Piętno mafii. Piotr Rozmus

Piętno mafii - Piotr Rozmus


Скачать книгу
pomysłem.

      – Powiedzmy, że wciąż mam swoje kontakty. To na pewno córka Makowskiego?

      – Na sto procent. Była z koleżanką. Zabrali tylko ją. Drugą dziewczynę wypuścili.

      – Czyj to dom? – Merk zaciągnął się kolejny raz, spoglądając na willę.

      Wolański kartkował mały notatnik.

      – Jakiegoś Schulza.

      – To niemieckie nazwisko.

      – Brawo.

      Merk zerknął na Wolańskiego, tym razem wypuszczając dym nosem.

      – Udało wam się go namierzyć?

      – Nie. Podejrzewam, że facet nie istnieje.

      Przez kolejne dziesięć minut Wolański opowiadał ze szczegółami to, co usłyszał od dziewczyny, którą wypuścili.

      – Miała szczęście – ocenił Merk. – Gdyby nie ten chłopak, pewnie by ją zabili albo sprzedali do jakiegoś ruskiego burdelu.

      – Mówi ci coś imię Maks? – zapytał Wolański. – Ponoć facet wyglądał jak król Cyganów.

      Olgierd pokręcił głową.

      – Bardzo możliwe, że będziemy mieli co najmniej jednego trupa – oznajmił Borys. Udało mu się przykuć wzrok dawnego kolegi z wydziału na dłużej.

      – Jak to „bardzo możliwe”?

      – Technicy pobrali z podłogi próbki krwi. Ktoś pospiesznie i wyjątkowo nieudolnie próbował zatrzeć ślady. Na piętrze wyłamano barierkę. Wygląda to tak, jakby kogoś przez nią wyrzucili.

      – Może to jednak krew dziewczyny?

      Wolański spojrzał na niego wymownie.

      – Mało prawdopodobne, ale sprawdzimy.

      – Dałeś Makowskiej ochronę?

      – Taa.

      – Na pewno się odezwą.

      – Pytanie tylko, czego chcą? Muszą wiedzieć, że babka jest spłukana.

      – Może wcale nie chodzi o pieniądze? – Merk znowu zerknął na komisarza.

      – A o co? Czego mogliby chcieć po śmierci Makowskiego?

      – Może to dla nich za mało? Jeśli tak, to dziewczyna nie wróci już do domu.

      Usłyszeli chrzęst kół zbliżającego się pojazdu. Wolański wyprostował się na chwilę. Potem trzasnął pięścią w dach i ponownie oparł się o drzwi samochodu Merka.

      – Kurwa, to Biernacka. Zabieraj się.

      Merk westchnął.

      – Nadal ją posuwasz?

      Wolański nie odpowiedział. Nie musiał. Merk spuścił na chwilę głowę, po czym spojrzał na niego z politowaniem i wyrzucił przez okno niedopałek papierosa.

      – A co słychać u Dominiki?

      Cisza.

      – Frajer z ciebie, wiesz? – Merk zasunął szybę i odjechał. Zawrócił i opuszczając teren posesji, minął auto prokurator Biernackiej. Ich oczy spotkały się na chwilę. Gdyby spojrzenie mogło zabijać – już by nie żył. Uśmiechnął się zaczepnie. Czerwone usta kobiety pozostały niewzruszone.

***

      – Możesz mi powiedzieć, co on tu robił do cholery?! – Biernacka trzasnęła drzwiami.

      Idąc w stronę Wolańskiego, odruchowo odgarnęła pasmo ciemnych włosów za ucho. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała. Wolański zdążył już poznać wszystkie jej bezwiedne gesty. Ciało Kariny Biernackiej nie miało przed nim żadnych tajemnic. Sypiał z tą kobietą od ponad dwóch lat, ale wciąż nie wiedział, jaki jest jej ulubiony kolor czy film. Taki był układ i dotychczas mu to pasowało. Wszystko się zmieniło, gdy Dominika powiedziała mu, że jest w ciąży. Mieszkali razem, planowali ślub. Chciał skończyć z Biernacką, ale… nie potrafił.

      – Sam przyjechał – próbował się tłumaczyć Wolański. – Najwyraźniej ktoś dał mu cynk. Kazałem mu się zabierać.

      – Przestań pierdolić albo zabiorę ci tę sprawę.

      Stała teraz tuż przed nim. Czuł zapach jej niesamowitych perfum.

      – W weekend mówiłaś coś zupełnie innego. – Nie mógł się powstrzymać i kącik jego ust uniósł się nieznacznie.

      Wściekła przygryzła wargę, nie odrywając od niego przenikliwego spojrzenia brązowych oczu. W końcu odwróciła się na pięcie i niezgrabnie ruszyła w stronę domu. Obserwował z rozbawieniem, jak jedna z wysokich szpilek zapada się w mokrym podłożu.

      – Dobre obuwie wybrałaś!

      Pokazała mu środkowy palec.

      Zanim weszli do środka, zdążył zlustrować Biernacką od stóp do głów, zatrzymując na dłużej wzrok na skrytych pod granatową spódnicą pośladkach. Przez ułamek sekundy przez głowę przeszła mu absurdalna myśl. Zastanawiał się, czy miał już okazję ściągać z niej tę kieckę. Nie pamiętał.

      – Mów – zażądała, kiedy przekroczyli próg.

      Kilku techników pochylało się jeszcze nad podłogą. Pracowali nad czymś, czego Biernacka nie mogła dostrzec gołym okiem. Błysnęły flesze. Jeden z techników chował właśnie do papierowej koperty wymazówkę. Jej koniec był zabarwiony na czerwono.

      – Prawdopodobnie mamy trupa – oświadczył Wolański, zatrzymując się obok prokurator. – No chyba że jedynie nieźle kogoś poturbowali. Może doszło do bójki i ktoś wyleciał przez barierkę.

      – Krew?

      – Jak widzisz.

      – Gówno widzę. Jak dla mnie równie dobrze może to być rozlany sok. Możesz konkretniej?

      – Potwierdzone przez Heglostix.

      Heglostix był obok Hemastiksu i Hemophanu najpopularniejszym stosowanym przez techników kryminalistycznych testem paskowym. Po kontakcie z krwią żółta kwadratowa bibułka na jego końcu zabarwiała się na zielono.

      Bez słowa ruszyła w stronę salonu. Stukot szpilek na drewnianej podłodze zwrócił uwagę kilku funkcjonariuszy. Część z nich kiwnęła prokurator głową. Nie odwzajemniła gestu. Zatrzymała się przed wejściem do pokoju. Tu było jeszcze więcej ludzi. Kieliszki, fragmenty pobitego szkła, niedopałki papierosów i śladowe ilości narkotyków znikały w specjalnych kopertach, workach i kartonikach. Ale było coś jeszcze, czego Biernacka nie potrafiła zidentyfikować.

      – A to co? – zapytała, wskazując brodą technika wrzucającego do worka coś włochatego i kolorowego.

      – Maska klauna – wyjaśnił Wolański. – Była niezła impreza.

      – Co jeszcze mamy?

      Komisarz stał z założonymi rękami. Jakby od niechcenia spojrzał na sufit. Wrócili do holu i ruszyli na piętro.

      – Dziewczyna zeznała, że obie zostały zgwałcone – przypomniał Wolański, kiedy wspinali się po schodach. – Gwałt zbiorowy. Czekamy jeszcze na potwierdzenie lekarza.

      Przystanęli przed jedną z sypialni. Kolejni technicy uwijali się przy rozmemłanym łóżku. Jeden z nich z chirurgiczną precyzją zbierał z prześcieradła włosy i za pomocą pęsety umieszczał je w kopercie.

      – Sperma?

      – Tak – potwierdził Wolański. – I prawdopodobnie śladowe ilości wydzieliny pochwowej.


Скачать книгу