Nowojorska skandalistka. Кейтлин Крюс
mogła na to pozwolić. Ale też nie mogła zdradzić się przed nim, że się zmieniła. W ten sposób ryzykowałaby o wiele więcej, gdyż Jack uznałby to za sztuczkę, grę. Ona zaś nie mogłaby się bronić, nie mogłaby wyjawić mu prawdy o tym, co jej się przydarzyło, a tym bardziej o tym, kim się stała, gdyż wciąż jeszcze usiłowała się tego dowiedzieć.
I śmiertelnie się bała poznać odpowiedź.
– Powiedziałeś, zdaje się, że jeden raz w zupełności ci wystarczył – przypomniała mu, zdobywając się na lekki ton. To był jej pancerz nie do przebicia. – Ale nie musisz się martwić. Większość mężczyzn takich jak ty nawet nie próbuje się do mnie zbliżyć.
Oczy Jacka pociemniały i Larissa wstrzymała oddech.
– Sprawdź mnie – rzucił wyzywająco.
Ujął ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Poczuła, że jest nieodwołalnie zgubiona. I wtedy pocałował ją namiętnie.
ROZDZIAŁ TRZECI
Było gorzej, niż pamiętała, kiedy w ogóle pozwalała sobie na pamiętanie o nim. Ponieważ było lepiej.
O wiele lepiej.
Zmysłowe doznania wzbudzone jego pocałunkami i bliskością przetoczyły się przez nią jak tornado. Szalone pożądanie wstrząsnęło nią i rozrywało na strzępy. Ciało Jacka zdawało się płonąć pod obcisłym podkoszulkiem i Larissa zapragnęła wsunąć dłonie pod cienki materiał.
Całował ją bez końca, jakby nie zamierzał nigdy przestać. Zacisnęła powieki i przywarła do niego. Płonęła i topiła się pod jego dotykiem.
Wpadłam w prawdziwe tarapaty, pomyślała.
Tym razem nie była pijana, jak wtedy po całonocnej chaotycznej imprezie. Nic nie tłumiło oszałamiającego wpływu, jaki na nią wywierał. Pamiętała, że wówczas urok Jacka był niebezpieczny, lecz teraz pojęła, że nie doceniła erotycznej władzy, jaką ten mężczyzna nad nią sprawuje.
Była taka głupia.
A jednak odwzajemniała jego pocałunki, lgnęła do twardej ściany jego muskularnej klatki piersiowej. Nic nie mogła na to poradzić. Miała wrażenie, że Jack Sutton został stworzony specjalnie po to, by rozpalić jej zmysły i doprowadzić ją do szaleństwa.
Jednak nie była już tamtą dziewczyną, którą on, jakkolwiek przelotnie, poznał. Ta myśl przebiła się w końcu przez deliryczną mgłę spowijającą jej umysł. Wiedziała, co ryzykuje; Jack natomiast nadal odgrywał dawne sztuczki, stare partytury.
Nie mogła się oszukiwać, że to, co się teraz dzieje, jej nie zniszczy, tym razem ostatecznie. Podpowiadał jej to głęboki kobiecy instynkt, którego nigdy dotąd nie dopuściła do głosu.
Oderwała się więc od Jacka i cofnęła, jak powinna była uczynić od razu. Lepiej późno niż wcale, powiedziała sobie. To porzekadło można by odnieść do całego jej życia. Marna pociecha.
– No cóż – rzekła z udawaną beztroską, jakby całe jej ciało nie wyrywało się do Jacka, jakby jej serce nie waliło szaleńczo, a krew nie kipiała w żyłach z pożądania. – Widzę, że istotnie potrafiłeś się do mnie zbliżyć. Ale chyba będę musiała ci odmówić.
– Dlaczego? – wyrzucił z siebie niemal ze śmiechem, a w jego rozpalonym wzroku błysnęło niedowierzanie.
No właśnie, dlaczego?
Ponieważ nie była tamtą dawną lekkomyślną Larissą, która szukała jedynie przelotnej rozkoszy, aby nie myśleć o niczym innym. Nie mogła igrać z tym mężczyzną i wyjść z tego bez szwanku. Obawiała się, że już poniosła nieodwracalne szkody.
Dlatego wzruszyła ramionami i przybrała pozę „Larissy Whitney, bezdusznej, płytkiej flirciarki” niczym mocną zbroję. Nie odważy się odsłonić przed tym mężczyzną niczego więcej, niczego głębszego, co mógłby zniszczyć.
– Bo za bardzo tego chcesz – odparła lekkim tonem. Odwróciła się i podeszła do kominka. Na moment zamknęła oczy, by zebrać siły, a potem rzuciła mu przez ramię prowokujący uśmiech i dodała: – A to mnie nie bawi.
Nie powinien był tego zrobić – dotknąć, a tym bardziej całować. Ale dostrzegł w jej zielonych oczach błysk namiętności, którą chciał rozpalić, aby buchnęła płomieniem. Zapragnął tej dziewczyny jak narkotyku, a ona znów z nim igrała. Jedno kłamstwo w następnym, jak te rosyjskie lalki matrioszki, które kolekcjonowała jego matka.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo cię przestraszyłem – rzucił drwiąco. – Sądziłem, że nic nie zdoła tego dokonać.
– Boję się nietoperzy i skorpionów – odparła i udała, że się wzdryga. – Ale ciebie? Muszę cię rozczarować: ani trochę.
– Wiem, dlaczego tu przybyłaś – warknął gniewnie. – Przestań grać i po prostu to przyznaj.
Zerknęła na niego przez ramię, wciąż stojąc przy kominku. Jack nie mógł się pogodzić z tą fundamentalną sprzecznością w Larissie Whitney: zewnętrzna delikatność i kruchość zestawiona z jej prawdziwą zimną, bezduszną naturą, nadającą jej moc i niezniszczalność stali.
Jej zielone oczy powinny mieć twardość szmaragdów, lecz zamiast tego nieoczekiwanie ujrzał w nich przelotny zagadkowy cień, który jednak rozwiał się tak szybko, że mógł być tylko złudzeniem.
– Więc powiedz, dlaczego, twoim zdaniem, zjawiłam się tutaj – rzekła oschle.
Jack żałował, że nie widzi wyrazu jej twarzy. Gdyby chodziło o jakąś inną kobietę, mógłby nawet przypuścić, że zranił jej uczucia. Ale Larissa Whitney nie ma uczuć.
Z mimowolnym podziwem objął spojrzeniem jej wspaniałe ciało. Media nazywały ją jedną z największych piękności naszych czasów, a on miał niegdyś okazję osobiście potwierdzić tę opinię. Poznał jej kuszące kształty – pełne piersi, bujne biodra. Wiedział też, jak jej ciało wygina się i drży w ekstazie rozkoszy.
Teraz, ubrana w zwykłe czarne spodnie i obcisły podkoszulek, wydała mu się bardziej pociągająca niż w którymkolwiek z wytwornych strojów, w jakich dawniej ją widywał. Niemal jakby pasowała do tej surowej wyspy. Ale to tylko złudzenie, któremu nie wolno mu ulec, gdyż Larissa niewątpliwie wykorzystałaby to przeciwko niemu. Dla niej wszystko i wszyscy są orężem, którym sprawnie potrafi się posłużyć. Wiedział o tym lepiej od innych.
Była kimś w rodzaju czarownicy i przez minione lata często zastanawiał się, dlaczego aż tak bardzo uległ jej czarowi. Dlaczego jej wspomnienie wciąż go prześladowało, podczas gdy nie pamiętał tylu innych kobiet, które zdobył? Wciąż nie znalazł odpowiedzi, lecz obecnie to już nieistotne.
Odwróciła się do niego, wyrywając go z rozmyślań. Jej uśmiech był taki jak zawsze: wabiący, a zarazem odpychający. Jack zastanawiał się, dlaczego wbrew jego woli aż tak go fascynuje.
– Widzisz – rzekła prowokującym tonem. – Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia, więc nie krępuj się i wyjdź.
– W przyszłym miesiącu odbędzie się zebranie zarządu firmy Whitney Media – wyrwało mu się.
Zobaczył, że Larissa lekko się skrzywiła, i pomyślał, że uderzył celnie. Po chwili jednak opanowała się. Poczuł coś w rodzaju cynicznego znużenia. Ale przynajmniej zdemaskował jej gierkę.
– Naprawdę zrobił się z ciebie nudziarz – stwierdziła. – Chyba o niczym nie miałabym mniejszej ochoty rozmawiać na tej samotnej wysepce pośród wzburzonego oceanu niż