Spowiedź. Lew Tołstoj

Spowiedź - Lew Tołstoj


Скачать книгу
z zagranicy, zamieszkałem na wsi zajęłem się włościańskiemi szkołami. Zajęcie to przypadło mi do serca, gdyż w niem nie było tego, widocznego już dla mnie, kłamstwa, które mnie w oczy kłuło podczas mojej działalności literackiej. Tutaj działałem także w imię postępu, ale odnosiłem się do postępu krytycznie. Mówiłem sobie, że postęp w niektórych swych przejawach odbywał się nieprawidłowo i że w stosunku do ludzi pierwotnych, dzieci wiejskich, trzeba zostawić im całą swobodę i pozwolić na wybór tej drogi do postępu, która im najlepiej odpowiada. W samej rzeczy ciągle obracałem to samo nierozwiązalne zagadnienie, żeby uczyć, nie wiedząc samemu, czego mam uczyć. W wyższych sferach literackiej działalności pojąłem, że nie można uczyć, nie wiedząc czego się ma uczyć, bo widziałem, że każdy uczy czego innego i dysputami maskuje przed samym sobą swoje nieuctwo; tu zaś z chłopskimi dziećmi, sądziłem, że można ominąć ten skrupuł, pozwalając dzieciom uczyć się tego, czego same zechcą. Teraz śmiech mnie ogarnia na wspomnienie, jakiem się wykręcał, aby zadowolnić moją chęć nauczania, chociaż w głębi duszy dobrze wiedziałem, że nie mogę uczyć niczego pożytecznego, bo sam nie wiem co jest pożyteczne. Po roku spędzonym na zajęciach w szkole pojechałem poraz drugi zagranicę, żeby tam się dowiedzieć jakby to można samemu nic nie umiejąc, uczyć innych.

      I zdawało mi się, żem się już tego wszystkiego wyuczył zagranicą i zbrojny tą całą mądrością, w roku oswobodzenia włościan wróciłem do Rosji i zająwszy miejsce pośrednika, zacząłem uczyć nieoświecony lud w szkołach i oświeconych ludzi w gazecie, którą wydawałem. Robota, napozór szła dobrze, ale czułem że nie jestem zupełnie zdrów umysłowo i że to tak dłużej trwać nie może. I wówczas być może doszedłbym do tego rozpaczliwego położenia, w którem się znalazłem po latach piętnastu, żeby nie to, że isniało jeszcze coś w życiu nieznanego mi, a obiecującego zbawienie, a tem było życie rodzinne. Przez rok cały zajmowałem się szkołami i gazetą i zmęczyłem się głównie tem, że się w to wszystko wplątałem. Ciężką mi była ta walka, niejasną wydała mi się działalność w szkołach, obrzydło mi krętactwo w gazecie, polegając zawsze jedynie na pragnieniu uczenia wszystkich i ukrycia tego, że sam nie wiem czego mam uczyć. Zachorowałem więcej duchowo, aniżeli fizycznie, rzuciłem wszystko i pojechałem w step do baszkirów – aby odetchnąc powietrzem, pić kęmys i żyć życiem zwierzęcem.

      Po powrocie stamtąd ożeniłem się. Nowe warunki szczęśliwego, rodzinnego życia oderwały mnie od poszukiwania celu życia, Całe moje życie skoncentrowało się wówczas w rodzinie, żonie, dzieciach i w trosce o powiększenie dobrobytu. Dążenie do udoskonalenia, zamienione poprzednio na dążenie do postępu, teraz zmieniło się wprost na dążenie, aby mnie z rodziną było jaknajlepiej.

      Tak minęło jeszcze lat piętnaście. Pomimo, że lekceważyłem piśmiennictwo, podczas tych lat piętnastu ciągła pisałem. Zakosztowałem już ponęty literatury, ponęty olbrzymiego pieniężnego wynagrodzenia i poklasku za niewielką pracę i oddawałem się jej dla polepszenia materjalnego bytu i zagłuszenia w duszy wszelkich pytań o celowości życia ludzkiego.

      Pisałem, ucząc tego jedynego dla mnie aksjomatu, że trzeba żyć tak, żeby człowiekowi i rodzinie jego było jaknajlepiej. Tak też i żyłem, ale pięć lat temu zdarzyło się zemną coś dziwnego: zaczęły mnie nachodzić chwile, z początku jakby nieświadomości, zahamowania życia, jakgdybym nie wiedział jak mam żyć, co mam robić i dusza moja mroczyła się i posępniała. Ale to mijało i żyłem znów po dawnemu. Różnie te chwile nieświadomości nachodziły mnie częściej i ciągle w tej samej formie. To zahamowanie życia wyrażało się zawsze jednakowem pytaniem: poco? No, a potem?

      Z początku zdawało mi się, że to takie sobie – bezcelowe, nie na miejscu pytania. Zdawało mi się to wszystko wiadomem i że o ile zechcę zająć się rozwiązaniem tych pytań, dokonam tego z łatwością, – że obecnie nie mam czasu zając się tem, ale gdy zechcę, znajdę odpowiedź. Ale częściej i częściej powtarzały się pytania, coraz natarczywiej żądając odpowiedzi i jak krople, padając ciągle na to samo miejsce zlały się razem w jedną wielką plamę.

      Stało się to, co się dzieje z każdym przed ciężką wewnętrzną chorobą. Z początku pojawiają się drobne oznaki niedomagania, na które chory nie zwraca uwagi, potem oznaki te powtarzają się coraz częściej i łączą się w jedno cierpienie Cierpienie wzrasta i chory zanim się obejrzy już sobie uświadamia, że to co uważał za niedomaganie, jest tem, co dla niego najważniejsze na świecie – że to śmierć.

      To samo stało się i zemną. Zrozumiałem, że to nie przypadkowe niedomaganie, a coś bardzo ważnego i że jeżeli te pytania będą się powtarzać, to trzeba na nie odpowiedzieć. Pytania zdawały się takimi głupimi, prostymi, dziecinnymi pytaniami. Ale tylkom się ich dotknął i próbowałem rozwiązać, zaraz się przekonałem popierwsze, że èie są to dziecinne i głupie pytania, a po drugie, że nie mogę i nie mogę, chociażbym nie wiem jak długo myślał, rozwiązać ich. Zanim się mam zająć majątkiem w samarskiej gubernji, wychowaniem syna, pisaniem książki, trzeba wiedzieć poco mam to wszystko robić. Pokąd nie wiem po co, nie mogę nic robić, nie mogę żyć. Podczas moich rozmyślań o gospodarstwie, które mnie wówczas bardzo zajmowały, przychodziła mi do głowy myśl: „No, dobrze, będziesz miał 6,000 dziesięcin w samarskiej gubernji – 300 koni, a potem co?…” i nie wiedziałem co myśleć dalej. Albo zastanawiając się nad tem, jakby lud mógł dojść do dobrobytu, nagle mówiłem sobie: „A mnie co do tego?” Albo, myśląc o sławie, którą mi zyskają moje dzieła, mówiłem sobie: „No, dobrze będziesz sławniejszym od Gogola, Puszkina. Szekspira, od wszystkich pisarzy na świecie, – no i cóż stąd.”

      I nie mogłem znaleźć żadnej odpowiedzi. Pytania nie czekają, trzeba na nie „odpowiedzieć” natychmiast, bez tej odpopowiedzi nie mogę żyć. A odpowiedzi niema.

      Poczułem, że podstawy, na których oparłem życie, załamały się, że nie mam się o co oprzeć, że tego, czem żyłem – już niema, że nie mam celu w życiu.

      IV

      Życie moje zatrzymało się. Mogłem oddychać, jeść, pić, spać i nie mogłem nie oddychać, nie jeść, nie pić i nie spać; ale to nie było życiem dlatego, że nie miałem takich pragnień, których zaspakajanie nazwałbym rozumnem. Jeżeli życzyłem sobie czego, zgóry zdawałem sobie sprawę, że jeśli nawet spełni się moje życzenie i tak nic z tego dobrego nie wyjdzie. Jeśliby przyszła dobra wróżka i przyrzekła mi spełnić wszystkie moje życzenia, nie wiedziałbym co powiedzieć. Jeżeli w chwilach podniecenia nachodziły mnie nie pragnienia, ale przyzwyczajenia dawnych pragnień, to w chwilach wytrzeźwienia wiedziałem, że to złuda, że nie warto pragnąć. Nawet nie pragnąłem poznać prawdy, bo się domyślałem na czem ta prawda polegała. Prawdą było, że życie jest bezmyślne. Niby to żyłem – żyłem, szedłem – szedłem, aż doszedłem do skraju przepaści i ujrzałem jasno, że przedemną nie mam nic, oprócz zguby. I zatrzymać się nie można, i powrotu niema, i nie można oczu zamknąć, aby nie widzieć, że nic mnie w przyszłości nie czeka, prócz cierpień i śmierci – zupełnego unicestwienia. I stało się to, że ja – zdrowy, szczęśliwy człowiek – poczułem, że nie mogę żyć dłużej – jakaś niepokonana siła ciągnęła mnie do tego, aby się w jakibądź sposób uwolnić od życia. Nie mogę powiedzieć, żebym chciał się zabić. Siła, która mnie odciągała od życia, była silniejszą od mojej woli. Była to moc podobna do poprzedniego pragnienia życia, ale działająca w odwrotnym kierunku. Wszystkiemi siłami oddalałem się od życia. Myśl o samobójstwie nasunęła mi się tak naturalnie, jak pierwej nasuwały mi się myśli o upiększeniu życia. Myśl ta tak była ponętną, że musiałem względem samego siebie uciekać się do wybiegów, aby jej zbyt prędko w czyn nie wprowadzić. Nie chciałem się spieszyć jedynie dlatego, że


Скачать книгу