Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz

Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz


Скачать книгу
polską granicę, łamiąc pakt o nieagresji. Zbombardowano szereg miast. Za chwilę usłyszą Państwo komunikat specjalny.

      A więc wojna. Z dniem dzisiejszym wszystkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Wysiłek całego narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym: walka aż do zwycięstwa.

      Franciszka Schulza obudziło głośne stukanie do drzwi. Najwyraźniej jego rodzice też zerwali się z łóżka. To chyba matka, owinięta w podomkę, pierwsza otworzyła drzwi. U progu stał Joachim Schmidt, najlepszy przyjaciel Franka ze Szkoły Budowy Maszyn. Młody, zawsze tryskający humorem Niemiec. Tym razem nie miał jednak zadowolonej miny.

      – O tej porze? – jęknął Franek, ziewając.

      Ojciec spojrzał na syna karcąco. Panu Alojzemu wystarczyło jedno spojrzenie na Joachima, by połączyć ze sobą wszystkie fakty. Niepewność polityczną i bardzo wczesną wizytę młodego przyjaciela syna.

      – Zaczęło się? – zapytał cicho ojciec Franciszka.

      Joachim pokiwał głową.

      – Niemcy napadli na Polskę – wyszeptał. – Złamali pakt o nieagresji. Niemieckie bombowce ruszyły.

      – Boże, gdzie? – Mama Franciszka złapała się za serce.

      – Wieluń, przy granicy niemieckiej, i Westerplatte. Nie wiem dokładnie, co się tam dzieje.

      – Zaatakowaliście nas! – Franciszek rzucił się z pięściami na przyjaciela. – Jak mogliście?!

      Walił na oślep i gdyby nie Alojzy, który stanął między nimi, nie wiadomo, jak by się to skończyło.

      – Ja nikogo nie zaatakowałem. To nie jest moja wojna! – krzyknął Joachim, trzymając się za szczękę. – Nie chcę jej tak samo, jak wszyscy normalni ludzie. To wojna Hitlera i jego świty o jakieś tylko jemu znane idee. Opanuj się, Franek!

      – Jesteś przecież Niemcem, jak Hitler1! – wykrzyknął Franciszek.

      – Uspokój się – powiedziała matka, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Uspokójcie się obaj, a ja idę zrobić wam śniadanie.

      – Mamo… – Franek spojrzał na nią z wyrzutem. – Śniadanie?

      Nie do pomyślenia wydawało mu się, że matka w tej chwili myśli o jedzeniu, że w ogóle może myśleć o czymkolwiek innym niż wojna, Hitler, bombardowanie i przyszłość.

      Po chwili ponownie usłyszeli pukanie do drzwi. Spojrzeli po sobie. Jeszcze wczoraj wyznawali zasadę „Gość w dom, Bóg w dom”. Wszyscy przypuszczali, że wkrótce może się to zmienić i przez ich drzwi będą wchodzić nie tylko ci, którzy są tam mile widziani.

      – Wojna – wysapał zdyszany Janek, wpadając do mieszkania. – Wiedziałem! Słyszeliście już?

      Franek pokiwał głową. Janek zawiesił swój wzrok na Joachimie.

      – Ty też będziesz się na mnie wyżywał? – spytał zaczepnie Niemiec. – Za moich rodaków? I za Hitlera? Też nie będziesz mi już chciał podać ręki? Od razu jestem wrogiem? Będziesz mnie bił?

      – Przestań! – Janek machnął ręką. Odsunął krzesło od stołu i na nim usiadł, skrywając twarz w dłoniach.

      Pani Stanisława przyniosła herbatę. Siedzieli w milczeniu i mieszali tę herbatę, chyba dla zabicia czasu albo dla zajęcia myśli czymkolwiek innym niż niepewna przyszłość.

      – Szybko się skończy, prawda? – Milczenie przerwała w końcu mama Franciszka.

      – To będzie długa wojna. – Joachim pokręcił głową. – Trzeba się modlić, by zostać przy życiu u jej kresu.

      – Sama modlitwa nie wystarczy – stwierdził Franciszek. – Trzeba walczyć.

      – Z kim będziesz walczyć, do cholery? Ze mną? – zdenerwował się Joachim.

      – Z wrogiem!

      – A wiesz chociaż, kto nim jest? Ja? Mój ojciec? Nasz profesor od muzyki czy niemieckiego? W tych czasach wrogiem może okazać się twój najlepszy przyjaciel!

      Janek i Franek spojrzeli badawczo na Joachima.

      – Nie mówiłem o sobie – westchnął.

      W pokoju nastała niezręczna cisza.

      – Jezu, co się z wami stało? Przecież mówiłem już, że to nie jest moja wojna!

      – To ja może doleję herbatki – powiedziała pani Stanisława i wyszła do kuchni.

      Po chwili wróciła z dzbankiem.

      – To nie czas na kłótnie. Nie czas na walkę. – Ojciec Franka pokręcił głową. – Tym bardziej między przyjaciółmi.

      – Według Hitlera i Mościckiego to właśnie ten czas. Wszyscy jesteśmy żołnierzami – upierał się Franciszek.

      – To nie jest moja wojna… – powtarzał Joachim i z niedowierzaniem kręcił głową. – Ja chciałem normalnego życia. I, do cholery, nawet chciałem je spędzić z Rachelą! Normalnie! Rozumiecie?

      Pani Schulz usiadła naprzeciwko młodego Niemca, popatrzyła na niego ze współczuciem i pogłaskała go po policzku. Wszyscy wiedzieli, jaki stosunek ma Hitler do Żydów. Rachela była pół-Żydówką.

      – Ona nie jest Żydówką… – Joachim pokręcił głową, jakby czytał w myślach pani Schulz. – Jej mama jest, ale ojciec nie. Przecież znacie go. Profesor Goldblum uczył nas muzyki. On nie jest Żydem! Czy zawsze nazwisko przesądza wszystko?

      W tamtym momencie właśnie do wszystkich dotarło, że nastaną ciężkie czasy. Ktoś, kto powinien być wrogiem, może okazać się przyjacielem, a najbliższa osoba, pozornie życzliwa, może wbić nóż w plecy, a przy tym uśmiechać się jak zawsze.

* * *

      Joachim nie umiał się odnaleźć w tej sytuacji. On, Niemiec, jego ojciec, wysoko postawiony urzędnik państwowy, wyznawca i czciciel Hitlera. Jego najlepszymi przyjaciółmi byli Polacy, a ukochaną – pół-Żydówka.

      Joachim od urodzenia mieszkał w Grudziądzu, przy ulicy Legionów, która od teraz miała nosić imię Adolfa Hitlera, sprawcy tego całego wojennego zamieszania. Jego rodzina miała piękne trzy pokoje w kamienicy z windą. Chyba jedyną taką w Grudziądzu. Widział oczyma wyobraźni, jak kiedyś do tych pokoi wprowadza Rachelę. Widział to! I widział, jak i ojciec, i matka aprobują jego związek. Niestety… Chyba będzie musiał zweryfikować marzenia. Ale nie podda się. Tacy jak on nigdy się nie poddają.

* * * Grudziądz, 2 września 1939 r

      Odezwa

      Wzywa się wszystkich obywateli miasta Grudziądza i okolicy, by zgłaszali się do Ochotniczej Straży Obywatelskiej w celu utrzymania ładu i porządku w mieście w razie potrzeby.

      Zgłoszenia przyjmuje się natychmiast w ratuszu, pokój 7.

      Grudziądz, dnia 2 września 1939 r.

      Prezydent Miasta Grudziądza, Komendant Ochotniczej Straży Obywatelskiej

* * *

      – Idziemy – powiedział Franciszek. – Nie można tak siedzieć bezczynnie. To grzech.

      Janek pokręcił głową.

      – Co to były za piękne czasy, gdy bezczynnie i beztrosko mogliśmy leżeć na trawie – westchnął.

      – One wrócą. Już niedługo. Ale teraz trzeba opanować ten bałagan, który się porobił. I to


Скачать книгу

<p>1</p>

Hitler urodził się w Austrii, ale 7 kwietnia 1925 r. zrzekł się austriackiego obywatelstwa, a dopiero 26 lutego 1932 r. uzyskał niemieckie.