Idiota. Федор Достоевский
że „państwa nie ma w domu”.
– Jaka szkoda, jaka szkoda, jak na złość! – powtórzył kilka razy Ardalion Aleksandrowicz z głębokim żalem. – Proszę przekazać, że generał Iwołgin i książę Myszkin osobiście pragnęli złożyć wyrazy szacunku i nadzwyczaj, nadzwyczaj żałowali, że…
W tym momencie w drzwiach ukazała się jeszcze jedna osoba, najprawdopodobniej zarządczyni, może nawet guwernantka, około czterdziestoletnia dama w ciemnej sukni. Usłyszawszy nazwisko generała Iwołgina i księcia Myszkina, zbliżyła się do drzwi z zaciekawieniem i nieufnością.
– Marii Aleksandrowny nie ma w domu – oznajmiła dama, wpatrując się przy tym uważnie w generała – wyjechała z panienką Aleksandrą Michajłowną do babci.
– I Aleksandra Michajłowna razem z nimi pojechała? Boże, co za nieszczęście! I niech sobie pani dobrodziejka wyobrazi, że za każdym razem mam takiego pecha! Proszę przekazać moje najpokorniejsze ukłony, a Aleksandrze Michajłownie, żeby sobie przypomniała… jednym słowem proszę jej przekazać moje najserdeczniejsze życzenia spełnienia tego, czego sobie życzyła w czwartek wieczorem przy dźwiękach ballady Chopina, ona pamięta… Moje serdeczne życzenia! Generał Iwołgin i książę Myszkin!
– Nie zapomnę – odkłoniła się dama, nabrawszy nieco ufności do przybyłych.
Schodząc po schodach, generał nie przestawał ubolewać, że nie udało się zastać, i że książę został pozbawiony zawarcia tak czarującej znajomości.
– Wie pan, drogi książę, w duszy jestem trochę poetą. Zauważył pan? A zresztą… zresztą coś mi się zdaje, że poszliśmy nie całkiem tam, gdzie powinniśmy – skonstatował nieoczekiwanie – teraz sobie przypomniałem, Sokołowiczowie mieszkają teraz w zupełnie innym domu i w dodatku chyba w Moskwie. Tak, trochę się pomyliłem, ale… to nie szkodzi.
– Chciałbym wiedzieć tylko jedno – posępnie rzekł książę – czy powinienem już całkowicie przestać na pana liczyć i czy nie będzie lepiej, jak pójdę sam.
– Przestać? Liczyć? Iść samemu? Ależ z jakiej racji, skoro dla mnie ta wyprawa ma znaczenie kapitalne i tak bardzo od niej zależą losy mojej rodziny! Jednak, mój młody przyjacielu, słabo zna pan Iwołgina. Kto mówi „Iwołgin” mówi „mur”. Już w szwadronie, w którym zaczynałem służbę, mówiono: możesz się oprzeć o Iwołgina jak o mur. Jeszcze po drodze muszę tylko wstąpić na chwilę do jednego domu, w którym po latach niepokojów, po ciosach zadanych przez los znalazła schronienie moja duszka…
– Pan chce wstąpić do domu?
– Nie! Chcę… do kapitanowej Terentiew, wdowy po kapitanie Terentiewie… moim byłym podkomendnym… a nawet przyjacielu. Tutaj, u kapitanowej odradza się mój duch i do niej niosę wszystkie moje rodzinne i życiowe zmartwienia… A ponieważ właśnie dzisiaj obarczony zostałem takim bagażem moralnym…
– Wydaje mi się, że i bez tego strzeliłem straszne głupstwo – wymruczał książę – niepokojąc pana. W dodatku pan teraz… żegnam!
– Ale ja nie mogę, nie mogę pana przecież tak puścić, mój młody przyjacielu! – zawołał generał. – Wdowa, matka rodziny, kobieta, która wydobywa z mego serca struny dźwięczące potem w całej mej istocie. Wizyta u niej to pięć minut; ja do tego domu wchodzę bez ceremonii, prawie tam mieszkam. Umyję się tylko, doprowadzę toaletę do porządku i puścimy się dorożką prosto pod Teatr Wielki. Niech mi pan wierzy, że potrzebuję pana na cały wieczór… O, to właśnie ten dom. Przyszliśmy… O, Kola, ty już tutaj? Marfa Borysowna w domu, czy sam dopiero przyszedłeś?
– Nie, nie – odparł Kola, z którym zetknęli się w bramie domu – już dawno jestem, u Hipolita. Czuje się gorzej i leżał dzisiaj rano. W sklepiku teraz byłem, po karty. Marfa Borysowna czeka na tatę. Tylko.. uch, jak tato już dzisiaj… – dokończył Kola, przypatrując się chwiejnemu krokowi generała. – No, chodźmy już!
Spotkanie z Kolą skłoniło księcia do tego, aby na krótką chwilę towarzyszyć generałowi podczas wizyty u Marfy Borysowny. Kola był księciu potrzebny; generała postanowił w końcu zostawić i nie mógł sobie wybaczyć, że zdał się na jego pomoc. Wspinali się długo na trzecie piętro kuchennymi schodami.
– Tato chce przedstawić księcia? – zapytał Kola po drodze.
– Tak, mój przyjacielu, chcę. Generał Iwołgin i książę Myszkin. No, ale… co tam? Jak Marfa Borysowna?..
– Lepiej niech tam tato nie idzie. Zje tatę! Przecież tato się tam trzy dni nie pokazywał, a ona czeka na pieniądze. Dlaczego jej tato obiecał pieniądze? Ojciec tak zawsze! Teraz proszę się tłumaczyć.
Na trzecim piętrze zatrzymali się przed niziutkimi drzwiami. Generał najwidoczniej się bał i wysuwał księcia przed siebie.
– Ja zostanę tutaj – mamrotał – chcę zrobić niespodziankę…
Kola wszedł pierwszy. Zza drzwi wyjrzała jakaś czterdziestoletnia może dama, mocno wypudrowana i naróżowana, w domowych pantoflach, w serdaku i z włosami zaplecionymi w warkoczyki. Cała niespodzianka generała poniosła fiasko, gdy bowiem tylko dama go dostrzegła, krzyknęła:
– Oto on! Nędzny, przewrotny człowiek! Moje serce to czuło!
– Proszę wejść, to tylko tak – mruczał generał do księcia, wciąż jeszcze uśmiechając się niewinnie.
Jednak sprawa nie wyglądała „tylko tak”. Ledwie goście przekroczyli próg, przeszli przez ciemny i niski korytarz do wąziutkiego salonu, zastawionego pół tuzinem plecionych krzeseł i dwoma stolikami do kart, gdy gospodyni podjęła na nowo swój płaczliwy, jakby wyuczony na pamięć monolog.
– I nie wstyd ci? Nie wstyd? Barbarzyńco i tyranie, kacie mojej rodziny? Barbarzyńca i potwór! Ograbił mnie do ostatniej kopiejki, wyssał wszystkie soki i jeszcze mu mało! Dokąd będę cię musiała znosić, bezwstydniku bez czci?
– Marfo Borysowna, Marfo Borysowna, to jest… książę Myszkin. Generał Iwołgin i książę Myszkin – trzęsąc się, mamrotał skonsternowany generał.
– Czy pan uwierzy – zwróciła się nagle kapitanowa do księcia – czy pan uwierzy, że ten bezwstydnik nie oszczędził moich sierot? Ze wszystkiego mnie ograbił, wszystko wyniósł, sprzedał i zastawił. Nie zostawił nic! Co ja mam robić z twoimi trzema rewersami dłużniczymi, oszuście bez sumienia? Odpowiadaj, łotrze! Odpowiadaj, serce nienasycone! Czym, czym ja teraz moje sieroty nakarmię? Przychodzi pijany, że nie może ustać na nogach… Czym ja Pana Boga obraziłam, że mnie tobą pokarał, łobuzie, odpowiadaj!
Generał już jednak nie był w stanie.
– Marfo Borysowna, dwadzieścia pięć rubli… wszystko, co mogę, dzięki pomocy szlachetnego przyjaciela. Książę! Okrutnie się pomyliłem! Takie jest życie… A teraz… wybaczcie, słaby jestem – kontynuował generał, który stał na środku pokoju i kłaniał się na wszystkie strony. – Czuję się coraz gorzej, przepraszam! Lenoczka, poduszkę, moja kochana!
Ośmioletnia Lenoczka natychmiast pobiegła po poduszkę, po czym położyła ją na kraciastej, twardej, poobdzieranej kanapie. Generał usiadł z widocznym zamiarem powiedzenia jeszcze wielu rzeczy, ale gdy tylko dotknął kanapy, natychmiast przechylił się na bok, odwrócił do ściany i zasnął snem sprawiedliwego. Marfa Borysowna gestem ceremonialnym i pełnym smutku wskazała księciu krzesło przy stoliku karcianym, a sama usiadła naprzeciw, podparła dłonią policzek i zaczęła na niego w milczeniu patrzeć, wydając ciężkie westchnienia. Wówczas podeszła do stołu trójka małych dzieci – dwie dziewczynki i jeden chłopiec (Lenoczka była wśród nich najstarsza), każde z nich położyło ręce na blacie i zaczęło uważnie wpatrywać się w księcia, nie odrywając od niego oczu. Z drugiego pokoju wyszedł