Lato w Brazylii. CATHERINE GEORGE

Lato w Brazylii - CATHERINE  GEORGE


Скачать книгу
nie czekając na mnie. – De Sousa groźnie zmarszczył brwi. – Proszę usiąść, pani doktor.

      Jorge napełnił jedną filiżankę z delikatnej porcelany herbatą, a drugą czarną kawą. Zaproponował też Katherine ciasteczka, ale odmówiła mu z przyjaznym uśmiechem i usiadła.

      Roberto de Sousa usiadł naprzeciw niej, pogrążając się znów w milczeniu. Poirytowana Katherine postanowiła, że tym razem nie przerwie ciszy. Co z tego, że jest zabójczo przystojny? Kiedy tylko wypije herbatę, poprosi, by odwieziono ją do Viana do Castelo.

      – Proszę mi powiedzieć, jak dobrze zna pani Jamesa Masseya? – spytał w końcu.

      – Całe życie.

      – Jest pani krewnym?

      – Nie, bliskim przyjacielem ojca. A skąd pan go zna?

      – Słyszałem o nim wiele i poszperałem w internecie. Uznałem, że nikt lepiej nie zbada mojego obrazu. Kupiłem go za względnie niewielkie pieniądze.

      – Ale uważa pan, że jest cenny?

      Roberto wzruszył ramionami.

      – Wartość nie ma znaczenia. Obraz nie jest na sprzedaż. Chodzi mi o stwierdzenie, kto jest autorem dzieła i kto został sportretowany. Jeśli zgodzi się pani go zbadać, będę wdzięczny… pani doktor.

      W pierwszym momencie Katherine chciała odmówić, ale zwyciężyła ciekawość, a także świadomość, że reprezentuje Massey Gallery.

      – Ponieważ zgodził się pan tak hojnie wynagrodzić moje usługi, nie mam innego wyboru – powiedziała.

      – Dziękuję. Obejrzy pani obraz rano, w pełnym świetle, i powie mi, czego potrzebuje. Pan Massey uprzedził mnie, że przed wydaniem opinii obraz wymaga oczyszczenia. – Spojrzał na zegarek. – Pewnie jest pani zmęczona. Proszę odpocząć, a potem zapraszam na kolację.

      Słysząc o posiłku, Katherine poczuła głód.

      – Dziękuję, panie de Sousa – odparła i ruszyła na piętro po schodach, wyprostowana, jakby połknęła kij.

      Roberto de Sousa odprowadził ją wzrokiem, po czym wrócił na werandę, pogrążony w myślach. Usiadł, bezmyślnie masując nogę, która dokuczała mu okropnie, ilekroć stał zbyt długo. Jego nieukrywane zaskoczenie faktem, że doktor Lister jest kobietą, z pewnością ją uraziło. Jeśli jednak jest dobrym ekspertem, teoretycznie nie stwarza to dla niego żadnego problemu. Teoretycznie, bo w praktyce wcale nie ma ochoty na towarzystwo kobiety teraz, kiedy jest oszpecony. Nawet takiej intelektualistki jak doktor Lister, z przyczesanymi skromnie włosami i w mało kobiecym stroju. Jedynymi osobami płci żeńskiej w Quinta były służące, a przecież dawniej ze wszystkich stron otaczały go piękne, podatne na jego wdzięki kobiety. Marszcząc brwi, dotknął palcem blizny. To między innymi przez nią pewnego dnia szczęście opuściło go na zawsze.

      Katherine odzyskała równowagę dopiero, kiedy zaległa na łóżku z książką. Zachowanie Roberta de Sousy bardzo ją dotknęło. Zazwyczaj doskonale radziła sobie z płcią przeciwną dzięki pięknym kasztanowatym włosom i błyszczącym zielonym oczom. Zachowanie obecnego klienta świadczyło o tym, że zbyt skutecznie ukryła swoje walory. Ubodło ją to, że Roberto de Sousa najwyraźniej wolałby mężczyznę w roli eksperta. Jeśli obwieści mu, że obraz jest falsyfikatem lub dziełem mało wartościowym, pewnie nie przyjmie tego do wiadomości. Na szczęście Katherine może liczyć na poparcie Jamesa. Wyśle mu zdjęcia obrazu, żeby wydał ostateczny werdykt.

      Katherine zastanawiała się wcześniej, czy zostanie poproszona o to, żeby towarzyszyć rodzinie zleceniodawcy przy kolacji, lecz jak na razie nie padło ani jedno słowo o żonie lub innych krewnych. Sam James wiedział o kliencie tak mało, że Katherine gubiła się w domysłach przez cały lot do Portugalii. Była zupełnie nieprzygotowana na własną reakcję na Roberta de Sousę, dziwną i dotąd jej nieznaną. Zaskoczyła ją także wrogość de Sousy, jego młody wiek i blizna na policzku. Wzruszyła ramionami. Udowodni, że jest lepszym ekspertem niż każdy mężczyzna. Byle tylko przeżyć tę kolację.

      Choć Katherine miała wielką ochotę założyć zieloną sukienkę na ramiączkach podkreślającą zarys bioder, niechętnie wybrała skromną, czarną. Bez biżuterii i tylko z bardzo delikatnym makijażem odegra dziś perfekcyjnie rolę intelektualistki przed mężczyzną, którego sarkazm i melancholia tak bardzo ją intrygują. Każdy inny Portugalczyk w jego wieku byłby znacznie bardziej otwarty. Może chodzi o bliznę…

      Tuż przed ósmą lekko zdyszana Lidia oznajmiła, że Senhor Roberto oczekuje gościa. Katherine poprawiła w lustrze fryzurę. Wraz z Lidią zeszła krętymi schodami do westybulu, skąd Jorge zaprowadził ją na werandę wyglądającą jeszcze bardziej zachęcająco dzięki subtelnemu oświetleniu ukrytemu wśród zieleni wijącej się po filarach.

      Roberto de Sousa podniósł się wolno z trzcinowego fotela. Wpatrywał się w nią bez słowa, zauroczony elegancją gościa. Po chwili otrząsnął się i przywitał Katherine.

      – Lidia nie była zachwycona pomysłem kolacji na werandzie – rzekł, prowadząc ją do stołu. – Mam nadzieję, że pani się tu podoba.

      Wybrał werandę nie bez powodu. Wolał przyćmione światło, w którym mniej widać bliznę.

      – Owszem – zapewniła go, zauważając, że stół nakryty jest dla dwóch osób. Ani śladu żony. Przynajmniej tutaj.

      Podsunął jej krzesło.

      – Czego się pani napije? Może ginu z tonikiem? – zaproponował, ale Katherine poprosiła o wino.

      Roberto sięgnął po butelkę w kubełku z lodem, wyciągnął korek i napełnił dwa kieliszki, którymi się stuknęli.

      – Za co wypijemy? – spytał.

      – Może za udaną ekspertyzę? – zaproponowała Katherine.

      Skinął głową.

      – Za sukces!

      Dobrze schłodzone wino idealnie pasowało do gorących przystawek, które podał Jorge.

      – To nasz narodowy przysmak, bolinhas de bacalhau, kotleciki rybne. Próbowała ich już pani? – spytał Roberto.

      – Nie, ale pachną cudownie – odparła, sięgając po smażoną kuleczkę. – A smakują jeszcze lepiej. Na pewno nie zapomnę mojego pierwszego dania w Portugalii.

      – Nie jadła pani nic od przyjazdu? – spytał zdziwiony.

      – Lidia proponowała mi, ale było zbyt gorąco.

      – W takim razie proszę sobie nałożyć więcej.

      – Nie, dziękuję – odmówiła stanowczo. – Nie dałabym rady zjeść głównego dania.

      – Ryzykuje pani, że szef kuchni się obrazi.

      Szef kuchni! Katherine przełknęła ostatni kęs i postanowiła wcielić się w rolę uprzejmego gościa.

      – Od dawna pan tu mieszka?

      – Nie mieszkam tutaj, pani doktor. – Uśmiechnął się smutno. – Quinta das Montanhas to tylko dom letni, mój azyl, w którym od czasu do czasu kryję się w samotności.

      Niezły dom letni!

      – Cóż za piękny zakątek świata – westchnęła Katherine. – Ale dla mnie zupełnie nieznany. W odróżnieniu od wielu innych Brytyjczyków jeszcze nigdy nie byłam w Portugalii.

      – W takim razie trzeba się postarać, żeby to był niezapomniany pobyt.

      Mimo wyraźnej rezerwy Roberto de Sousa okazał się doskonałym gospodarzem. Jednak Katherine trudno było się odprężyć, kiedy jedli pachnącego


Скачать книгу