Dzień Zakochanych. Кэрол Мортимер
nie wchodziła w grę. Stało się jednak inaczej. Co gorsza, coraz trudniej było mu zmagać się z uczuciami.
Usiłował nabrać dystansu do Harriet, odgrodzić się od niej, wznieść wokół siebie mur obojętności, lecz wkrótce dotarło do niego, że równie dobrze mógłby starać się oddychać powietrzem pozbawionym tlenu.
Każdego dnia wymyślał preteksty, aby podejść do jej biurka. Codziennie z narastającą zazdrością patrzył, jak Harriet poświęca uwagę Benowi. Jak bardzo chciał być na jego miejscu!
Teraz pragnął podejść do Harriet, wziąć ją w ramiona i gorąco ucałować, aby poczuła ten sam ogień namiętności, który go trawił. Do diabła z konsekwencjami! Jeszcze silniejsze niż jego pożądanie było pragnienie chronienia jej. Chciał ocalić ją przed pogardliwymi i krytycznymi uwagami ze strony niektórych kolegów. Swoim zachowaniem mogła sobie ściągnąć na głowę nieprzyjemności.
Nie miało znaczenia, że wielokrotnie powtarzał sobie, że jest jej pracodawcą i powinien chronić ją w takim samym stopniu, jak pozostałych zatrudnionych. Kochał ją i nie mógł znieść tego, co o niej opowiadano. Nie potrafił nabrać dystansu do rozgrywających się zdarzeń. Zdawało się, że wszyscy, nie wyłączając Bena, wkrótce jej zasugerują, by nie robiła z siebie pośmiewiska i nie okazywała uczuć mężczyźnie, który wyraźnie ich nie odwzajemniał.
Czy jednak miał prawo wtrącać się w cudze sprawy, jako pracodawca czy jako zakochany w niej mężczyzna?
Pod względem moralnym – raczej nie. Za to emocjonalnie... Matt odetchnął głęboko.
Bezradnie patrzył, jak Harriet coraz bardziej zbliża się do Bena. Całą siłą woli powstrzymywał się przed rozdzieleniem ich.
Naprawdę nie wiedziała, jak niedorzecznie się zachowuje? Nie uświadamiała sobie, co mówili ludzie? Przecież na każdym kroku dawała dowody swojej miłości do Bena, który widział w niej wyłącznie przyjaciółkę. Najwyższa pora, by poznała prawdę!
Matt uświadomił sobie jednak, że do tego potrzeba mężczyzny znacznie odważniejszego niż Ben. W ubiegłym tygodniu przypadkowo usłyszał, jak Cindi w zaufaniu opowiada starszej koleżance o kłótni z Benem na temat jego przyjaźni z Harriet.
– On się zaklina, że widzi w niej wyłącznie przyjaciółkę – wyznała płaczliwie.
– Może w taki sposób postrzega ich związek, choć to oczywiste, że jest inaczej – obwieściła ponuro starsza pracownica. – Wystarczy popatrzeć, jak za nim tutaj przyszła! Cindi, nie popełnij tego samego błędu, co ja – ostrzegła. – Mój były mąż przysięgał, że jego sekretarka nic dla niego nie znaczy, a później ta suka oznajmiła mi, że go pragnie i będzie go miała, choćby nie wiem co. Istnieją takie kobiety. Jeśli chcesz znać moje zdanie, Harriet do nich należy. Wystarczy na nią popatrzeć, kiedy jest z Benem.
– Proszę, nie mów tak... – zaprotestowała Cindi. – Ben twierdzi, że mnie kocha, ale...
– Zatem zażądaj dowodu! Powiedz mu, że chcesz, aby ona wyniosła się z jego życia.
Tymczasem Harriet ewidentnie nie zniknęła z życia Bena i nie miała takiego zamiaru.
Czyżby nie wiedziała, co mówią ludzie? Nie dbała o to, że Ben widział co innego? Nie miała dumy, nie szanowała samej siebie, brakowało jej poczucia własnej wartości? Takie myśli, jedna za drugą, przelatywały przez głowę Matta.
Zacisnął usta i po raz tysięczny zastanowił się, dlaczego to się przytrafiło właśnie jemu. Nie tego pragnął i z pewnością nie tego potrzebował. Miał wrażenie, że zazdrość wypala mu dziurę w trzewiach. Cynicznie pomyślał, że scenarzysta telenoweli miałby doskonały materiał na kilka odcinków serialu, gdyby przypadkiem poznał szczegóły tej sytuacji.
Harriet kocha Bena, Ben kocha Cindi, Cindi kocha Bena, Ben nie kocha Harriet, Harriet nie kocha Matta, Matt kocha Harriet z dziką, wyniszczającą namiętnością, która uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie.
W pewnym momencie poważnie brał pod uwagę wyrzucenie Harriet z pracy. Potem jednak się opanował. Nawet gdyby prawo nie zabraniało mu takiego czynu bez uzasadnionego powodu, była zbyt cennym nabytkiem dla firmy, aby tak łatwo się jej pozbywać. W przeciwieństwie do Bena, odpowiedzialnego i pogodnego pracownika, Harriet wniosła do firmy pasję i talent, wzbogacając zespół świeżą dawką dynamizmu.
Rzecz jasna, próbował już przezwyciężyć uczucie, którym ją darzył. Starał się, i to jak! Przez kilka ostatnich miesięcy umówił się z większą liczbą kobiet niż przez poprzednie lata. Żadna z nich nie odwróciła jednak jego uwagi od Harriet na dłużej niż pięć minut.
Wewnętrzny radar Harriet, pozwalający jej z daleka wyczuć obecność Matta, tym razem zawiódł. Nie miała pojęcia, że szef mógł podsłuchać, jak stanowczo mówiła do Bena: „Nie możemy tutaj o tym rozmawiać” i kręciła głową. Potem po raz kolejny uścisnęła mu rękę i dodała: „Może zjemy razem kolację? Mam mnóstwo nowin z domu”.
Matt patrzył na nią i czuł się tak, jakby ktoś wyrywał mu serce z piersi, kawałek po kawałku. Pragnął podejść bliżej, obrócić ku sobie Harriet i spytać, czy jest świadoma tego, co robi. Tylko co potem? Nie miał prawa się wtrącać. Czy jednak powinien milczeć?
Harriet nie miała pojęcia, o czym myśli Matt. Patrzyła ze smutkiem na Bena. Zrobiłaby wszystko, aby go wesprzeć. Cindi najwyraźniej kochała jej przyjaciela, a on odwzajemniał to uczucie. Harriet była zdumiona, że Ben postanowił spytać ją wprost o to, czy przypadkiem nie jest w nim skrycie zakochana. Jakże miałaby go kochać, skoro... Skoro coraz bardziej się obawiała, że darzy miłością Matta?
Matt! Machinalnie podniosła głowę i zerknęła na korytarz. Zdrętwiała na widok przełożonego i poczuła, jak na jej policzki wypełza rumieniec.
Ben był przystojnym, młodym mężczyzną, lecz nic ponad to. Pod żadnym względem nie mógł się równać z Matthew Cole'em. Matt uosabiał wszystko, co Harriet najbardziej podziwiała w mężczyznach. Czasami uważała go za nierealny wytwór fantazji: tajemniczy, nieprzenikniony, zmysłowy.
Niestety, Matt nawet jej nie lubił. Czasami patrzył na nią tak, jak teraz: jakby z całego serca jej nienawidził.
– Harriet, chciałbym z tobą porozmawiać w gabinecie.
– Teraz? – wymamrotała.
– W tej chwili – potwierdził ostro. Ben lekko pchnął ją w kierunku szefa.
– Zobaczymy się wieczorem – mruknął.
Matt zniknął już w głębi korytarza. Harriet pospieszyła za nim, zastanawiając się nerwowo, o co chodzi.
Nigdy nie doszło między nimi do otwartego konfliktu – nic dziwnego, w końcu był nie tylko jej bezpośrednim przełożonym, ale także właścicielem firmy. Niemniej często ścierali się w zawoalowany sposób.
Po krótkotrwałym i nieudanym pierwszym związku Harriet nadal spokojnie oczekiwała na pojawienie się prawdziwego ukochanego. Na razie nie widziała powodów do pośpiechu. Tymczasem jej misterne, zdroworozsądkowe plany wzięły w łeb, kiedy ujrzała Matta. Nie pomogło też powtarzanie sobie, że trzeźwo myśląca kobieta nie może idiotycznie zakochiwać się w mężczyźnie, który nigdy nie odwzajemni jej uczuć.
Nagle dotarło do niej, że stoi na progu gabinetu szefa, który przeszywa ją wzrokiem, jakby czytał jej w myślach i zamierzał kwestionować sens każdej z nich.
– Wejdź i zamknij drzwi. Usiądź.
Zesztywniała Harriet zajęła miejsce na krześle.
Matt wyjątkowo nie opracował w myślach planu działania. Wiedział tylko, że dla własnego dobra Harriet