Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott

Dziewczyna taka jak ja - Ginger  Scott


Скачать книгу
prawym ramieniem i odklejam się od blatu, po czym wracam do salonu.

      – Skończył z piciem. Ja straciłam nogę. Jesteśmy sobie teraz bliżsi, a pan niezmiennie pozostaje osobą, która rozbiła związek – oświadczam, a każde słowo sprawia mi tak wielką przyjemność, jak sobie wcześniej wyobrażałam.

      – Lepiej się czujesz? – Kevin wstaje i przeczesuje palcami krótkie włosy. Nadal się trzęsie, ale już nie tak bardzo.

      – Nie. – Kręcę głową.

      Oboje uciekamy wzrokiem, a Kevin wychodzi z pokoju i kieruje się w stronę mieszczącej się z tyłu domu sypialni.

      – To był błąd – mówię do Kyle’a, gdy zostajemy sami.

      – Zawsze tak mówisz. – Uśmiecha się pod nosem.

      – Zamknij się. – Pociągam go za T-shirt i gestem wskazuję, aby poszedł razem ze mną do wyjścia.

      Na drodze staje nam Kevin. W ręce trzyma starą żółtą kopertę.

      – Zanim pójdziesz… – mówi i podaje mi ją.

      Nie od razu biorę od niego kopertę, nie mając pewności, czy chcę się dowiedzieć, co się w niej kryje. Jakbym zaglądając do środka, miała się poczuć jeszcze gorzej.

      – Weź. To głównie zdjęcia. Na wielu jesteś ty. Twoja mama je posegregowała i nigdy nie wyrzuciła. Trzymała w tej kopercie i… i powinnaś je mieć. Są dla ciebie ważne albo może takie się staną. Nie wiem.

      Biorę kopertę i przyciskam ją do piersi.

      – Dobrze – kiwam głową. Wzrok mam wbity w podłogę.

      – Joss, żałuję, że nie mam nic więcej, co mógłbym ci dać. Żałuję, że nie mam nic więcej do powiedzenia, ale po prostu… nie mam – dodaje Kevin. – Nie przepraszam jednak za to, że kochałem twoją mamę, i nie żałuję naszego wspólnego życia. Ale przykro mi, że tym samym ty ucierpiałaś. Tyle mogę powiedzieć.

      Przygryzam wargi, walcząc z pokusą powiedzenia mu, żeby spierdalał.

      – W porządku – odpowiadam w końcu.

      Kyle otwiera drzwi i udaję się za nim do naszego pikapa. Kevin nie zostaje, aby patrzeć, jak odjeżdżamy; po kilku krokach słyszę, że zamyka drzwi. A my jedziemy w milczeniu przez kilka kilometrów, aż w końcu Kyle wjeżdża na autostradę prowadzącą w stronę domu. Nie chcę już nawet szukać Wesa. Nie mam więcej wskazówek niż kilka dni temu. Nie wiem, od czego miałabym zacząć.

      – Dokąd? – pyta mój przyjaciel.

      – Do domu. – Wzdycham i opieram głowę o szybę.

      – Okej. – Kyle włącza radio i zaczyna szukać jakiejś przyzwoitej stacji. Ostatecznie decyduje się na taką, która gra alternatywny rock.

      Dopiero po niemal godzinie jazdy przez pustynię w końcu się poruszam. Zastanawiam się, czy nie zamknąć oczu, ale mam problem ze spaniem podczas jazdy. Szyba robi się ciepła od słońca, z każdą minutą coraz bardziej, aż w końcu muszę przesunąć głowę. Moje spojrzenie pada na kopertę, którą wcisnęłam między drzwi a siedzenie, sięgam więc po nią i kładę na kolanach.

      – Jesteś pewna, że chcesz ją teraz otworzyć? – pyta Kyle.

      – Czemu nie? – Wzruszam ramionami.

      Kyle ponownie się skupia na drodze, a ja wyjmuję plik zdjęć i kartek i kładę je na kopercie. Najpierw przeglądam zdjęcia – większość przedstawia mnie jako niemowlę i kilkulatkę. Na jednym cała jestem w błocie i rozbawiona pokazuję je Kyle’owi.

      – Ha, już nawet wtedy chętnie się brudziłaś. – Śmieje się.

      Uśmiecham się cierpko i odkładam zdjęcie na leżący na kolanach stosik. Następnie przeglądam kilka kartek. To urodzinowe kartki dla mnie, których mama nigdy nie wysłała – jedna z okazji dwunastych urodzin, druga trzynastych, a trzecia osiemnastych. Otwieram tę ostatnią, bo urodziny miałam dwa tygodnie temu, co oznacza, że kupiła ją z wyprzedzeniem… zanim umarła.

      Wiadomość w środku jest krótka, a charakter pisma mamy w ogóle się nie zmienił. Czytam, muskając kciukiem zakręcone J.

      Kochana Joss,

      żałuję, że nie mogę być świadkiem tego, jak kończysz osiemnaście lat. Nigdy nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale po prostu musiałam odejść. Dusiłam się. Absolutnie nie z Twojego powodu. Mam nadzieję, że zrobisz coś wielkiego ze swoim życiem.

Całuję,Mama

      Te słowa powinny doprowadzić mnie do łez, ale tak się nie dzieje. Czytam je po raz drugi i nic nie czuję. Nie zawracam sobie głowy pozostałymi kartkami. Zbieram wszystko i chowam z powrotem do koperty. Kiedy to robię, wyczuwam, że kryje się w niej coś jeszcze. To list – zaadresowany do mamy. Nie ma na niej nazwiska nadawcy, a jedynie adres: LAKE ISABELLA.

      Kartka jest krucha i pożółkła na rogach, więc ostrożnie ją rozkładam. List napisano jasnym ołówkiem, rozmazanym w kilku miejscach, ale udaje mi się wszystko odczytać.

      Kristino,

      dowiedziałem się, że Ty i Eric rozwiedliście się. Bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że nie uznasz za narzucanie się tego, iż znalazłem w internecie Twój adres. Liczę, że właściwy. Chciałem się upewnić, że u Ciebie wszystko w porządku, no i czy Josselyn jest pod dobrą opieką. Przez to picie Erica martwię się o nią. Proszę, daj znać, czy mogę jakoś pomóc, zwłaszcza jeśli chodzi o Joss. Kocham tę dziewczynę, jakby była moją córką.

      Życzę Ci dużo szczęścia.

Twój przyjaciel,Shawn

      Chwytam Kyle’a za ramię i natychmiast się prostuję. Odwracam kartkę, lecz nic więcej nie napisał. To jednak wystarczy. Koperta wystarczy. Puszczam ramię Kyle’a, który zjechał tymczasem na pobocze. Obok nas śmigają pędzące samochody.

      – To on – oświadczam i ponownie rozkładam list.

      Kyle bierze go ode mnie.

      – Shawn… myślisz, że to ten Shawn? – Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

      – Nie ma innej opcji. – Przełykam głośno ślinę i spoglądam na widniejący na kopercie adres. Trzęsącymi się rękami próbuję go wpisać do nawigacji w telefonie. Kyle podłącza ładowarkę i wręcza mi drugi koniec, żeby nie rozładowała mi się bateria. Shawn zawsze był domem dla Wesa. Kiedy rodziny zastępcze wypinały się na niego, wracał pod opiekę Shawna. Człowieka, który był jedyną stałą jego w życiu – jako pracownik opieki społecznej i jako wujek, który wiedział, że Wes należy do rodziny Stokesów razem z Levim i TK. – Lake Isabella – mówię.

      – To tak blisko domu.

      Przytakuję i czuję trzepotanie w brzuchu, a serce wali mi jak młotem.

      Kyle wrzuca bieg, ogląda się, po czym ponownie wjeżdża na autostradę. Mocno dociska pedał gazu. Kiedy wskaźnik prędkościomierza zaczyna się zbliżać do stu siedemdziesięciu, puszcza gaz, ale zwalnia tylko trochę.

      On także uważa, że to właściwy Shawn. Co więcej, wierzy, że jesteśmy blisko.

      Jesteśmy blisko odnalezienia Wesa.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Kiedy docieramy w okolice Lake Isabella, jest już noc. Nawet nie wieczór, bo minęła dziesiąta. Moje potrzeby nie zaczekają jednak do jutra. I tak nie zmrużyłabym pewnie oka. Kyle nie zadaje pytań. Pozwala, abym kierowała go pod podany na kopercie


Скачать книгу