt? Mogą trzymać Alicię z dala od tej sprawy, jeżeli im się to podoba, a może nawet powinni to robić ze względu na jej wiek. Ale niech tylko spróbują powstrzymać ją, to się trochę zdziwią. Niestety teraz martwiła się również o bezpieczeństwo Micah.
Quinn powinien był wtedy zapomnieć o wszystkich niezgodach i przyjść do nich po pomoc. Wiedział, że pomimo wielu pretensji, nie odmówiliby. Cóż z tego, że ich ojcowie wymordowali się nawzajem… błędy rodziców nie powinny obarczać dzieci.
Kat nie wiedziała o tym, ale Warren podzielał jej zdanie. Też uważał, że w momencie zniknięcia Micah, Quinn powinien był nawiązać z nimi kontakt. Doskonale wiedział, że między braćmi zdarzały się burzliwe wymiany zdań. Kłótnie te na ogół kończyły się tym, że Micah wybiegał z domu i znikał na kilka dni… ale nie tygodni.
Steven i Nick przez wszystkie te lata pozostawali w stałym kontakcie. Nick przekazywał mu bieżące informacje o rodzinie kuguarów. W chwilach gdy Quinn i Micah byli skłóceni, kiedy Micah zamierzał wyjechać z miasta na dłużej niż jeden dzień, zawsze informował Stevena dokąd się wybiera. Tym razem Micah nikomu nie zostawił zadnej informacji, a to mogło znaczyć, że wcale nie zamierzał wyjeżdżać na tak długo.
„Po tym, jak razem ze Stevenem znaleźliśmy niebezpieczne siedlisko wampirów w kościele, od dzisiaj nikt już nie może wychodzić wieczorem w pojedynkę. Musimy połączyć się w pary,” ogłosił Quinn, kompletnie zmieniając temat.
Stevena opanowało dziwne uczucie na wspomnienie dziewczyny, którą odnalazł i stracił tamtej nocy. „Myślę, że wrócę tam jeszcze dziś, żeby przekonać się, że kościół jest czysty. Coś mogło umknąć naszej uwadze.”
„Idę ze Stevenem,” zaproponował Nick ciesząc się, że będzie mógł spędzić trochę czasu ze swoim starym przyjacielem.
Kat przekalkulowała w głowie przydział par i poczuła panikę. Michael na pewno dobierze się w parę z Kane’m. Tak czy inaczej Kat nie chciała być w parze z Kane’m, gdyż uważała, że jest niezrównoważony. W takim razie miała do wyboru Warrena bądź Quinna.
„Idę z Warrenem,” zaproponowała Kat.
„Nie ma mowy,” odpowiedział Warren. „Ktoś musi pilnować klubu.”
„To, że jestem dziewczyną nie znaczy, że nie jestem w stanie się obronić,” zaprotestowała Kat i ze stoickim spokojem opuściła pomieszczenie.
Kat cicho zamknęła za sobą drzwi, a wszyscy obecni mężczyźni nagle poczuli się nieswojo.
„Cholera,” westchnął Nick. „Chyba wolałbym, żeby trzasnęła drzwiami.”
Steven i Quinn nie widzieli Kat przez kilka lat, ale dobrze pamiętali, że czego jak czego, a temperamentu jej nie brakuje. Rozwścieczona Kat, spokojnie zamykająca za sobą drzwi, to było dziesięć razy gorsze niż wybuch złości. Była tak wściekła… jej wściekłość przekraczała wszelkie granice. Była naprawdę wkurzona.
„Zadzwonię do Devona i opowiem mu o tym co się tutaj dzieje,” oświadczył Warren i sięgnął do przedniej kieszeni spodni po telefon komórkowy. Nie chciał tego robić bratu, ale wiedział, że jeżeli go tu zaraz nie ściągnie, to niewkluczone, że później tamten nie będzie miał do kogo wracać. Wciskając przycisk szybkiego wybierania, udał się w stronę innych drzwi, prowadzących do znajdującej się za ścianą sypialni.
Warren czekał, telefon wciąż dzwonił i dzwonił. Wreszcie ktoś odebrał i Warren usłyszał w słuchawce stłumione przekleństwo.
„Czego do jasnej cholery ode mnie chcesz?” Przez telefon głos Devona wydawał się być trochę nieprzytomny a zarazem szczęśliwy.
Warren pokrótce złożył relacje z tego co się działo po wyjeździe Devona i Envy, czyli jakoś w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Devon westchnął, „Kurde, nie zdążyłem wyjechać, a już zrobił się taki bajzel.”
„Dam ci jeszcze parę dni, ale potem już musisz wracać,” odpowiedział Warren. „Ale w ciągu tych kilku dni chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobił.”
„Jasne, a co dokładnie?” Teraz już głos Devona brzmiał całkiem przytomnie.
„Poproś Krissa, żeby do nas dołączył. Powiedz mu, że Dean już się zdecydował, i że on także jest nam bardzo potrzebny. Jeżeli to będzie konieczne, poproś Envy, żeby przekonała Tabathę, bo z tego co wiem, jeżeli ona tu wróci, upadły pójdzie za nią.”
„Zrobię co mogę,” odpowiedział Devon. „Kriss nie jest taki jak wszyscy. Zawsze robi to co sam uważa za słuszne.”
„Pod tym względem nie jest jedyną osobą, którą znam.” Przytaknął Warren.
Devon zaśmiał się pod nosem, „No dobra bracie, ale nie mogę ci nic obiecać.”
„Spoko, widzimy się za parę dni,” powiedział Warren i odłożył słuchawkę.
*****
Quinn dostrzegł sylwetkę Kat na ekranie jednej z kamer monitorujących. Podczas gdy wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na wiadomości, które przyniesie Warren po rozmowie z bratem, Quinn niby ze znudzenia zaczął przyglądać się monitorom. Nuda była ostatnią rzeczą jaką odczuwał patrząc na Kat.
Już dawno temu uważał, że jest piękna, ale to jaka się stała teraz przerosło jego wszelkie oczekiwania. Przez wiele lat Quinn czuwał nad Kat, zachowując dystans. Do tego stopnia, że zatrudnił szpiegów, którzy dostali pracę tutaj w Tańcu Księżyca i regularnie donosili mu o wszystkich jej poczynaniach… co prawda ostatni z nich skończył jako najświeższa ofiara morderstw.
Wszystkie jego mięśnie napięły się gwałtownie gdy na ekranie zobaczył, jak do stojącej za barem Kat podchodzi jakiś mężczyzna i łapie ją za rękę. Kamera była ustawiona pod takim kątem, że Quinn mógł wyraźnie zobaczyć, że facet był niewątpliwie wrogo nastawiony.
*****
Trevor wpadł do Tańca Księżyca nie wiedząc jeszcze czy zamierza zdemolować tę budę, czy też utopić swoją wściekłość w kilku litrach alkoholu. Próbował dodzwonić się do Envy, ale ona najwyraźniej unikała jakiegokolwiek kontaktu. Nie wykluczone, że nie tylko ona, ale też Tabatha i Kriss monitorowali numery, z których próbowano się do nich dodzwonić. Kiedy zapytał tego mądralę, jej brata, gdzie do cholery jest Envy, chętnie ukręciłby mu łeb za te jego niejasne odpowiedzi.
Trevor namierzył Kat, która właśnie obsługiwała klientów stojąc tam gdzie zwykle za swoim barem. Podszedł i złapał ją za ramię, w celu przyciągnięcia jej uwagi, ale sposób w jaki na niego spojrzała sprawił, że natychmiast ją puścił, cofnął się i usiadł na stołku.
„Promocja na paralizatory właśnie się skończyła. Czy mogę ci podać coś innego? Na przykład dożywotnie członkostwo w jakiejś innej knajpie?” Kat niewinnie zatrzepotała rzęsami. Po czym, patrząc mu w oczy i dostrzegając w nich cały ogrom jego nieszczęścia, wzruszyła ramionami, „Wybacz, prawdziwy przedmiot moich docinków jest