Star Force. Tom 8. Szturm. B.V. Larson

Star Force. Tom 8. Szturm - B.V. Larson


Скачать книгу
ramionami, nie chciałem się z nią kłócić. Dla mnie picie przez miesiąc zdziałało cuda. Nie zapomniałem o Sandrze, daleki byłem od tego. Nadal czułem wściekłość, ale zmienił się stan mojego umysłu. Teraz odczuwałem zimną, funkcjonalną nienawiść, a nie szaloną bezsilność, graniczącą z depresją. Obecnie miałem ochotę działać, a nie rozpaczać nad stanem wszechświata.

      – Czuję się już lepiej – powiedziałem. – Może umówmy się dziś na tę randkę, co?

      Spuściła oczy, unikając mojego wzroku. Skrzyżowała ramiona, przyciskając do piersi tablet. Bardzo chciała się zgodzić i jednocześnie nie zostać ponownie skrzywdzona.

      – Chyba nie jesteś jeszcze na to gotów – powiedziała w końcu.

      – No dobra – odparłem. – Więc innym razem.

      Zacząłem wstawać ze stołu, ale położyła mi rękę na piersi. Zatrzymałem się, mimo że ledwie czułem stawiany mi opór. Wskazała na fotel w rogu pomieszczenia.

      Spojrzałem na specjalistyczny mebel przez półprzymknięte powieki. Każda izba chorych w Siłach Gwiezdnych była w tej chwili zaopatrzona w jeden z tych metalowych foteli. Miały skórzane pasy i były na stałe zakotwiczone w podłożu. Ten powleczony został warstwą inteligentnego metalu, co sprawiało, że wyglądał nieco bardziej cywilizowanie, ale i tak znałem jego przeznaczenie.

      Przyjmowanie nanitów zawsze wiązało się z dyskomfortem. Dawka przypominająca nie była tak bolesna jak pierwotna, która większość ludzi pozbawiała przytomności, ale i tak przyjęcie jej nie należało do rzeczy przyjemnych.

      Patrząc na narzędzie tortur, czułem pot płynący po plecach.

      – Zamierzasz się przy tym dobrze bawić, co? – spytałem.

      – Siadam w pierwszym rzędzie i nagrywam sobie wideo na później.

      Zmusiłem się do śmiechu, a potem usiadłem na metalowym fotelu. Był zimny.

      – A teraz – powiedziała – chciałabym, aby pan zachowywał się przyzwoicie, pułkowniku. Mogę na to liczyć? Nie jestem pewna, czy ten fotel wytrzyma, jeśli naprawdę będziesz chciał się uwolnić.

      Ja wiedziałem na pewno, że nie. Wiedziałem jednak także, że potrafię kontrolować się na tyle, by z bólu nie zdemolować pomieszczenia.

      – Jestem gotów – powiedziałem.

      – Potrzebujesz czegoś? Mam na myśli ból.

      Potrząsnąłem głową. Kłamałem. Potrzebowałem mocnego drinka. Cholera, wypiłbym całą butelkę. Ale to już przeszłość. Łatwe noce też się skończyły.

      Opadły klamry, a doktor umocowała je na moich ramionach. Potem przygotowała zastrzyk, który wyglądał jak szklana szpryca pełna rtęci. Na jej końcu znajdowała się igła grubości dziesięciocentymetrowego gwoździa.

      Kiedy wbiła to w mój biceps i wstrzyknęła zawartość, zasyczałem.

      – Powinienem był przyjść na tę randkę, prawda?

      – To nie ma nic wspólnego z niezbędną procedurą medyczną. Proszę, postaraj się zrelaksować.

      – Aha…

      * * *

      Później tego samego popołudnia zaplanowałem spotkanie ze swoim sztabem. Powlokłem się z części medycznej w stronę sali odpraw. Kate szła korytarzem za mną, coś mówiła. Nie rozumiałem słów. W mojej głowie nadal dzwoniły małe robociki, wstrzyknięte kilka minut wcześniej i reagujące z moim systemem nerwowym. Czasem tak się działo. Uznałem jednak, że jeśli zdołam dotrzeć do swojego biura i chwilę w nim posiedzieć, uda mi się przeprowadzić odprawę.

      Trwałem w tym przekonaniu dopóty, dopóki nie minąłem jakiejś podporucznik i nie ujrzałem szoku na jej twarzy. Spojrzałem na siebie i zrozumiałem, o co chodzi.

      Porozrywałem na sobie ubranie. Na szczęście były to ciuchy inteligentne, które już usiłowały dokonać samonaprawy. Nadal jednak widniały w nich ogromne dziury, przez które przezierała skóra.

      Uśmiechnąłem się do podporucznik i skinąłem z bólem głową.

      – Spokojnie, odbyłem po prostu trening. Ubranie się naprawia.

      Kiwnęła szybko głową i oddaliła się. Dociągnąłem do siebie luźne fragmenty stroju, ułatwiając im połączenie. To zawsze przyspieszało proces naprawy.

      Gdy przybyłem do sali odpraw, ucieszyłem się, że jest jeszcze pusta. Zająłem swoje miejsce u szczytu stołu i przyłożyłem do niego głowę. Moment później drzemałem.

      Obudziło mnie pojawienie się Kwona. Olbrzym przyglądał mi się, a mnie nieco bolał bark. Prawdopodobnie chwilę wcześniej dostałem od sierżanta kuksańca.

      – Minąłeś się z powołaniem, Kwon. Z tym czarującym podejściem do człowieka powinieneś zostać pielęgniarzem.

      Kwon zmarszczył brwi.

      – Znów jest pan pijany, prawda?

      – Nie tym razem.

      Powiedziałem mu o zastrzyku z nanitów. Sierżant natychmiast zrozumiał.

      – Nienawidzę tego. Szczególnie jak trzeba wysikać nadmiar metalu.

      – Dzięki za przypomnienie. Muszę skorzystać z toalety.

      – Chce się panu rzygać?

      – Nie, mówiłem, że nie piłem.

      – Racja.

      W chwilę później byłem już w ubikacji. Rycząc z bólu nad sedesem i sikając płynnym metalem, zastanawiałem się, czy morale całego mojego sztabu stało równie nisko. Kwon był pewien, że przyszedłem na odprawę pijany. Czy przez cały ten czas naśmiewali się ze mnie za moimi plecami? Wprawdzie nie zauważyłem, ale z drugiej strony… nie byłem w najlepszej formie.

      Kiedy pojawiła się reszta sztabu, moje ubranie już wyglądało schludnie. Miałem przed sobą pełny kubek czarnej kawy, a nowe nanity krążyły ochoczo w krwiobiegu.

      Pomimo mojego zachęcającego uśmiechu wszyscy patrzyli na mnie z rezerwą. Nikt nie chciał odezwać się pierwszy.

      – Komodorze Miklos – powiedziałem – czy mógłby mi pan zdać raport ze stanu floty? Co mógłbym wprowadzić do boju, gdyby zaszła taka potrzeba?

      Miklos zaczął meldować, a ja uważnie słuchałem, zadając co jakiś czas pytania. Opisywał każdą jednostkę, jej pozycję, wykonywane zadanie i stopień gotowości bojowej.

      – Co z lotniskowcami? – spytałem. – Chciałbym wiedzieć, ile z nich jest gotowych do użytku.

      Spojrzał na mnie rozbawiony i odchrząknął.

      – Jak pan wie, w ciągu ostatnich siedemnastu tygodni cała produkcja przestawiona została na potrzeby floty.

      Siedemnaście tygodni? A więc to trwało tak długo? Wydawało mi się, że upłynął miesiąc, może ciut więcej. Pokręciłem z niedowierzaniem głową.

      – Rzeczywiście – potwierdziłem. – Proszę zatem powiedzieć, co w tym czasie zostało zrobione.

      – Siedem lotniskowców, sir.

      – Tylko siedem?

      Miklos zakłopotał się.

      – Na ostatnich odprawach poruszaliśmy ten temat…

      – Nie interesuje mnie, co działo się na ostatnich odprawach. Proszę powiedzieć, jak jest teraz. Mamy siedem lotniskowców, podczas gdy proces produkcji trwa tylko tydzień. Dlaczego?

      –


Скачать книгу