Dlaczego, mamo?. Daria Skiba
tutaj, na miejscu.
– Kiedy masz kolejną wizytę?
– A który dzisiaj?
– Obudź się! Dwudziesty szósty.
– To w przyszły poniedziałek chyba. Jakoś tak. Nie wiem, nigdy nie pamiętam dokładnych dat. Za bardzo mnie stresuje to oczekiwanie, więc tylko zapisuję w notesie mamy i ona nad tym panuje.
Dla mnie ta odpowiedź była naturalna. Mama przywykła do tego, że dwa dni przed wizytą przypominała mi o niej. Kamilę jednak to zaciekawiło, a ja chyba faktycznie nigdy wcześniej jej o tym nie wspomniałam.
– Stresują cię daty wizyt u lekarza? – Przyglądała mi się z uwagą, wkładając do ust skórkę od chleba. Zawsze uwielbiała je obgryzać.
– To nie tak… Po prostu zawsze się boję, że tym razem usłyszę coś, czego bym usłyszeć nie chciała. A tak w ogóle… są ogórki? Zjadłabym jeszcze takiego zimnego i kwaśnego. Mniam…
– To normalne, chyba każda kobieta odczuwa jakiś lęk, wchodząc do gabinetu ginekologicznego. To zdrowy objaw. Wiesz dlaczego?
– W sumie to nie – odparłam zgodnie z prawdą. Myślałam, że to tylko ja mam nie po kolei w głowie.
– Jest to oznaką tego, że bardziej martwisz się o zdrowie twojego dziecka niż o swoje. Wszystko będzie dobrze, to już końcówka. I tak, ogórki masz w lodówce – dodała Kamila, puszczając do mnie oczko i wkładając do ust ostatni kęs jajecznicy.
Oliwka siedziała na jej kolanach, zawzięcie walcząc ze skórką chleba, którą przed chwilą ukradła matce. Była do niej bardzo podobna, w przeciwieństwie do Emilki, która bardziej przypominała swojego tatę.
Ciekawe, do kogo będzie podobna moja córeczka… Na samą myśl nawiedzały mnie jakieś złe wizje. Co, jeśli będzie miała grafitowe oczy Krystiana? Jego czarne włosy i ciemną karnację? Będzie piękna, ale czy będę umiała ją pokochać, jeśli będę widzieć w niej niego? To trochę egoistyczne, ale wolałabym, żeby była podobna do mnie lub do kogoś z mojej rodziny.
– O czym tak myślisz? – Nagle dotarło do mnie pytanie siostry, która zdążyła już sprzątnąć ze stołu.
– A, o niczym takim. Rodzice jeszcze śpią? – Spróbowałam zmienić temat na coś neutralnego. Nie chciałam już rozmawiać o sobie i swoich problemach. Świat nie kręcił się wokół mnie.
– Pojechali rano na jagody, chociaż, szczerze powiedziawszy, nie wiem, czy coś już znajdą.
– Mama? Na pewno!
– No tak, ona jest mistrzynią – odpowiedziała siostra. Wpatrywała się we mnie uważnie, jakby próbowała coś jeszcze ze mnie wyczytać. – Jak się czujesz? Ale tak poważnie pytam.
– A jak się mam czuć? Jestem gruba, nie poznaję swojego ciała. Myślałam, że urośnie mi tylko brzuch, a roztyłam się w każdym możliwym miejscu. Mój tyłek przypomina dwudrzwiową szafę, musiałam zmienić stanik o kilka numerów, piersi mnie cholernie bolą, a nogi puchną, jak tylko trochę dłużej pochodzę. Do tego mała astronautka kopie lepiej niż Ronaldo i zawsze trafia w czuły punkt. Boli mnie wszystko.
– Ale to jest normalne, siostra. I możesz mi wierzyć, wyglądasz po prostu jak kobieta w ciąży, a tyłek dalej masz dość zgrabny. – Kamila próbowała żartować, ale mój dobry humor nagle się ulotnił.
– Nic nie jest normalne. Już nigdy nie będę dobrze wyglądać. Nie rozbiorę się już na plaży, bo dziecko będzie się mnie wstydziło. – Czułam, że jeszcze chwila, a rozpłaczę się na dobre.
– Błagam cię, weź się w garść. Po porodzie szybko zrzucisz zbędne kilogramy, a jak poczujesz się wystarczająco dobrze, to zaczniesz ćwiczyć, jeśli nadal coś ci nie będzie pasować. Wszystko jest do zrobienia, musisz być silna.
– Nie dam rady, wiem, że nawalę…
– Nie nawalisz, wiem, co mówię, bo przechodziłam przez to dwa razy. To co, idę zrzucić tego potwora z łóżka, bo jak się domyślam, wylądowała u ciebie, i idziemy na lody?
– No, na co czekasz? Ja już jestem gotowa! – odkrzyknęłam ze śmiechem i pobiegłam do łazienki, szybko się ogarnąć.
Nie byłam do końca szczera. W łazience w końcu popłynęły mi wstrzymywane łzy, ale nie chciałam już nimi obarczać siostry. Robiła, co mogła, żeby odpędzić ode mnie złe myśli. To miały być wspaniałe wakacje, choć ze względu na mój stan trochę „ociężałe”. Jednak ostatnie, jakie mogłam spędzić po prostu jako młodsza siostra, która jeszcze tak do końca nie była odpowiedzialna za czyjeś życie. Za półtora miesiąca wszystko na dobre miało się zmienić, a w moich ramionach miała pojawić się śliczna mała księżniczka.
Szykowałam się w najlepsze, kiedy stanęłam w łazience przed dużym lustrem. Patrzyłam na swoje ciało i nie wierzyłam w to, co widziałam. Przecież to nie moje ciało, to nie mogłam być ja!
– Nie, do cholery, nie! – wykrzyczałam, ciągle wpatrując się w swoje odbicie. Potoki łez gwałtownie popłynęły po moich policzkach.
Do łazienki wpadła Kamila. Zastała mnie nagą, zapłakaną, z całych sił wcierającą w dekolt zbyt duże ilości balsamu.
– Co się dzieje?
– Zostaw mnie!
– Marlena, co się dzieje? – powtórzyła pytanie i złapała mnie za rękę. – Zaraz zrobisz sobie dziurę w ciele, co ty robisz?
– Widzisz, jak ja wyglądam?! Co to jest?! To… to wygląda, jakby zaatakował mnie tygrys! – wykrzyczałam i zalałam się łzami, opadając na podłogę.
– Marlena, to tylko rozstępy. Faktycznie mają bardzo intensywny kolor, ale są już na to sposoby, stosuj dalej kosmetyki, których używasz, są naprawdę dobre. Po porodzie większość rozstępów ci zniknie, a jeśli zostaną jakieś blizny, to nimi też się zajmiemy. Nie martw się, kochanie, będzie dobrze, to nic takiego. – Kamila powtarzała mi w kółko, że to normalne, i mocno mnie przytulała.
Ale ja już nie wierzyłam… Kiedy przeglądałam różne strony dla przyszłych matek, kobiety pisały o tym, jakie to cudowne uczucie być w ciąży. Stan błogosławiony… Bujda! Totalna ściema! Wyglądałam jak potwór. Brzydziłam się sama sobą.
8. Bożena
Od samego rana ciągle było coś nie tak. Najpierw okazało się, że po nocnej burzy i koszmarnym wietrze pozrywało linie energetyczne i nie było prądu. Nie ma prądu, to oczywiście brakuje również ciepłej wody i kuchenka elektryczna nie działa. Wszystko się sypało. Do tego każdy był w paskudnym nastroju. Strach było do kogokolwiek powiedzieć choćby „dzień dobry”. Franiu pojechał do pracy, a ja miałam wolne, choć na większość dnia przypadło mi zajmowanie się wnuczkami. Kamila z Marleną wybierały się na wizytę do ginekologa, a korzystając z okazji pobytu w większej miejscowości, chciały wyskoczyć do kilku sklepów, żeby dokupić drobiazgi do wyprawki dla maleństwa, które już niedługo miało zagościć na dobre w naszej rodzinie.
Oczywiście nie obeszło się bez kłótni i kaprysów, spowodowanych brakiem ciepłej wody. Trudno, jakoś musiały dać sobie radę.
– Marlena! Jak się nie ruszycie, to na pewno nie zdążycie. Jest coraz później, a Bóg jeden raczy wiedzieć, jak będzie po drodze przez te nocne nawałnice.
Kto jak kto, ale ja się naprawdę martwiłam. Czułam, że coś wisi w powietrzu, chociaż nie wspomniałam o tym dziewczynom.