Paragraf 22. Joseph Heller
w eskadrze, który wie, że jestem pracownikiem Wydziału Śledczego – oświadczył majorowi Majorowi – i musi to pozostać absolutną tajemnicą, bo w przeciwnym razie moje zadanie byłoby utrudnione. Rozumiemy się?
– Sierżant Towser wie.
– Tak, wiem. Musiałem mu powiedzieć, żeby dostać się do pana. Ale jestem pewien, że on nie piśnie ani słowa.
– Już pisnął. Powiedział mi, że chce się ze mną widzieć ktoś z Wydziału Śledczego.
– To drań. Będę musiał się nim zainteresować. Na pańskim miejscu nie zostawiałbym na wierzchu żadnych ściśle tajnych dokumentów. W każdym razie dopóki nie sporządzę raportu.
– Nie mam tu żadnych ściśle tajnych dokumentów – powiedział major Major.
– Chodzi mi o takie jak ten. Niech je pan zamyka w kasie, gdzie sierżant Towser nie będzie się mógł do nich dobrać.
– Sierżant Towser jest jedyną osobą, która ma klucz od kasy.
– Obawiam się, że tracimy na próżno czas – powiedział dość chłodno drugi facet z Wydziału Śledczego. Był to energiczny, tęgi i krzepki jegomość o szybkich i pewnych ruchach. Wyjął kilka fotokopii z wielkiej czerwonej koperty, którą w sposób rzucający się w oczy chował pod skórzaną kurtką lotniczą pokrytą jaskrawymi malunkami samolotów lecących wśród pomarańczowych wybuchów i z równymi rządkami małych bombek świadczących, że odbył pięćdziesiąt pięć lotów bojowych. – Czy widział pan coś takiego?
Major Major spojrzał obojętnym wzrokiem na kopie prywatnych listów ze szpitala, na których cenzurujący je oficer podpisał się „Washington Irving” albo „Irving Washington”.
– Nie.
– A te?
Major Major miał teraz przed sobą kopie adresowanych do niego pism, które on sam podpisywał tymi nazwiskami.
– Nie.
– Czy człowiek, który to podpisywał, jest w pańskiej eskadrze?
– Który? Tutaj są dwa nazwiska.
– Wszystko jedno który. Uważamy, że Washington Irving i Irving Washington to ten sam osobnik, który używa dwóch nazwisk, żeby nas zmylić. To często stosowany trick.
– Obawiam się, że w mojej eskadrze nie ma nikogo, kto by nosił któreś z tych nazwisk.
Na obliczu drugiego faceta z Wydziału Śledczego odmalował się wyraz zawodu.
– Jest dużo sprytniejszy, niż przypuszczaliśmy – zauważył. – Używa trzeciego nazwiska i podaje się za kogoś innego. I wydaje mi się… tak, wydaje mi się, że wiem, jak brzmi to trzecie nazwisko.
Z wyrazem ożywienia i natchnienia na twarzy podsunął majorowi Majorowi jeszcze jedną fotokopię.
– Co pan powie na to?
Major Major pochylił się nieco i zobaczył kopię listu, w którym Yossarian zaczernił wszystko z wyjątkiem imienia „Mary” i dopisał: „Tęsknię za tobą tragicznie. A.T. Tappman, kapelan Armii Stanów Zjednoczonych”.
Major Major pokręcił głową.
– Widzę to po raz pierwszy.
– Czy wie pan, kto to jest A.T. Tappman?
– To kapelan naszej grupy.
– A więc sprawa jest zakończona – powiedział drugi facet z Wydziału Śledczego. – Washington Irving to kapelan grupy.
Major Major poczuł ukłucie sumienia.
– Kapelanem grupy jest A.T. Tappman – sprostował.
– Czy jest pan pewien?
– Najzupełniej.
– Dlaczego kapelan grupy miałby pisać coś takiego na liście?
– Może zrobił to ktoś inny i podpisał się jego nazwiskiem?
– Dlaczego ktoś miałby podpisywać się nazwiskiem kapelana grupy?
– Żeby uniknąć zdemaskowania.
– Możliwe, że ma pan rację – powiedział po chwili wahania drugi facet z Wydziału Śledczego i cmoknął. – Możliwe, że mamy do czynienia z gangiem, z dwoma ludźmi, którzy zbiegiem okoliczności mają odwrotne nazwiska. Tak, jestem tego pewien. Jeden z nich tutaj, w eskadrze, jeden w szpitalu i jeden przy kapelanie. To razem trzech, prawda? Czy jest pan absolutnie pewien, że nigdy pan nie widział żadnego z tych dokumentów?
– Gdyby tak było, podpisałbym je.
– Czyim nazwiskiem? – spytał podchwytliwie drugi facet z Wydziału Śledczego. – Swoim czy Washingtona Irvinga?
– Swoim własnym – odpowiedział major Major. – Ja nawet nie wiem, jak ten Washington Irving się nazywa.
Twarz drugiego faceta z Wydziału Śledczego rozjaśniła się uśmiechem.
– Majorze, cieszę się, że jest pan poza podejrzeniem. Oznacza to, że będziemy mogli współpracować, a ja bardzo potrzebuję pomocy. Gdzieś tutaj, na froncie europejskim, działa człowiek, który przechwytuje pańską korespondencję. Czy nie podejrzewa pan, kto to może być?
– Nie.
– A ja, zdaje się, wiem – powiedział drugi facet z Wydziału Śledczego i nachylił się szepcząc konfidencjonalnie. – To ten drań Towser. W przeciwnym razie po co by rozpowiadał wszystkim o moim przybyciu? A teraz niech pan ma oczy szeroko otwarte i da mi znać natychmiast, jak tylko pan usłyszy, że ktoś wymienia nazwisko Washingtona Irvinga. Ja tymczasem zajmę się sprawdzeniem kapelana i całej reszty.
Ledwie zamknęły się za nim drzwi, wskoczył przez okno pierwszy facet z Wydziału Śledczego i zaczął się dopytywać, kto to był ten drugi facet z Wydziału Śledczego. Major Major poznał go nie bez trudu.
– To był facet z Wydziału Śledczego – powiedział.
– Akurat – rzucił pierwszy facet z Wydziału Śledczego. – To ja reprezentuję tutaj Wydział Śledczy.
Major Major poznał go nie bez trudu, ponieważ facet miał na sobie wypłowiały, rozpruty pod pachami szlafrok z brązowego welwetu, włochatą flanelową piżamę i przydeptane ranne pantofle, z których jeden miał oderwaną podeszwę. Major Major uświadomił sobie, że jest to regulaminowy strój szpitalny. Facet przytył jakieś dziesięć kilogramów i tryskał zdrowiem.
– Jestem bardzo chorym człowiekiem – jęczał. – Zaraziłem się w szpitalu katarem od pilota myśliwca i dostałem bardzo ciężkiego zapalenia płuc.
– Bardzo panu współczuję – powiedział major Major.
– Dużo mi z tego przyjdzie – chlipnął facet z Wydziału Śledczego. – Nie potrzebuję pańskiego współczucia. Chcę tylko, żeby pan wiedział, co ja tu muszę znosić. Przyszedłem ostrzec pana, że Washington Irving przeniósł swoją bazę ze szpitala do pańskiej eskadry. Czy nie słyszał pan, żeby ktoś tu wymieniał nazwisko Washingtona Irvinga?
– Prawdę mówiąc, słyszałem – odpowiedział major Major. – Ten facet, który był tu przed panem, wspominał o Washingtonie Irvingu.
– Naprawdę?! – krzyknął z radością pierwszy facet z Wydziału Śledczego. – To może być klucz do całej sprawy! Niech go pan nie spuszcza z oka przez okrągłe dwadzieścia cztery godziny, a ja pobiegnę do szpitala i napiszę do przełożonych o dalsze instrukcje. – Facet z Wydziału Śledczego wyskoczył przez okno i już go nie było.
Minutę później zasłona oddzielająca