Tajemnica Marii Magdaleny. Paweł Lisicki
w sobie nieustanne niebezpieczeństwo, były żywą pokusą, były przeszkodą i wyzwaniem. Ich nauczanie nie tylko że narażałoby mistrza na stałe zagrożenie nieczystością wynikającą z miesiączkowania kobiet, ale także łatwo mogłoby uwikłać go w stosunek erotyczny; zresztą, co to za uczniowie, którzy nie mają władzy nad sobą i którzy z natury podlegają władzy mężczyzn? Czy Jezus tego nie wiedział? Czy lekceważył te zagrożenia?
Inaczej niż współcześni mu rabini Jezus nie ograniczał się do interpretowania odziedziczonego Prawa. W Jego przypadku samo już dopuszczenie kobiet do grona bliskich było nauką i czynem zarazem. „Całkowite odrzucenie przez Jezusa rabinicznego przeświadczenia, że grzech i choroba prowadzą do nieczystości rytualnej i skażenia, pozwoliły Mu pozostawać w relacjach z wielu kobietami, do których nie mógłby inaczej dotrzeć. Zasugerowaliśmy także, że pośrednie odrzucenie przez Jezusa idei wiążącej miesiączkowanie kobiet z ich skażeniem albo z tym, że są źródłem skażenia, usuwało podstawę rabinicznych nauk wykluczających kobiety z kultu synagogalnego, z uczestnictwa w stałych świętach i nauczania wiary. Był to prawdopodobnie jeden z czynników, który utorował drogę dla kobiet do wędrowania z Jezusem i do bycia w pełnym tego słowa znaczeniu uczniami swego Mistrza bez żadnych restrykcji” – pisze Witherington (s. 77).
Tu wskazana jest jednak ostrożność. Prawdą jest niewątpliwie, że Jezus odrzucił rabiniczne nauki dotyczące czystości. Z tego punktu widzenia najważniejsza jest opowieść o uzdrowieniu kobiety chorej na krwawienie. W wersji Marka brzmi ona tak: „(…) Towarzyszył Mu zaś wielki tłum, który napierał na Niego. A była tam kobieta, która od dwunastu lat miała krwotoki i dużo wycierpiała od wielu lekarzy. Wydała cały swój majątek, a nic jej to nie pomogło, lecz czuła się jeszcze gorzej. Kiedy usłyszała o Jezusie, przyszła w tłumie i z tyłu dotknęła Jego płaszcza. Pomyślała bowiem: Jeśli dotknę choćby Jego płaszcza, wyzdrowieję. I natychmiast przestała krwawić, i wyraźnie poczuła, że jest wyleczona ze swojej dolegliwości. W tej samej chwili Jezus odczuł też, że wyszła moc od Niego. Zwrócił się więc do tłumu i zapytał: »Kto dotknął mojego płaszcza?« Odpowiedzieli Mu uczniowie: »Widzisz, że tłum napiera na Ciebie ze wszystkich stron, a pytasz: Kto mnie dotknął?« On jednak rozglądał się, aby ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przestraszona i drżąca, świadoma tego co się z nią stało, podeszła, upadła przed Nim i wyznała całą prawdę. On zaś powiedział do niej: »Córko, twoja wiara cię uzdrowiła, idź w pokoju i bądź wolna od swojej dolegliwości«” (Mk 5, 24-34). Mateusz i Łukasz dodają tylko, że kobieta dotknęła nie płaszcza, ale jego skraju (9, 20) – co każe nam myśleć o pobożności Jezusa. Łukasz zmienia negatywne stwierdzenie na temat lekarzy – od których według Marka miała wiele wycierpieć – na neutralne stwierdzenie, że „nie zdołali jej pomóc”. Być może jest to wskazówka, jak chcą niektórzy egzegeci, jaki zawód wykonywał trzeci ewangelista. Tak czy inaczej, najważniejsze jest co innego.
Jezus pozwala się dotknąć obcej kobiecie, i to kobiecie, która cierpi na upływ krwi. Zgodnie z Księgą Kapłańską: „Jeżeli kobieta ma upływ krwi przez długi czas, poza normalną miesiączką, albo gdy ten upływ przeciągnie się poza okres miesiączkowania, będzie nieczysta jak w dniach comiesięcznego krwawienia. Każde łóżko, na którym się położy w czasie upływu krwi, będzie nieczyste, i każda rzecz, na której usiądzie, będzie nieczysta, tak jak podczas comiesięcznego krwawienia. Każdy, kto by dotknął tych rzeczy, będzie nieczysty. Wypierze swoje ubranie, wykąpie się w wodzie i będzie nieczysty aż do wieczora” (Kpł 15, 25-27). Widać z tego wyraźnie, że kobieta, która od dwunastu lat cierpiała na krwotoki, była całkowicie wykluczona z życia religijnego. Nie mogła wstąpić do świątyni jerozolimskiej; musiała też uważać, by nikt przez tych dwanaście lat nie dotykał jej rzeczy, ściągał bowiem na siebie nieczystość rytualną. Nie wiadomo, co dokładnie ta kobieta słyszała o Jezusie. Czy to, że był uzdrowicielem? Że wskrzesza zmarłych? Że ratuje trędowatych? Dość, że postanawia dotknąć Go od tyłu. Trzeba zrozumieć, co to znaczyło. Dotykając Jezusa, kobieta czyniła Go nieczystym; sama dokonywała naruszenia prawa i obciążała też Jezusa. Jezus, dowiedziawszy się o tym, co zrobiła, winien był ją zgromić i potępić. Kobieta świadomie przecież złamała nakazy Mojżesza. W ostateczności, pouczywszy ją o znaczeniu grzechu, Jezus powinien przypomnieć jej, tak jak to uczynił w przypadku trędowatego, by „po ośmiu dniach wzięła dwie synogarlice lub dwa młode gołębie i przyniosła je do kapłana” do świątyni. Nic takiego nie następuje. Przeciwnie. Kiedy kobieta „przestraszona i drżąca” podchodzi i pada przed Jezusem, kiedy wyznaje, że oto dopuściła się grzechu, że świadomie skaziła Go, że pragnąc uzdrowienia, złamała Prawo Mojżesza, że zaraziła Go nieczystością, On, miast skarcić i upomnieć, chwali ją! Nie odsyła nawet do kapłana, skoro już została uleczona, nie wspomina o tym, a jedynie jej błogosławi: „Idź w pokoju i bądź wolna od swojej dolegliwości”. I jeszcze głośno pochwala jej wiarę, tę wiarę, która powinna zostać potępiona, bo doprowadziła do złamania nakazów Mojżesza!
Ale jest jeszcze gorzej. Marek pisze, że Jezus, gdy niespodzianie dotknęła Go kobieta, szedł razem z Jairem, przełożonym synagogi. Nie tylko więc zlekceważył zachowanie kobiety, która ośmieliła się w stanie krwawienia Go dotknąć, nie tylko nie nakazał jej złożyć ofiary przebłagalnej, ale też, stawszy się rytualnie nieczysty, jakby nigdy nic idzie do domu przełożonego synagogi i tam „ujmuje za rękę zmarłą dziewczynkę” i nakazuje jej żyć (Mk 5, 41). Tak jakby reguły czystości w ogóle Go nie obowiązywały. Tak jakby nie czyniło Go nieczystym ani dotknięcie kobiety krwawiącej, ani kobiety zmarłej. Te dwa niejako programowe cuda pokazują suwerenną i wolną postawę Jezusa wobec kobiet i pętających je praw nieczystości. Słusznie zauważa Witherington, że tylko przy takim podejściu do kwestii skażenia wywoływanego miesięczną krwią mógł Jezus pozwolić kobietom na towarzyszenie Jemu i uczniom w wędrówkach.
Wzorowa postawa
Jednak zmiana stosunku Jezusa do kobiet przejawia się nie tylko w odrzuceniu praw czystości i zdjęcia z nich ograniczeń wynikających z miesiączkowania. Jeszcze bardziej niezwykłe są opisy kontaktów Jezusa z Marią i Martą, o czym wspominają, najprawdopodobniej niezależnie od siebie, Łukasz i Jan (Łk 10, 38-42; J 11, 1-44; 12, 1-11). Obaj zdają się zgadzać, że ani Maria, ani Marta nie wędrowały z Jezusem. Mimo że być może były najważniejszymi Jego uczennicami, mieszkały w Betanii i tam Go też przyjmowały. „Po drodze przyszedł do pewnej wioski. Tam kobieta imieniem Marta przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, która nosiła imię Maria. Ta usiadła u stóp Pana i przysłuchiwała się Jego słowom. Marta natomiast zajmowała się rozmaitymi posługami. W pewnej chwili przystanęła i powiedziała: »Panie, czy Ciebie nie obchodzi, że moja siostra zostawiła mnie samą przy posługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła«. Pan zaś jej powiedział: »Marto, Marto, troszczysz się i zabiegasz o wiele, a jedno jest potrzebne. Maria wybrała dobrą cząstkę, która nie zostanie jej odebrana«” (Łk 10, 38-42). W opowieści tej znowu uderza kilka szczegółów.
Przede wszystkim można sądzić, że Marta i Maria są w domu same. Czy to dlatego, że ich brat Łazarz, o którym dowiadujemy się od Jana, wybrał się w podróż, czy też dlatego, że Łukasz nie miał informacji o Łazarzu? Nie wiadomo. Dość, że sytuacja, w której Jezus przychodzi do sióstr i z nimi rozmawia, stanowi z pewnością złamanie powszechnie panujących reguł. Podobnie musi zaskakiwać, że wbrew obyczajom Marta krząta się na Jego oczach. Witherington pomaga zrozumieć kilka tych niezwykłości: „Chociaż wspomnieliśmy uprzednio, że kobiety mogły uczęszczać do synagogi, uczyć się, a nawet być uczonymi, jeśli ich mężowie lub panowie byli rabinami, to przybycie przez rabina do domu kobiety po to, by ją nauczać, było czymś niesłychanym. Dalej, przebywanie na osobności z dwiema kobietami, które nie były krewnymi, było przez rabinów uważane za zachowanie wielce wątpliwe. Tak więc nie tylko rola, jaką odgrywa Maria, ale i zadanie, jakie wykonuje Jezus w tej opowieści, pozostaje czymś niezwykłym wobec oczekiwań w stosunku do żydowskiego mężczyzny i żydowskiej