Pracująca dziewczyna. Diana Palmer
Nie nosił kapelusza, gęste czarne włosy były potargane i stanowczo wymagały ostrzyżenia. Ciemne oczy, głęboko osadzone pod krzaczastymi brwiami, ciskały błyskawice.
– Nie może pan uważać, dokąd idzie? – rzuciła z pretensją w głosie Merlyn, wciąż zbyt wstrząśnięta, żeby pozbierać się z podłogi. – Prze pan do przodu jak czołg! Szczerze mówiąc – dodała zjadliwie – wyglądem też pan go przypomina.
– Proszę natychmiast wstać!
– Tak jest! – zareagowała złośliwie, patrząc na niego z oburzeniem, i podniosła się na nogi.
Nie podobało się jej to, jak na nią patrzył, więc owinęła ciaśniej cienkim błękitnym szlafrokiem swoje na wpół nagie ciało. Stopy miała bose, bo nie pomyślała o włożeniu kapci. Prawdę mówiąc, chyba w ogóle zapomniała je wziąć.
– Słucham! – ponaglił ją groźnie.
– Wyjaśnienie tego jest trochę skomplikowane – odparła z przesłodzonym uśmiechem – a pan wygląda na nieskomplikowanego mężczyznę. Zastanawiam się, czy został pan zaproszony do tego domu, czy jest pan drobnym włamywaczem – ciągnęła, widząc, że nieznajomy wygląda tak, jakby za chwilę miał wybuchnąć. – Chociaż określenie „drobny” jest tu całkiem nie na miejscu. Fascynujące byłoby obserwować, jak pan się do kogoś podkrada…
W odpowiedzi z głośnym stuknięciem odstawił dyplomatkę na podłogę.
– Kim pani jest, do cholery?!
– Jestem Jane Eyre. – Merlyn wykonała głęboki ukłon. – Przybyłam uczyć dzieci i zapewniać panu romantyczne atrakcje.
– Boże, nie wierzę własnym oczom – powiedział do siebie, przeciągając dłonią po nieogolonej twarzy. – Sześć godzin w samolocie, dwie oczekiwania na odprawę bagażu… Jeśli nie chce pani spędzić reszty nocy na najbliższym posterunku policji, niech mi pani wreszcie powie, kim pani jest, i to szybko.
– W salonie stoi stacjonarny telefon. Wystukam panu numer policji.
Postąpił krok do przodu, a Merlyn cofnęła się o krok.
– Spokojnie – ostrzegła. – Sam pan sobie zaszkodzi.
– Cholernie wątpię – odparł ponuro i zrobił kolejny krok.
– Pani Thorpe! – wrzasnęła Merlyn i rzuciła się przez hol do sypialni starszej damy.
– Co się dzieje? – Rozczochrana i zaspana Lila pojawiła się w drzwiach.
Zaskoczona spojrzała na przyciśniętą do ściany Merlyn, a potem na rozwścieczonego mężczyznę.
– Cameron! – wykrzyknęła i uśmiech rozjaśnił jej pomarszczoną twarz. – Co za przyjemna niespodzianka w taką okropną noc. Podejdź do mnie, niech ci się przyjrzę. Jak widzę, poznałeś już Merlyn Forrest – dodała z uśmiechem. – Merlyn, to mój syn, Cameron.
– Pani syn? – Merlyn zamrugała powiekami. – To jest pani syn? – spytała z niedowierzaniem, patrząc na mężczyznę, który prawdopodobnie ważył dwa razy więcej niż Lila i w przeciwieństwie do niej miał ciemną cerę i czarne włosy.
– Kim ona jest? – spytał lodowatym tonem Cameron Thorpe.
– Kochanie…
– Kim ona jest? – powtórzył nieustępliwie.
– Mówiłam ci przecież – odparła nieco zniecierpliwiona Lila – że szukam kogoś, kto pomoże mi zbierać materiały do następnej książki.
Cameron spojrzał na Merlyn, jakby powątpiewał w jej zdolności umysłowe.
– Gdzie ją wynalazłaś? – spytał szorstko.
– W wyszukiwarce internetowej – powiedziała pod nosem Merlyn. – Wystarczy wpisać „najlepsi szperacze”.
Bankier posłał jej cierpkie spojrzenie.
– Mamo? – Zwrócił się do Lili ponaglającym tonem, na co starsza pani westchnęła ostentacyjnie.
– Przez twojego znajomego, Jacka Thomasa. Jest znajomą jego znajomego.
– Ma jakieś referencje? – zapytał, ignorując obecność Merlyn.
– Ukończony wydział historii – odezwała się Merlyn. – Udawanie, że jest pan wrogo do mnie nastawiony, zda się na nic. Ja i pan jesteśmy jakby dla siebie stworzeni, tylko nie chce pan tego przyznać. – Zrobiła fałszywie skromną minkę. – Gdy się spotkaliśmy, jakby błyskawica rozbłysła…
Zamamrotał coś pod nosem, na szczęście niezrozumiale, i chwycił dyplomatkę oraz parasol. Lila z trudem skryła uśmiech.
– Cameron, proszę cię, tylko nie próbuj zastraszać mojej nowej asystentki – zwróciła się po chwili do syna. – Nie napiszę tej książki samodzielnie, potrzebuję pomocy Merlyn co najmniej przez miesiąc.
– Miesiąc?– spytał takim tonem, jakby go spotkała bardzo nieprzyjemna niespodzianka.
– Dotrzyma towarzystwa mnie i Amandzie – dodała zdecydowanie Lila. – Twoja córka bardzo ją polubiła.
Oto ojciec, Cameron Lodowate Serce, pomyślała Merlyn. Uosobienie biznesmena, który skupia się wyłącznie na interesach. Nic dziwnego, że jego córka wygląda na wycofaną i stłamszoną. Przyglądała się bankierowi w milczeniu, wyobrażając sobie, że stoi przed nimi ubrany jedynie w bokserki w kropki. Musiała przygryźć wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– A podobno dzieci mają wyjątkową intuicję – zauważył zgryźliwie.
Merlyn zmierzyła go wzrokiem i owinęła się ciaśniej szlafrokiem.
– Tak się cieszę, panie Thorpe, że się panu spodobałam – powiedziała z emfazą. – I z wzajemnością. Mroczni, ponurzy mężczyźni zawsze mnie pociągali – wyjawiła i uśmiechnęła się promiennie.
Sprawiał wrażenie, że ostatkiem sił powstrzymuje się od wybuchu.
– Jest bardzo późno, na pewno jesteś zmęczony, kochanie – stwierdziła Lila. – Należy ci się odpoczynek. Zostaniesz na cały weekend?
– Tak. Będę ci zobowiązany, jeśli utrzymasz Jane Eyre z daleka od moich gości.
– Gości? – spytała z ożywieniem Lila.
– Charlotte i Delle Radner. Przyjadą jutro z Atlanty.
Lila westchnęła, jej mina nie wyrażała entuzjazmu.
– Aha. Oczywiście są mile widziane, jak wszyscy twoi goście – dodała sztywno.
– Przyzwyczaisz się do nich – zapewnił ją.
– Cóż, będę musiała – odparła zrezygnowanym tonem Lila.
– Domyślam się, że jedna z nich jest pańską bliską znajomą. – Merlyn wydęła usta. – Łamie mi pan serce. Pomyśleć, że zakochałam się w panu od pierwszego wejrzenia, panie… przepraszam, zapomniałam imienia.
Chciał coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowanym gestem machnął dłonią, obrócił się na pięcie i odszedł holem, ciężko stąpając. Dziwne, że szyby nie drżą, pomyślała Merlyn, a Lila dała upust długo powstrzymywanemu śmiechowi.
– Och, moja droga! – Otarła łzy z kącików oczu. – Nigdy przedtem nie widziałam go w takim stanie.
– Podejrzewam, że niewiele osób miało taką okazję – odparła Merlyn, patrząc w kierunku, w którym odszedł Cameron. – Nieźle mnie wystraszył, gdy wyrósł przede mną nieoczekiwanie. Nie spodziewałam się, że