Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina

Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra  Marinina


Скачать книгу
Nastia nieśpiesznie włożyła pantofle na siedmiocentymetrowych obcasach, uśmiechnęła się czarująco i ruszyła w drogę powrotną do swojego stolika.

      Saulak siedział bez ruchu, obracając w rękach widelczyk do deseru i nie spuszczając z niego oczu. Nastia zerknęła na jego talerz i zauważyła, że prawie nic nie zjadł, z wyjątkiem owego jednego kawałeczka mięsa.

      – Rozumiem, Pawle, że ma pan swoje zasady i racje, ale musi pan coś zjeść. W końcu to, co nas czeka, nie jest spacerem po parku, nie wiadomo, gdzie i kiedy będziemy mogli się posilić następnym razem. Nie chciałabym, żebyśmy wpadli w kłopoty przez pańskie niemądre kaprysy i wygłupy.

      – Skąd pewność, że pani wygłupy nie będą źródłem problemów? – zapytał, nie odrywając wzroku od srebrnego lśniącego widelczyka.

      No proszę! To znaczy, że zauważył. A siedział jak posąg, nawet nie odwrócił głowy, gdy rozmawiała z Korotkowem.

      – Moje wygłupy to mój problem, jasne? Pana to w ogóle nie dotyczy. Ale jeśli zacznie pan niedomagać, to pana stąd nie wyciągnę. Nawiasem mówiąc, ten mężczyzna też się panem interesuje, chociaż za wszelką cenę udaje, że chodzi mu o mnie. Ja zaś udaję, że mu wierzę. Więc może jednak raczy pan odłożyć na bok swoje zasady i wyjaśni mi przynajmniej w ogólnym zarysie, kto tak wytrwale próbuje pana dopaść?

      Saulak podniósł na nią oczy i nagle Nastię oblała fala gorąca. Nie mogła się poruszyć, ręce i nogi zrobiły się ciężkie jak z ołowiu, powieki zaczęły opadać. W tej chwili było jej wszystko jedno, czy Saulak odpowie na pytanie i czy w ogóle zareaguje. Nie obchodziło jej, czy ona sama zdoła wykonać zadanie i czy dowiezie Pawła do Moskwy, do generała Minajewa. Ogarnęła ją nieprzeparta senność…

      Zebrała wszystkie siły i otrząsnęła się z odrętwienia. Odniosła nawet wrażenie, że wszystko to jej się przywidziało. Saulak siedział naprzeciwko, obracając w palcach srebrny widelczyk, ze wzrokiem utkwionym na powrót w lśniącym kawałku metalu.

      – Chodźmy stąd – powiedziała ostro, wstając.

      Wyjęła z wazonu różowe goździki, podeszła do stolika Korotkowa i rzuciła mu kwiaty w twarz. Zmierzając ku wyjściu, znowu czuła na sobie spojrzenia, jedne kpiące, inne potępiające, jeszcze inne pełne zachwytu. Doskonale jednak wiedziała, że przynajmniej jedna para oczu patrzy za nią z niespokojnym zdumieniem.

***

      – Kim ona jest? Skąd się wzięła? – nerwowo wykrzykiwał Grigorij Walentinowicz Czincew. – Udało się panu czegoś dowiedzieć?

      – Dowiedziałem się wielu rzeczy, Grigoriju Walentinowiczu – zameldował asystent Czincowa – ale informacje są tak sprzeczne, że trudno powiedzieć, które są prawdziwe. Nazywa się Saulak, Anastazja Pawłowna Saulak. Jest chyba jego żoną albo krewną. Jej dane wyciągnąłem z recepcji hotelu w Samarze, ale nie zdążyłem sprawdzić. Ci, co ją obserwują tam na miejscu, twierdzą, że ma forsy jak lodu i że szasta nią na prawo i lewo. Chyba miała jakiś zatarg z Saulakiem, bo nie padli sobie w objęcia, gdy wyszedł z kolonii. Ona wyraźnie się usprawiedliwiała, a on łaskawie słuchał. Widocznie się nie spodziewał, że po niego przyjedzie. Kobieta jest bez wątpienia niezrównoważona i egzaltowana, zdolna do ekscentrycznych wyskoków. Krótko mówiąc, nie sposób przewidzieć jej zachowania. Sądzę więc…

      – No dalej – zachęcił asystenta Czincow – mów, jakie masz pomysły.

      – Sądzę, że może być jedną z tamtych…

      – Tak?

      Czincow zachmurzył się, w zamyśleniu potarł nos, potem nalał wody mineralnej do szklanki z grubego szkła i upił parę dużych łyków.

      – Skąd ta myśl?

      – Zachowuje się jakoś dziwnie. A zresztą jeśli są spokrewnieni, to tym bardziej możliwe. Sam pan wie, co się przekazuje w genach. Więc pomyślałem, Grigoriju Walentinowiczu, że jeśli ta kobieta nic nie wie, moglibyśmy ją wykorzystać. W swoim czasie Bułatnikow wykorzystał Pawła, my zaś wykorzystamy ją. Tylko musimy się dowiedzieć, jak dużo wie i czy pozostawienie jej przy życiu nie okaże się dla nas niebezpieczne.

      – Myślisz nie o tym, o czym powinieneś – odparł Czincow z gniewem. – Najpierw musimy rozważyć nie to, czy należy jej się pozbyć. Jesteś jak dziecko, które na widok cukierka zapomniało, że ma odrobić lekcje. Nasze obecne zadanie polega na tym, żeby uciszyć Pawła na zawsze. A ta ślicznotka plącze nam się pod nogami, zapamiętała samochód – numery były wprawdzie lewe, ale gęby naszych ludzi prawdziwe. Dlatego nie możemy lekceważyć jej jako świadka. Musimy podjąć decyzję, czy sprzątnąć ją razem z Pawłem, czy zaczekać, aż się pożegnają. A ty zamiast to rozważyć, zacząłeś kombinować, jak ją wykorzystać. Nie będziemy jej wykorzystywać, niechże to wreszcie dotrze do twojego zakutego łba. Musimy uciszyć Pawła. To wszystko.

      – Dobrze, Grigoriju Walentinowiczu.

***

      Aż do kolacji nie opuszczali apartamentu, w ogóle się do siebie nie odzywając. Nastia leżała na kanapie w salonie ze wzrokiem wbitym w sufit, a Paweł skrył się w sypialni i kobieta nie miała pojęcia, co tam robi. O siódmej wstała i bez pukania weszła do środka. Saulak stał przy oknie i uważnie obserwował ulicę, mimo że było już ciemno. Ciekawe, czego tam wypatruje?

      – Musimy zejść do restauracji – oznajmiła zimno. – Pora na kolację.

      – Okropny żarłok z pani. – Paweł się uśmiechnął.

      – A pan dalej odmawia jedzenia?

      – Nie jestem głodny.

      – Proszę nie zawracać mi głowy – odparła ze znużeniem. – Jeśli chce pan pozować na supermena, który może nie jeść i nie pić tygodniami, to pańska rzecz, byleby tylko nie ucierpiała sprawa, którą mamy załatwić. Niech mi pan pozwoli odwieźć się do Moskwy, potem może pan głodować po wsze czasy.

      – À propos naszej sprawy. Jak zamierza pani wprowadzić mnie na pokład samolotu, skoro nie mam dowodu osobistego?

      – Poleci pan na podstawie zaświadczenia. Dostał pan przecież zaświadczenie o zwolnieniu.

      – Ale to tak, jakbym sobie przypiął na piersi kartkę: Nazywam się Saulak. Tymczasem pani chce mnie dowieźć bez szwanku, jeśli się nie mylę?

      – Nie pańska sprawa, czego chcę – odparła Nastia niegrzecznie. – Poleci pan na podstawie zaświadczenia. Dość mam pańskich humorów, w końcu płacą mi za pracę, którą wykonuję, a nie za to, żebym znosiła pańskie kaprysy. Prawdę powiedziawszy, żeby wyciągnąć stąd pana żywego, musiałam zrezygnować z roli, o której dawno marzyłam. Ale pan chyba nie jest wart tego poświęcenia.

      – Zrezygnowała pani z roli? Jest pani aktorką?

      – Niech pan sobie wyobrazi, że tak. Nie dość, że przestępczyni, to jeszcze aktorka. Zresztą aktorką zostałam, zanim mnie zapuszkowano.

      – Sądziłem, że jest pani prywatnym detektywem albo kimś w tym rodzaju.

      – No proszę, okazuje się, że głodowanie pobudza szare komórki. Wciąż pan o czymś myśli. A ja, żeby pana licho wzięło, myślę tylko o tym, jak zamydlić oczy pańskim prześladowcom i nie pozwolić, by podnieśli na pana rękę. Byłoby nieźle, gdyby pan też rozmyślał właśnie o tym, a nie o moim smutnym życiu. Nawiasem mówiąc, proszę pamiętać, że w dowodzie mam wpisane pańskie nazwisko.

      – Dlaczego? Co pani chce przez to osiągnąć?

      – Niech się pan zastanowi. Skoro jest pan tak zasadniczy i nie chce niczego jeść, to niech się pan przynajmniej zastanowi. A teraz proszę opuścić


Скачать книгу