Idiota. Федор Достоевский

Idiota - Федор Достоевский


Скачать книгу
było o b c e. To rozumiałem. Obcość mnie zabijała. Pamiętam, że całkowicie ocknąłem się z tego mroku wieczorem w Bazylei, kiedy wjeżdżaliśmy do Szwajcarii i kiedy mnie obudził mnie ryk osła na rynku miejskim. Ten osioł mnie po prostu poraził i zarazem strasznie mi się spodobał, nie wiem, dlaczego, i wtedy jakby mi się wszystko rozjaśniło w głowie.

      – Osioł? To dziwne – zauważyła generałowa – a właściwie nic w tym dziwnego. Każda z was może się jeszcze zakochać w ośle – dodała, spojrzawszy gniewnie na śmiejące się panny – w mitologii już raz tak było. Niech pan mówi dalej, książę.

      – Od tej pory strasznie lubię osły. Myślę, że to nawet coś w rodzaju sympatii. Zacząłem wszystkich wypytywać o osły, bo nie widziałem ich nigdy wcześniej i od razu się przekonałem, że to najpożyteczniejsze w świecie zwierzęta – pracowite, silne, cierpliwe, tanie i wytrzymałe. I dzięki temu osłowi polubiłem nagle Szwajcarię, zaczęła mi się podobać, tak że całkowicie mi przeszedł wcześniejszy smutek.

      – To wszystko bardzo dziwne, ale osła można było pominąć. Niech pan przejdzie do innego tematu. Czego się śmiejesz, Agłaja? A ty, Adelajda? Książę bardzo pięknie opowiedział o ośle. Widział go na własne oczy, a ty, co widziałaś? Byłaś za granicą?

      – Ja widziałam osła, maman – powiedziała Adelajda.

      – A ja też słyszałam – dodała Agłaja. I wszystkie trzy wybuchły śmiechem. Książę również się roześmiał.

      – To bardzo nieładnie z waszej strony – powiedziała generałowa. – Niech im pan wybaczy, książę. W gruncie rzeczy to dobre dziewczyny. Wiecznie je besztam, ale je kocham. Są płoche, lekkomyślne i zwariowane.

      – Dlaczego? – śmiał się książę. – Sam bym na ich miejscu nie przepuścił takiej okazji. Ale mimo to obstaję za osłem. Osioł to dobry i  pożyteczny człowiek11.

      – A pan jest dobrym człowiekiem, książę? Pytam z ciekawości – zapytała generałowa i wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem.

      – Znowu ten przeklęty osioł się przyplątał. Nawet o nim nie myślałam! – krzyknęła generałowa. – Niech mi pan wierzy, książę, nie miałam na myśli żadnej…

      – Aluzji? Ależ wierzę, nie wątpię!

      I książę nie przestawał się śmiać.

      – To bardzo dobrze, że pan się śmieje. Widzę, że z pana bardzo dobry człowiek – powiedziała generałowa.

      – Czasami nie jestem dobry – odpowiedział książę.

      – A ja jestem dobra – skonstatowała nieoczekiwanie generałowa – i jeśli chcecie wiedzieć, zawsze jestem dobra. I to moja jedyna wada, bo nie wolno być zawsze dobrym. Złoszczę się bardzo często – na nie się złoszczę, a zwłaszcza na Iwana Fiodorowicza, ale najgorsze, że właśnie, jak się złoszczę, jestem najlepsza. Przed chwilą, tuż przed pana przyjściem, rozzłościłam się i udawałam, że niczego nie rozumiem. To mi się zdarza; zupełne dziecko. Agłaja dała mi lekcję; dziękuję ci, Agłaja. Zresztą, bzdura. Nie jestem jeszcze taka głupia, na jaką wyglądam i jak mnie córeczki chcą pokazać. Mam charakter i nie jestem za bardzo wstydliwa. Mówię to zresztą bez złości. Podejdź tu, Agłaja, pocałuj mnie, no… dość tych czułości – dodała, gdy Agłaja z uczuciem pocałowała ją w usta i w rękę. – Niech pan mówi dalej, książę. Może się panu przypomni coś ciekawszego od osła.

      – A ja wciąż nie rozumiem, jak tak można opowiadać na zawołanie – powiedziała Adelajda – ja bym za nic w świecie tak nie mogła.

      – A książę może, dlatego że jest bardzo mądry i od ciebie mądrzejszy z dziesięć albo nawet dwanaście razy. Poczujesz to zaraz, mam nadzieję. Niech im pan to udowodni, książę, niech pan kontynuuje. O ośle można by gdzieś w zasadzie, na końcu. No, co pan tam jeszcze oprócz osła widział za granicą?

      – Ależ i o ośle było mądrze powiedziane – rzekła Aleksandra – książę bardzo ciekawie opisał przypadek swej choroby, kiedy jeden zewnętrzny bodziec sprawił, że jego spojrzenie na otaczający świat zmieniło się ze smutku w zachwyt. Mnie zawsze interesowało, jak to jest, kiedy człowiek traci rozum, a potem znowu wraca do zdrowia, szczególnie, gdy to się dzieje nagle.

      – I co, nie mówiłam? – podskoczyła generałowa. – Widzę, że i ty bywasz mądra czasami. No, dość tych chichotów. Pan się chyba zatrzymał na szwajcarskiej przyrodzie, książę? No!

      – Przyjechaliśmy do Lucerny. Tam wsadzono mnie na statek i popłynęliśmy przez jezioro. Czułem, że jest piękne, ale było mi przy tym straszliwie ciężko na duszy – powiedział książę.

      – Dlaczego? – spytała generałowa.

      – Nie mam pojęcia. Kiedy patrzę pierwszy raz na taką przyrodę, zawsze mi ciężko i czuję niepokój. I dobrze mi – i niespokojnie. Zresztą, byłem jeszcze wtedy chory.

      – Bardzo bym to chciała zobaczyć – powiedziała Adelajda – i nie rozumiem, dlaczego ciągle nie możemy się wybrać za granicę. Od dwóch lat nie mogę znaleźć tematu do obrazu. Wschód i Południe dawno opisane…12. Książę, niech mi pan znajdzie jakiś temat.

      – Nie znam się na tym ani trochę; wydaje mi się, że wystarczy spojrzeć i po prostu malować.

      – Ja nie umiem spojrzeć.

      – Dlaczego mówicie zagadkami? Nic nie rozumiem – wtrąciła się generałowa – jak to: „nie umiem spojrzeć”. Masz oczy to patrz. A jeśli tutaj nie umiesz patrzeć, to i za granicą się nie nauczysz. Już lepiej niech pan powie, jak pan patrzył, książę.

      – Tak będzie lepiej – dodała Agłaja – książę za granicą nauczył się przecież patrzeć.

      – Nie wiem. Leczyłem się tam tylko i nie wiem, czy nauczyłem się patrzeć. Przez cały ten czas byłem zresztą bardzo szczęśliwy.

      – Szczęśliwy! Pan umie być szczęśliwy? – krzyknęła Agłaja. – Więc jak pan może mówić, że się pan nie nauczył patrzeć? Pan jeszcze nas będzie uczył.

      – Niech pan nas nauczy, prosimy – śmiała się Adelajda.

      – Nauczyć niczego nie mogę – roześmiał się również książę. – Prawie cały czas za granicą przemieszkałem w jednej szwajcarskiej wiosce i rzadko gdzieś wyjeżdżałem, a jeśli już, to bardzo niedaleko. Czego ja panie mogę nauczyć? Na początku po prostu się tam nie nudziłem; zacząłem szybko przychodzić do zdrowia; z biegiem czasu zauważyłem, że każdy dzień staje się dla mnie coraz droższy; kładłem się spać bardzo zadowolony, a wstawałem jeszcze szczęśliwszy. I naprawdę trudno mi powiedzieć, dlaczego.

      – I pan nigdzie nie miał ochoty pojechać, nigdzie pana nie ciągnęło? – zapytała Aleksandra.

      – Na początku tak, dlatego czasami ogarniał mnie duży niepokój. Ciągle myślałem o tym, jak będę żył, chciałem poznać swój los. Ten niepokój nasilał się szczególnie w pewnych momentach – wiedzą panie, zdarzają się ludziom takie chwile szczególnego niepokoju, zwłaszcza w samotności. Mieliśmy tam w Szwajcarii wodospad, nieduży taki – wysoko, u góry lał się cienką strużką, prawie prostopadle do ziemi; pamiętam go dobrze: biały, spieniony, huczał głośno. Był wysoko, a wydawało się, że jest tuż przy nas; nocami lubiłem słuchać jego szumu; i właśnie wtedy nachodził mnie szczególny niepokój. A czasami też w dzień, w południe. Bywało – pójdziesz gdzieś w góry, staniesz samotnie na szczycie, a wokół sosny: stare, ogromne, oblepione żywicą. Wysoko na skale widzisz stary, średniowieczny zamek, ruiny; nasza wioska daleko w dole, ledwie widoczna;


Скачать книгу

<p>11</p>

Parodia słów Mozgliakowa, bohatera Snu wujaszka Dostojewskiego.

<p>12</p>

Zniekształcony cytat z wiersza M. Lermontowa Dziennikarz, czytelnik i pisarz