Nowe oblicze Greya. E L James
wiecznie. – Uśmiecha się do nas kokieteryjnie.
Christian patrzy na nią przerażony.
– Chodźmy, babciu – mówi, pospiesznie ujmując jej dłoń i prowadząc w stronę parkietu. Odwraca się do mnie, przewracając oczami. – Na razie, mała.
Gdy idę w stronę dziadka Trevelyana, zaczepia mnie José.
– Nie będę cię prosił o kolejny taniec. Chyba już wystarczająco cię monopolizowałem na parkiecie… Cieszę się, widząc cię szczęśliwą, Ana, ale mówiłem poważnie. Możesz na mnie liczyć… gdybyś tylko mnie potrzebowała.
– Dziękuję ci. Dobry z ciebie przyjaciel.
– Mówię poważnie. – W jego ciemnych oczach widać szczerość.
– Wiem. Dziękuję, José. A teraz przepraszam cię, ale jestem umówiona ze starszym panem.
Marszczy z konsternacją brwi.
– Dziadkiem Christiana – wyjaśniam.
Uśmiecha się szeroko.
– Powodzenia, Annie. Powodzenia ze wszystkim.
– Dzięki.
Po tańcu z jak zawsze szarmanckim dziadkiem Christiana staję przy wyjściu i patrzę, jak słońce zachodzi powoli nad Seattle, zalewając zatokę odcieniami oranżu i akwamaryny.
– Chodźmy – odzywa się zniecierpliwiony Christian.
– Muszę się przebrać. – Chwytam go za rękę, by pociągnąć na górę za sobą. Marszczy brwi, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. – Sądziłam, że to ty chcesz zdjąć ze mnie tę suknię – wyjaśniam.
Oczy mu rozbłyskują.
– Zgadza się. – Obdarza mnie lubieżnym uśmiechem. – Ale nie będę rozbierał cię tutaj. Nie wyszlibyśmy stamtąd… no wiesz… – Macha ręką, nie kończąc zdania, ale dla mnie jest jasne, co ma na myśli.
Oblewam się rumieńcem i puszczam jego dłoń.
– I nie rozpuszczaj włosów – mruczy.
– Ale…
– Żadnego ale, Anastasio. Pięknie wyglądasz. I to ja chcę cię rozebrać.
Och. Marszczę brwi.
– Spakuj swoje rzeczy na podróż. Przydadzą ci się. Dużą walizkę ma Taylor.
– Dobrze.
Co on zaplanował? Nie powiedział mi, dokąd się wybieramy. Prawdę mówiąc, chyba nikt tego nie wie. Ani Mia, ani Kate nie zdołały podstępem wyciągnąć z niego tej informacji. Odwracam się w stronę Kate i mojej mamy, stojących niedaleko.
– Nie przebieram się.
– Co takiego? – pyta mama.
– Christian nie chce. – Wzruszam ramionami, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Nie przysięgałaś posłuszeństwa – przypomina mi taktownie.
Kate prycha. Piorunuję ją wzrokiem. Ani ona, ani moja matka nie mają pojęcia o batalii, którą musiałam o to stoczyć z Christianem. Jezu, ależ ten mój Szary potrafi się dąsać… i mieć nocne koszmary. To wspomnienie mnie otrzeźwia.
– Wiem, mamo, ale podoba mu się ta suknia, a ja chcę mu sprawić przyjemność.
Jej mina łagodnieje. Kate przewraca oczami i odsuwa się taktownie, zostawiając nas same.
– Tak ślicznie wyglądasz, kochanie. – Carla delikatnie pociąga za wiszące luźno pasmo moich włosów i głaszcze mnie po brodzie. – Jestem z ciebie taka dumna. Dasz Christianowi naprawdę wiele szczęścia. – Bierze mnie w objęcia.
Och, mamo!
– Nie mogę uwierzyć, jak dorośle dzisiaj wyglądasz. Rozpoczynasz nowe życie… Pamiętaj jedynie, że mężczyźni są z innej planety, a wszystko będzie dobrze.
Chichoczę. Christian jest nie tylko z innej planety, ale wręcz z innego wszechświata.
– Dzięki, mamo.
Podchodzi Ray, uśmiechając się do nas czule.
– Śliczną dziewczynkę wydałaś na świat, Carlo – mówi, a w jego oczach błyszczy duma.
Wygląda niezwykle wytwornie w czarnym smokingu i bladoróżowej kamizelce. Pod powiekami czuję łzy. O nie… do tej pory udało mi się nie rozpłakać.
– A ty pomogłeś mi ją wychować, Ray. – W głosie Carli pobrzmiewa nostalgia.
– Ciesząc się każdą chwilą. Cudna z ciebie panna młoda, Annie. – Ray zakłada mi pasmo włosów za ucho.
– Och, tato… – Zduszam szloch, a on niezręcznie bierze mnie w ramiona.
– Żoną też będziesz cudną – szepcze. Głos ma schrypnięty.
Kiedy mnie puszcza, przy moim boku stoi już Christian. Ray ściska mu ciepło dłoń.
– Opiekuj się moją dziewczynką, Christianie.
– Taki mam właśnie zamiar. – Kiwa głową memu ojczymowi i całuje mamę.
Pozostali goście weselni utworzyli długi łuk, pod którym mamy przejść aż do frontowego wejścia.
– Gotowa? – pyta Christian.
– Tak.
Bierze mnie za rękę i prowadzi pod ich wyciągniętymi ramionami, gdy tymczasem nasi goście głośno życzą nam szczęścia, wykrzykują słowa gratulacji i obsypują nas ryżem. Na końcu czekają Grace i Carrick. Po kolei ściskają nas i całują. Grace znowu się rozkleja, kiedy żegnamy się z nimi pospiesznie.
W audi SUV czeka na nas Taylor. Gdy Christian przytrzymuje mi drzwi, odwracam się i rzucam biało-różowy różany bukiet w stronę stojących razem młodych kobiet. Łapie go Mia i triumfalnie nim macha, uśmiechając się od ucha do ucha.
Gdy wchodzę do samochodu, śmiejąc się radośnie, Christian schyla się, aby unieść skraj mej sukni. Siadam na swoim miejscu, a on żegna się z tłumem gości.
Taylor otwiera mu drzwi.
– Moje gratulacje, proszę pana.
– Dziękuję, Taylor – odpowiada Christian, siadając obok mnie.
Gdy samochód rusza, nasi goście weselni obrzucają go ryżem. Christian ujmuje moją dłoń i całuje.
– Na razie wszystko dobrze, pani Grey?
– Na razie wszystko cudownie, panie Grey. Dokąd jedziemy?
– Sea-Tac – odpowiada zwięźle i posyła mi sfinksowy uśmiech.
Hmm… co on planuje?
Wbrew moim oczekiwaniom Taylor nie podjeżdża pod halę odlotów, lecz kieruje się prosto na asfalt. I wtedy go widzę: odrzutowiec Christiana z wielkim niebieskim napisem na kadłubie „Grey Enterprises Holdings, Inc.”.
– Tylko mi nie mów, że znowu chcesz nadużyć własności firmy!
– Och, taką mam nadzieję, Anastasio.
Taylor zatrzymuje audi przed prowadzącymi do samolotu schodkami i wyskakuje, aby otworzyć Christianowi drzwi. Rozmawiają o czymś przez chwilę, po czym Christian otwiera drzwi z mojej strony. Lecz zamiast się odsunąć i zrobić mi miejsce, pochyla się i bierze mnie na ręce.
– Co ty robisz? – piszczę.
– Przenoszę cię przez próg – odpowiada.
– Och.