Manwhore Tom 2 Manwhore + 1. Katy Evans
słowa bierze ze stołu menu i zabiera się do czytania. Próbuję robić to samo, ale nie jestem w stanie się skoncentrować. Wtedy podchodzi jakiś człowiek i zaczyna rozmawiać z Saintem o cenach ropy. Dłoń Sainta leży na stole – duża, opalona. To jedyne, na co patrzę. Ależ ja jestem żałosna.
Myślę o tym, aby wyciągnąć rękę. Dotknąć jego dłoni i spleść nasze palce. Wysłać wiadomość o treści: Zaklepuję cię.
To niemal obsesja. Powoli odstawiam menu, ale nie śmiem zrobić pierwszego kroku. To nie jest randka i próbuję uszanować dystans, jaki najwyraźniej chce zachować między nami. Nie potrafię jednak oderwać wzroku od jego dłoni. Wspominam, jaka była silna, stanowcza i ciepła. Kiedy Malcolm kończy rozmawiać, poprawia się na krześle, wkłada rękę do kieszeni i ponownie uważnie studiuje menu.
– Robi się już zimno, a dopiero co skończyło się lato – zagajam.
– Tak – przytakuje, a potem patrzy na mnie przez długą sekundę. Odkłada menu na stół i przesuwa się na krześle tak, aby mnie lepiej widzieć.
Jego spojrzenie jest bezpośrednie i lekko zachmurzone. O Boże.
Przebiega po mnie fala chłodu.
– No więc tak. Degustacja win – mówię, byle coś powiedzieć.
– Mężczyzna nie powinien pozwalać, aby ktoś inny wybierał mu wino – oświadcza.
– Ale produkować je może? – pytam żartobliwie.
Patrzy na mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy tego wieczoru. A potem się uśmiecha. I jest to szeroki, megawatowy, tak cholernie zmysłowy uśmiech.
Boże.
Żadne wino ani żaden narkotyk nie mają takiej mocy.
Jego uśmiech.
Gdy rozpoczyna się degustacja, pozostajemy przy stole.
Po czwartym winie dostrzegam, że Sin pokazuje coś kelnerowi, a ten chwilę później kładzie przede mną przepaskę na oczy.
– Dla pani – mówi mężczyzna, uśmiechając się lekko.
Patrzę, jak długie, opalone palce Malcolma biorą ze stołu przepaskę. Spogląda na mnie, a w jego zielonych oczach czai się pytanie:
– Mogę?
O Boże.
– Ja… eee, jasne.
Zaczyna zakładać mi przepaskę. Wstrzymuję oddech, kiedy aksamitnym materiałem zasłania mi oczy. W tym momencie zaczyna otaczać mnie ciemność. Słyszę brzęk kieliszków, kroki, dźwięk odsuwanych krzeseł. Zachłystuję się lekko, kiedy ciepłe, długie, boleśnie znajome palce kierują moją dłoń ku nóżce kieliszka.
Dotyk Sainta jest dla mojego ciała czymś tak znajomym, że wszystkie zmysły mam w tej chwili pobudzone.
– Noel chyba nigdy ci nie odpuści, prawda, Kyle? – pyta cicho siedzący obok biznesmen. Wyraźnie nie chce, aby go ktoś usłyszał.
Saint milczy.
Kyle.
Czy ten mężczyzna zwraca się właśnie do niego?
Kciuk Sainta pozostaje na moim, aż zyskuje pewność, że należycie trzymam kieliszek. Jego bliskość jest dla mnie na tyle niepokojąca i jednocześnie ekscytująca, że nie od razu mi się to udaje.
– Zamierzasz zająć się tym rozdźwiękiem między wami? – pyta ponownie głos.
– Nie – odpowiada Malcolm. I szepcze do mnie: – Powąchaj.
Moje zmysły się wyostrzają. Wszystkie oprócz wzroku. Głos Sina prześlizguje się wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy wącham napój. Jeszcze nie puścił kieliszka, mimo że ja także go trzymam. Czuję mydło na jego dłoni. Słyszę bicie swojego serca. Ciarki przebiegają mi po skórze, kiedy wciągam zapach wina.
– Posmakuj – mówi mi do ucha, a kiedy odzywa się ponownie, ton jego głosu ma inne brzmienie. Jest zimniejszy. – Wszystko, co miałem do powiedzenia mojemu ojcu, powiedziałem już dawno temu.
– Ale on winą obarcza ciebie. – Mężczyzna nadal szepcze, ale Saint nie.
– Winić może siebie.
Jeszcze jeden szept ze strony biznesmena:
– A więc dlatego właśnie nie związałeś się nigdy z żadną kobietą? Podejrzewasz, że sprawdzi się powiedzenie: „Jaki ojciec, taki syn”?
Saint śmieje się tubalnie.
– W niczym nie jestem do niego podobny – mówi lekceważąco.
Milczę, próbując zrozumieć sens tego, co właśnie słyszę. Sączę wino, kiedy nagle czuję, jak Saint bierze ode mnie kieliszek i pyta szeptem:
– No i jak?
Kurwa. Właśnie, no i jak? Czy pani nie okazała się zbyt ciekawska?
– Chyba owocowe. Wytrawne.
Oblizuję wargi i przez chwilę panuje cisza. Czy to nie jest dziwne, że czuję ciepło w żołądku, kiedy wyczuwam na ustach jego wzrok, gdy oblizuję je po raz drugi?
Następnie ciepłe, delikatne palce podają mi kolejny kieliszek.
– Powąchaj ponownie – mówi, nie odrywając palców od moich. W jego głosie słychać odrobinę ciepła, ale także ciekawość.
Zbliżam kieliszek do nosa i wącham, a zapach tak jakby otwiera mi płuca.
– Teraz posmakuj.
Boże, jego głos jest taki męski. Zmysłowy. Czysty Sin. Wydaje polecenie w sposób, który sprawia, że nawet nie przyjdzie ci do głowy, że możesz odmówić.
– Te jego fikcyjne spółki – kontynuuje mężczyzna. Choć słowa te wydają się ważne, mój oszołomiony umysł ma problem z ich rejestracją. – Te wszystkie ukrywane za granicą pieniądze, plotki o szpiegostwie korporacyjnym? Nie martwisz się, że ci szpiedzy mogą węszyć w M4?
– Każdy, kto przychodzi do M4, jest poddawany drobiazgowemu prześwietleniu. To zbyt złożone procedury, aby je tutaj omawiać – odpowiada Saint. A mnie pyta: – Smakuje ci?
– Bardzo – szepczę.
– Catherine, jak na razie zamawiamy po trzy skrzynki obu tych win…
Słucham wszystkiego, ale jednocześnie skupiam się na tym drugim winie. Fantastycznie jest czuć je na języku, czuć, jak wpływa do gardła. Wytrawne, ale słodkie.
– Jeszcze jedno – mówi Saint, podając mi trzeci kieliszek. Kiedy po chwili go zabiera, jego szept łaskocze mi ucho. – I jaki wydaje pani werdykt?
Uśmiecham się i cała się rozpływam, słysząc w jego głosie nutkę przekomarzania się.
– Nieco wytrawne i dość proste. Dzięki temu zmysł smaku staje się naprawdę wyczulony. – Dotykam przepaski.
– Taki jest właśnie jej cel – wyjaśnia.
Zdejmuje mi ją tak delikatnie, że ledwie czuję z tyłu głowy jego palce. Kiedy to robi, coś między nami wisi w powietrzu. Coś na kształt tajemnicy. Jego oczy błyszczą znacząco. Coś mi mówi, że spodobało mu się zaufanie, jakim go obdarzyłam.
Zaufanie.
Boże, czy to był test? Kiedyś miał na moim punkcie lekką obsesję. Siła uczuć, jakich doznaję, jest tak ogromna, że aż mnie zatyka.
Uśmiechamy się do siebie, po czym on odwraca się, wracając do wcześniejszej rozmowy. Rozsiadam się wygodnie na krześle, zrelaksowana i nieco senna, choć niektóre części mojego ciała aż się spinają, czując bliskość Sainta.
– Zemsta