Bierki. Marcin Szczygielski

Bierki - Marcin Szczygielski


Скачать книгу
co? – pyta Księżna.

      Wzruszam ramionami.

      – Nie ma się co dołować – mówi dziewczyna. – Będzie już tylko gorzej.

      Piołun prycha pod nosem cicho, ale nawet nie spogląda w moją stronę.

      VI

      – Dola chłopa – mówię. – Na dwie strony przynajmniej.

      Siedzę za biurkiem, noga mi lata. Wyjmują kartki i zaczynają pisać. IIf, najgorsze głąby, matematyczno-fizyczna, ale przynajmniej nie ma z nimi kłopotu. Boją się mnie. Tylko ciekawe, jak długo jeszcze? Kiedy wszystko się wyda, gdy

      Sieniawski z Kapustnicką otworzą jadaczki i zaczną opowiadać o mnie i o Kucharczyku, za nic mnie będą mieli. Bo dam sobie rękę uciąć, że Kapustnicka też w tym siedzi, o zakład idę. Jak mogło do tego dojść? Jakim cudem się dowiedzieli? A tak uważałam, nigdy z nim nawet na korytarzu nie rozmawiałam, a jak byliśmy w izbie, to dziesięć razy sprawdzałam, czy drzwi aby zamknięte. Kamery mogli założyć, mikrofony, to niewykluczone, oni teraz na takich sprawach się znają, w każdym komputerze jest mikrofon i kamera. Rany boskie, nagrali mnie! Nagrali, jak ja na tej gablocie, a Kucharczyk przede mną, we mnie… Czuję to, tak musiało być. Bo skąd inaczej by się dowiedzieli?

      Puszczą to przez internet, oni teraz wszystko przez internet puszczają! Zdjęcia pokazują. Ta Kapustnicka ma swoją stronę, na której widać, co ma w domu, jakie majtki zakłada, spódnice, co w szafie trzyma. U nich teraz wszystko na talerzu, wszystko live i online! Pokażą mnie! Biolożkę przecież nagrali na komórkę, gdy jej się kiecka zadarła na dupie i w rajstopy weszła za gumkę. Wszyscy to oglądali na YouTubie, a potem, kiedy szła korytarzem, to jeden śmiech był za nią. Mało się wtedy z okna nie rzuciła, a przecież tylko tyłek jej było widać w rajstopach, odsłonięty, kieckę zadartą, nic nadzwyczajnego, nieszczęśliwy przypadek, i tyle. A ja? Na gablocie w izbie pamięci pod sztandarem szkoły rozkraczona z wuefistą. I to z takim kurduplem w dodatku, niższym ode mnie. Co ja mam zrobić?

      I nagle dociera do mnie, że chociaż tej szkoły nie lubię, tych matołów, onanistów nastoletnich nie cierpię, to jednak wcale nie mam ochoty swojego życia do góry nogami wywracać. Przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego, jakoś mi się żyje – wygodnie, spokojnie, bezpiecznie. A teraz przez własną głupotę, przez nieostrożność to się może skończyć.

      Muszę iść do izby natychmiast, sprawdzić, poszukać, upewnić się, czy nie ma tam gdzieś kamer pochowanych, mikrofonów poprzylepianych po kątach. Niech już wreszcie ten dzwonek będzie!

      Dzwoni. Kończą pisać, kartki na biurko mi składają, a ja nawet nie sprawdzam, czy każdy oddał pracę. Zgarniam papiery byle jak, wciskam pod pachę i wypadam na korytarz. Pędzę do izby pamięci na złamanie karku, przekręcam za sobą klucz w zamku i szukam. Na czworaka chodzę, pod wszystkie meble zaglądam, za wertikale, za obrazy, za sztandar. Po krzesłach skaczę niczym sarna, ściany macam. Nic. Nic tu nie ma. Staję na środku izby, uspokajam się powoli. Ale czy ja bym się właściwie połapała, nawet jakbym coś znalazła? Pojęcia przecież nie mam o takich rzeczach.

      Boże, jak mi się chce papierosa. A trzy lata już nie palę, w sierpniu minęło. I wcale mi tego nie brakowało, a teraz duszę oddałabym za papierosa. Przerwa się zaraz skończy, nie mogę tu siedzieć tyle czasu. Muszę po dziennik iść, która to teraz będzie… Żołądek mi się zaciska, bo uświadamiam sobie, że będę teraz miała lekcje z Ic. Z Sieniawskim i Kapustnicką.

      VII

      – Dlaczego nie byłeś na polaku? – pyta Aśka, przystając obok ławki i ze wszystkich sił starając się nie dać po sobie poznać, jakie wrażenie robi na niej to, że tak sobie tu siedzę ramię w ramię z Księżną i Piołunem i jaram z nimi szlugi, jakbym nigdy w życiu niczym innym się nie zajmował.

      – Nie chciało mi się – mówię obojętnym tonem.

      – Pisałam do ciebie.

      Sięgam do kieszeni po komórkę i faktycznie widzę, że mam dwa esy od niej w skrzynce. Musiał mi się przypadkiem telefon wyciszyć.

      – Sorki.

      Aśka robi do mnie wielkie oczy i lekko kiwa głową w stronę Księżnej, zezując pytająco. Wzruszam ramionami.

      – Zaznaczyła mi nieobecność? – pytam.

      – Nie. Chwaścikowski powiedział za ciebie „jestem”. Nawet się nie zorientowała, co ty, Bezy nie znasz? Przez całą godzinę nawijała o metodzie Stanisławskiego i nowym spektaklu Lupy.

      – Aha – odpowiadam i dalej sobie siedzę jakby nigdy nic.

      Aśka przygląda mi się ze złą miną, przytupuje lekko, widać, że w ogóle nie kuma, o co tu chodzi. Odzywa się wreszcie z przesadną grzecznością:

      – Czy ja bym cię mogła prosić na chwilę?

      – O co? – pytam niewinnie, nawet niezłego mam LOLa, trzeba przyznać.

      – Nie wkurwiaj mnie!

      Wzdycham ciężko, wstaję, kiwam Księżnej na pożegnanie jak równy równemu. Piołun udaje, że mnie nie ma, patrzy w podłogę. To jednak jest buc. Idę za Aśką do kaloryfera.

      – No tak – mówi Aśka oskarżycielskim tonem.

      – Znaczy? – pytam.

      – Widzę, masz nowych przyjaciół.

      Przez chwilę mam zamiar powiedzieć jej, że tak, że mam. Ale mi się nie chce. „Znów rój czarnych myśli wraca, krąży nad mą głową, niczym stado sępów nad padliną nową” – przypomina mi się kawałek wiersza Kępińskiej, który Aśka odkryła w necie na jakimś blogu poetyckim rok temu, jeszcze w gimnazjum. Zorientowaliśmy się, że to wiersz Kępińskiej, bo idiotka nie ukryła adresu mailowego w profilu. Płakaliśmy ze śmiechu przed kompem i nauczyliśmy się tego wiersza na pamięć. Na drugi dzień w szkole łaziliśmy za Kępą po korytarzu, deklamując co lepsze urywki, szczególnie ten o sępach i drugi: „jestem tak samotna, a nie chcę być sama, chcę być z kimś jak Dolce & Gabbana”. To właśnie dzięki „być jak Dolce & Gabbana” Aśka znalazła wiersz Kępińskiej w Googlach, bo szukała informacji o tej marce. Kępa prawie odeszła wtedy od zmysłów i powtarzała w kółko: ja was zajebię! Zajebię was! Matko, ale się wtedy uśmiałem. Mam wrażenie, jakby to było w innym życiu, a nie raptem kilka miesięcy temu.

      – Daj spokój – mówię ugodowo. – Siedziałem, jak przyszli, i tyle.

      Aśka zastanawia się przez chwilę, zwija usta w ciup i odpuszcza w końcu.

      – Widziałeś jej buty? To od Galliano – mówi półgłosem. – Fajnie zestawione z resztą.

      – Fajnie – odpowiadam. – Oboje dobrze wyglądają.

      – Tak, tyle tylko, że on nie ma nic markowego, znam się na tym. Dobrze dobiera rzeczy, ale to w sumie tanie szmaty. Założę się zresztą, że Księżna mu mówi, w co ma się ubrać. Gdybyś ty mnie w końcu posłuchał, też byś wyglądał jak człowiek.

      – Dobra – mówię, bo już mi wszystko jedno.

      Od ponad roku koniecznie chce mnie przebrać, niech jej już będzie. Jakie to ma teraz znaczenie?

      – Co dobra? – pyta Aśka.

      – No, niech ci będzie. Założę, co będziesz chciała.

      – Naprawdę? – Aśka wybałusza na mnie oczy. – Przecież nigdy nie chciałeś!

      – Ale teraz chcę.

      – Och! – rozpromienia się Aśka. – Wiedziałam, że w końcu zmądrzejesz! Mam kilka zestawów wykombinowanych, pokażę ci po szkole. Nawet z tego, co już masz, coś się da sklecić. I mam genialny pomysł na męską bieliznę,


Скачать книгу