Romeo i Julia. Уильям Шекспир
Anzelm ze swymi pięknymi siostrami.
Siniora wdowa po Witruwiuszu.
Sinior Placentio i jego miłe siostrzenice.
Merkucjusz i jego brat Walenty.
Mój brat Kapulet z małżonką i córkami.
Moja śliczna siostrzenica, Rozalina, Liwia,
Sinior Valentio i nasz kuzyn Tybalt.
Lucjusz i nadobna Helena."
Wspaniałe grono!
oddaje kartę
Gdzież oni przyjść mają?
SŁUŻĄCY
Owdzie.
ROMEO
Gdzie?
SŁUŻĄCY
Do naszego pałacu, na wieczerzę.
ROMEO
Do czyjego pałacu?
SŁUŻĄCY
Mojego pana.
ROMEO
W istocie, powinienem się był przede wszystkim spytać, kto nim jest.
SŁUŻĄCY
Oznajmię to panu bez pytania: moim panem jest możny, bogaty Kapulet; jeżeli panowie nie jesteście z domu Montekich, to was zapraszam do niego na kubek wina.
Bądźcie weseli.
Wychodzi.
BENWOLIO
Na tym wieczorze Kapuleta będzie
Bożyszcze twoje, piękna Rozalina,
Obok najpierwszych piękności werońskich.
Pójdź tam i okiem bezstronnym porównaj
Jej twarz z obliczem tych, które ci wskażę:
Wnet nowe bóstwo ślad dawnego zmaże.
ROMEO
Gdyby rzetelny mój wzrok tak fałszywe
Miał dać świadectwo, łzy, stańcie się żarem!
Wy, zalewane wciąż, a jeszcze żywe
Przezrocza, spłońcie pod kłamstwa nadmiarem!
Zatrzeć jej wdzięki! Nigdy wszechwidzące
Równej piękności nie widziało słońce.
BENWOLIO
Wielbisz ją, boś ją jedną na oboich
Ważył dotychczas szalach oczu swoich,
Lecz umieść na tej wadze kryształowej
Obok niej inną, którą ci gotowy
Będę dziś wskazać; a ręczę, że owa
Nieporównana w kąt się przed tą schowa.
ROMEO
Pójdę tam, ale z obojętnym okiem,
Jednej wyłącznie poić się widokiem.
Wychodzą.
Scena trzecia
Pokój w domu Kapuletów.
Wchodzi P a n i K a p u l e t i M a r t a.
PANI KAPULET
Gdzie moja córka? Idź ją tu przywołać.
MARTA
Na moją cnotę do dwunastu wiosen —
Już ją wołałam. Pieszczotko, biedronko!
Julciu! pieszczotko moja! moje złotko!
Boże, zmiłuj się! Gdzież ona jest? Julciu!
Wchodzi J u l i a.
JULIA
Czy mnie kto wołał?
MARTA
Mama.
JULIA
Jestem, pani;
Co mi rozkażesz?
PANI KAPULET
Słuchaj. Odejdź, Marto;
Mam z nią sam na sam coś do pomówienia.
Marto, pozostań; przychodzi mi na myśl,
Że twa obecność może być potrzebna.
Julka ma piękny już, wiek, wszakże prawda?
MARTA
Ba, mogę wiek jej policzyć na palcach.
PANI KAPULET
Czternaście ma już lat, jak mi się zdaje.
MARTA
Czternaście moich zębów w zakład stawię
(Chociaż właściwie mam ich tylko cztery),
Że jeszcze nie ma. Rychłoż będzie święto
Piotra i Pawła?
PANI KAPULET
Za parę tygodni
Mniej więcej.
MARTA
Mniej czy więcej, czy okrągło,
Ale dopiero w wieczór na świętego
Piotra i Pawła skończy lat czternaście.
Ona z Zuzanką, Boże zbaw nas grzesznych!
Były rówieśne. Zuzanka u Boga —
Byłże to anioł! ale, jak mówiłam,
Julcia dopiero na świętego Piotra
I Pawła skończy spełna lat czternaście.
Tak, tak; pamiętam dobrze. Mija teraz
Rok jedenasty od trzęsienia ziemi;
Właśnie od piersi była odsadzona.
Spomiędzy wszystkich dni bożego roku
Tego jednego nigdy nie zapomnę.
Piołunem sobie wtedy pierś potarłam,
Siedząc na słońcu tuż pod gołębnikiem.
Państwo byliście tego dnia w Mantui.
A co? mam pamięć? Ale jak mówiłam,
Skoro pieszczotka moja na brodawce
Poczuła gorycz, trzeba było widzieć,
Jak się skrzywiła, szarpnęła od piersi;
Gołębnik za mną: skrzyp! a ja co żywo
Na równe nogi: hyc! nie myśląc czekać,
Aż mi kto każe. Upłynęło odtąd
Lat jedenaście. Umiała już wtedy
O własnej sile stać, co mówię, biegać,
Dyrdać. Dniem pierwej zbiła sobie czoło.
Mój mąż, świeć Panie jego duszy! podniósł
Z ziemi niebogę; był to wielki figlarz.
"Plackiem – rzekł – padasz teraz, a jak przyjdzie
Większy rozumek, to na wznak upadniesz,
Nieprawdaż, Julciu? " A ten mały łotrzyk,
Jak mi Bóg miły! przestał zaraz krzyczeć
I odpowiedział: "tak ". Chociażbym żyła
Tysiąc lat, nigdy tego nie zapomnę.
"Nieprawdaż, Julciu – rzekł – że padniesz wznak? "
A mały urwis odpowiedział "tak ".
PANI KAPULET
Dość