Na krawędzi. Kamila Malec

Na krawędzi - Kamila Malec


Скачать книгу
tak, to potrafili doskonale.

      Ujrzałam lekki uśmiech Filipa i już wiedziałam, że użył swojego daru i przeczytał moje myśli. Tak, ten najpotężniejszy z nas to potrafił, ale musiał stać blisko swojej domniemanej ofiary, żeby cokolwiek wyczytać.

      – To kogoś znajdźcie, przeszkolcie czy jak tam chcecie, ale ja chcę być normalną kobietą, a nie kimś kto w społeczeństwie niedługo będzie uznawany za starą pannę i jakiegoś dziwoląga. Nie chcę mieć nic wspólnego z magią, demonami i innymi stworzeniami.

      – Zakochałaś się… eh… i wiesz, że grozi mu niebezpieczeństwo. – Liczyrzepa stwierdził bez zbędnych ceregieli to, co chciałam im od samego początku przekazać, ale o czym doskonale wiedzieli.

      Spojrzałam w gwieździste niebo pełna zadumy. Zrobię wszystko żeby mieć go przy sobie i uratować.

      – Ogary zaczynają się koło nas kręcić. – stwierdziłam ze smutkiem, gdyż nawet ja tych diabelskich stworzeń nie potrafiłam powstrzymać. Służą Welesowi, piekielnemu Bogowi, który pilnuje bram Czyśćca, i tylko On ma nad nimi władzę. – Mi nie zrobią krzywdy, ale nie będę patrzeć i czekać aż stanie się tragedia. Dlatego tu jestem i dlatego was wezwałam.

      – Kimże jest ten człowiek, że chcesz wyrzec się swojego dziedzictwa? Czy jest tego wart? – zapytał Filip.

      On mnie rozumiał. Mówiono, że sam się kiedyś zakochał, lecz jako najpotężniejszy nie mógł nic z tym zrobić, więc uciekł i zamieszkał głęboko w górach, żeby zapomnieć. Owa panna była przez jakiś czas pilnowana, ale gdy tylko Ogary zrozumiały, że nic ich już nie łączy i że nie mogą już jej zrobić krzywdy, słuch o niej zaginął. Chodziły pogłoski, że zakochała się w kimś innym a później zniknęła. Najprawdopodobniej wyjechali z kraju, choć nikt nie mógł tego potwierdzić. Nikt też nie mógł jej szukać. Tak nakazywało nasze prawo. Od tamtej pory Filip z dwójką Bogów tworzą najpotężniejsze trio, jakie kiedykolwiek widziałam i poznałam.

      – Jest moim światłem – z rozmarzeniem przymknęłam oczy – słońcem rozpoczynającym dzień i iskrą pokazującą drogę w nocy. Moim bijącym sercem i rytmem nadającym mu życie. Moim sensem istnienia.

      – To jest tylko głupie ludzkie gadanie. Dziś go kochasz, jutro możesz nienawidzić i co wtedy?! – przerwał mi Karkonosz ze złowrogim błyskiem w oczach, po czym zaczął nerwowo chodzić wkoło swojego głazu. – Poza tym nawet My nie mamy takich mocy, żeby ci w tej kwestii pomóc.

      – Wy nie macie mocy? To niby kto ją ma? Tylko Wy znacie każdą magię jaka istnieje, umiecie sporządzić każdy napar z ziółek, nawet ten ratujący życie. Musi być jakiś sposób, żebym była zupełnie normalna i nie wmówicie mi, że tak nie jest.

      Odwrócili się ode mnie i zapatrzyli w ciemność spowijającą góry – w cudowne widoki, za dnia tak chętnie przez wszystkich podziwiane. Wiem, że liczą się z tym, iż nie odpuszczę. Poza tym to Oni wszystkiego mnie nauczyli i wpoili mi nasze prawo, którego tak kurczowo się trzymali.

      Pierwszy odwrócił się Świętowit.

      Mimo mroku, pod czarną peleryną chował kolejne trzy swoje twarze ustawione na wszystkie strony świata i ukazywał tylko jedną. Nigdy nie pokazał mi równocześnie więcej niż jedną naraz.

      – Jest jeden sposób. Jeden jedyny. Ale nie daje stuprocentowej gwarancji na to, że nigdy sobie nie przypomnisz o magii – stwierdził niechętnie po dłuższej chwili namysłu.

      – Jak to nie przypomnę sobie o magii? – zdumiona i zszokowana stałam w ciemności naprzeciw nich.

      – Nie ma magii na to, żeby wyzbyć się tego co zostało nam dane raz na zawsze. Ale jest sposób, żeby to wyciszyć, uśpić i zapomnieć, lecz nie jest to nieodwracalne.

      – Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Co więcej nigdy nie wspominaliście mi na Waszych lekcjach, że coś takiego jest.

      – Myśleliśmy, że nigdy nie będzie to potrzebne. Nikt nigdy nie przyszedł do nas z taką prośbą. Wszystkim odpowiada to, że są „inni”, że potrafią więcej niż zwykły człowiek. Nikt nie chciał się tego wyrzec wprost. Owszem, może czasem kombinowali jakieś napary z ziół na zmianę świadomości – ale tylko dlatego, że rywalizowali między sobą o to, kto jest lepszy i mądrzejszy.

      – Nie powiedziałabym, że nikt nie chciał i dobrze o tym wiecie.

      – To nie jest tak – odezwał się Filip. – Na pewno słyszałaś różne pogłoski i opowieści o mnie – skinęłam głową – ale ja nie prosiłem o to co ty. Ja wiedziałem, że nie ma takiej możliwości. Nie ma odwrotu. Ale to jest zupełnie inna sprawa. Wiesz kim jestem i jakie mam stanowisko. Wiesz, że jestem ponad Wami i nie mogę tego zmienić. Ja straciłem swoje człowieczeństwo, swoją miłość. Naszego prawa nie można zmienić, niestety. Ale mam nadzieję, że tobie Bogowie będą przychylni i poznasz chociaż przez chwilę zapach prawdziwej miłości, a nie tylko zabawy.

      W tym momencie dwie postacie zmroziły go wzrokiem. Nie takich słów spodziewali się po Filipie. Jednak tkwiła w nim cząstka człowieczeństwa, której go nie pozbawili mimo swoich nauk.

      – A więc jest pewien sposób – kontynuował. – Trudny dla nas, bo musimy przysposobić ci opiekuna. Musi cię chronić, gdyż nigdy więcej nie będziesz mogła pojawić się w tym miejscu, bo czar pryśnie.

      – Nie bardzo rozumiem. – Stałam już kompletnie zdezorientowana.

      – Możemy wytworzyć w twojej głowie mur oddzielający życie z magią od normalnego człowieczeństwa. Będziesz żyła jak do tej pory, tylko wszystkie twoje zdolności zostaną schowane za ścianą. Nie będziesz pamiętać o nich, o nas, o demonach, z którymi walczyłaś by chronić ludzi, ani o naszej tajemnicy.

      – A w którym miejscu jest haczyk? – Musiał być i byłam tego pewna, że nie wszystko jest takie piękne jak się wydaje.

      – Otóż nigdy więcej nie możesz pojawić się przy grobie Karkonosza, gdyż magia tego miejsca sprawi, że mur w twojej głowie pęknie, a my nie wiemy jakie będą tego konsekwencje oprócz tego, że wszystko sobie przypomnisz.

      Wyczułam bijący od niego smutek. – Jako twój opiekun nie mogę i nie chcę pozwolić na to, żeby coś ci się stało.

      Stałam oniemiała i nie rozumiałam już nic. Niby nie ma takiej magii, żebym mogła żyć jak normalny człowiek i raz na zawsze zapomnieć o swoich zdolnościach, a z drugiej strony pojawia się coś, dzięki czemu jest jakiś cień nadziei, tyle że niesie ze sobą pewne zagrożenie. Miłość, ta prawdziwa, potrafi przenosić góry, dlatego wiedziałam, że cokolwiek miało by się stać i tak złapię się każdego sposobu, aby być w końcu szczęśliwą.

      Stojąc tyłem do lasu spojrzałam odruchowo w lewo, gdzie mieścił się dobrze wszystkim znany grób Karkonosza. Niby grób, choć tak naprawdę w niczym go nie przypominał. Cóż, to tylko wielka granitowa płyta z niemieckim napisem RÜBEZAHLS GRAB. Wielki napis i wielka legenda, że to właśnie pod nią znajdują się wrota do podziemnego królestwa Ducha Gór. Gdyby tylko ludzie wiedzieli ile jest w tym prawdy, nie wiem czy wtedy to miejsce byłoby tak chętnie i tłumnie odwiedzane. Powinno być raczej oznaczone tabliczką: „Miejsce, w którym legendy stają się rzeczywistością”.

      O tak, to byłby idealny napis.

      – Spodziewam się, że nie możecie mi zrobić tego Waszego domniemanego muru w głowie od razu? – stwierdziłam bardziej, niż zapytałam. Wiem, że u Nich nic nie jest łatwe i natychmiastowe. Pewnie myśleli, że zagrają na czas i zmienię decyzję. Nic bardziej mylnego.

      – Powiedzieliśmy, że jest sposób, ale nikt z Nas nie powiedział, że tego chcemy i że to zrobimy. To zbyt ryzykowne. Nie wiemy co się stanie z tobą gdy mur pęknie i twoje wspomnienia zaleją ci głowę. Musimy w jakimś stopniu podzielić twoją duszę


Скачать книгу