Serce nie sługa. Tara Pammi
się na nowo. Nie chcę być już ofiarą.
Jego palce głaskały jej skórę.
‒ Zdumiewasz mnie, Mia. – Te słowa pobrzmiewały tęsknotą.
Nie zrobił jednak nic więcej.
Bała się, że zrobi, i była jednocześnie niepocieszona, że tak się nie stało.
‒ Jestem ci wdzięczna, że byłeś tam ze mną. – Nie dbała o to, że głos ją zdradza. – Nie uświadamiałam sobie, jak bardzo jest mi potrzebny… ktoś znajomy.
Poczuła jego dłonie na swoich ramionach. Wyczuwała plecami ciepło i pragnienie.
Odsunął jej włosy i zaczął masować ramiona; jego kciuki zaczęły wodzić po wrażliwej skórze karku. Oddychała z trudem, jej wnętrze przepełnione było tęsknotą.
A potem, tak po prostu, puścił ją.
‒ Powiem dobranoc… i do widzenia.
Odwróciła się na pięcie.
Ciemny zarost nadawał mu łobuzerski wygląd. Śniada skóra kontrastowała z błękitem oczu.
Wydał jej się jakiś inny. Urok i zewnętrzna atrakcyjność często charakteryzowały sportowców, których Mia spotykała w swojej karierze, ale w przypadku Nikandrosa było to jednie zewnętrzna powłoka. Najbardziej przemawiała do niej jego nieodparta żywotność, męskość człowieka, który mierzył się z siłami natury i wygrywał.
Słowo pożegnania ciążyło jej niczym kamień. Nie była na nie przygotowana.
‒ Dokąd jedziesz? – spytała w końcu, starając się nie patrzeć na jego usta.
‒ Do Drakonu.
To, że Nikandros odwrócił się przed laty od swojej rodziny, stanowiło łakomy kąsek dla mediów, które odgrzewały to co kilka miesięcy. Nikt jednak nie znał przyczyny tego zerwania.
‒ Wracasz do kraju?
‒ Na jakiś czas. Demencja mojego ojca stała się tajemnicą poliszynela. Wezwał mnie następca tronu. Siostra i matka, choć rozwiodła się jakiś czas temu z moim ojcem, też uważają, że jestem potrzebny.
‒ Jak długo cię tam nie było?
‒ Chyba z dziesięć lat. – Obojętność w głosie nie mogła zamaskować niepokoju w oczach. – Mój brat, Andreas, mnie odszukał. Po raz pierwszy.
Nikandros nie spodziewał się tego najwyraźniej.
‒ Przykro mi – powiedziała, wyczuwając jego ból.
Nachylił się gwałtownie, ocierając się twardym mięśniem uda o jej nogę.
‒ Nie znoszę litości.
‒ Czy śmierć Briana kazała ci litować się nade mną? Zmienić o mnie zdanie?
‒ Nie – odparł bez wahania.
‒ Szczery jesteś.
Oparł się o ścianę, jej głowa znalazła się między jego rękami. Czas jakby się gdzieś ulotnił, sekundy trwały niczym minuty. Chciała, by trwało to wiecznie.
‒ Kiedy wyjeżdżasz?
‒ Jutro rano.
Poczuła, jak gaśnie w niej serce.
‒ Mam nadzieję, że cokolwiek rozdzieliło cię z ojcem… okaże się bez znaczenia.
Ujął jej dłoń, którą zaciskała przy boku. Poczuła dreszcz, kiedy zaczął wodzić palcami po jej skórze.
‒ Wiemy oboje, że nic nie może zniwelować różnic, jakie narastały latami. Chciałbym powiedzieć bratu, że mam gdzieś ojca, jego i Drakon… ale chyba nie mogę.
Kiedy zdawało jej się, że zna go bardzo dobrze, on mówił coś takiego. W oczach miał smutek, nawet ból. Nie chciała poznawać jego przyczyny, pytać, dlaczego porzucił swe przeznaczenie, skoro rodzina coś dla niego jednak znaczyła.
‒ Najwidoczniej jestem słabeuszem – oznajmił z kpiną.
‒ Albo cierpisz na kompleks bohatera – powiedziała, chcąc, by się uśmiechnął. Choć nią pogardzał, został na konferencji prasowej. Uwielbiał ryzyko, ale jednocześnie miał poczucie odpowiedzialności. – W rodzinach zdarzają się komplikacje, ale powinieneś skorzystać z okazji i pożegnać się z ojcem.
‒ Ty też z rodziną zerwałaś?
Wzruszyła ramionami. Nie było sensu zagłębiać się nawzajem w przeszłość, skoro mieli się już więcej nie zobaczyć, ale nie ulegało wątpliwości, że tego wieczoru zdawał się potrzebować jej tak bardzo, jak ona jego.
Głaskał ją po nadgarstku, po wrażliwej skórze łokcia. Czuła napięcie każdego nerwu. Nie potrafiła oderwać wzroku od jego palców. Pragnęła zanurzyć się w cieple tego mężczyzny.
‒ Nie chcę się jeszcze z tobą żegnać.
‒ Jeśli potrzebujesz ramienia, na którym mogłabyś się wypłakać, to śmiało. – W jego głosie pojawił się gniew. – Wiem, jak to jest, kiedy człowiek się zadręcza.
Brakło jej słów. Nie potrafiła wyrazić swego pragnienia. Jak zdołał w tak uprzejmy sposób wyznać jej, że była jego obsesją towarzyszącą mu przez tyle lat?
Przywarła ustami do kącika jego ust i poczuła ukłucie zarostu na wargach. Jego mięśnie pod jej dłońmi przypominały stalowe zwoje.
Czując szaleńcze bicie serca, pocałowała jego brodę. Policzek. Ponownie kącik ust.
Jego niebieskie oczy przybrały ciemną barwę burzy, kiedy na nią spojrzał. Czuła, że chce ją odepchnąć; nie mogła na to pozwolić.
Drżąc na całym ciele, przywarła do jego warg. Ogarnął ją żar, o którego istnieniu już zapomniała.
Whiskey i gorąco – smakował grzechem, głębokim pożądaniem, któremu nigdy się nie oddała.
Nie całowała żadnego mężczyzny już od dawna, ale wydawało się to naturalne, prawie nieuniknione od chwili, gdy ujrzała go w kłębiącym się tłumie na konferencji prasowej.
Patrząc na niego śmiało, wodziła językiem po jego dolnej wardze, chwytała jej miękkość zębami. I wniknęła w jego usta.
Miała wrażenie, że ziemia zatrzęsła się pod jej stopami.
Zamknął ją w sobie ramionami, ona zaś pogrążała się w nim całkowicie. Rozsunął jej stopy, jego twarde udo wciskało się między jej nogi, jego język dotykał jej języka, przyprawiając ją o niepowstrzymane fale gorąca.
Jedną ręką ujął ją za kark, drugą chwycił biodro i przyciągnął do swojej twardości.
‒ Nie bój się tego, Mia.
Niemal straciła oddech. Jego udo napierało na jej łono, pobudzając wrażliwe nerwy, a usta pochłaniały ją, jakby była dla niego upragnionym powietrzem.
Wszystko to było niczym balsam na głębokie rany zadane jej przez małżeństwo.
‒ Do diabła, miałem nadzieję, że się mylę. – W jego głosie słychać było niemal gniew. – Sądziłem, że zdołam jakoś wytłumaczyć sobie to pragnienie.
Miał rację. Ten ogień między nimi płonął jaśniej i silniej z każdym wzajemnym dotykiem. Nie miało znaczenia, dlaczego go pociąga ani dlaczego pragnie czuć siłę jego mocnego ciała.
Zanurzyła palce w jego włosach, powierzając pamięci rysy twarzy, kiedy wziął ją na ręce i ruszył przed siebie.
Jego sypialnia była ogromna, za rozsuwanymi drzwiami rozciągał się olśniewający widok