Blask Chwały . Морган Райс
była odpowiedzialna za wszystkie problemy, które na niego spadły. Znajdzie sposób, by się na niej zemścić, choćby miał przy tym zginąć. A później zabije resztę swojego rodzeństwa.
Ta myśl poprawiła mu humor.
Podniósł się z ogromnym wysiłkiem i zataczając się przeszedł przez pokój, przewracając przy tym niewielki stolik. Podszedłszy bliżej drzwi, dostrzegł alabastrowe popiersie swojego ojca, rzeźbę, którą jego ojciec ubóstwiał. Sięgnął do niej, chwycił za głowę i roztrzaskał o ścianę.
Rozbiła się na miliony kawałków. Gareth uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia. Może ten dzień nie będzie jednak taki zły.
Gareth wkroczył do sali w otoczeniu kilku sług, pchnąwszy dłonią ogromne dębowe drzwi, które rozwarły się z hukiem. Wszyscy zebrani w pomieszczeniu podskoczyli na jego widok i szybko stanęli na baczność.
Zwykle coś takiego przyniosłoby Garethowi odrobinę zadowolenia, tego dnia jednak zupełnie nie zwrócił na to uwagi. Prześladował go duch jego ojca i przepełniał gniew na siostrę, która odeszła. Emocje kłębiły się w nim i musiały znaleźć jakieś ujście.
Gareth, zamroczony opium, ruszył przez ogromną salę niepewnym krokiem. Szedł środkiem przejścia w stronę tronu, mijając dziesiątki członków rady stojących po obu stronach. Na jego dworze roiło się od ludzi i tego dnia panowała tam gorączkowa energia, jako że wieści o odejściu połowy dworu oraz o opadnięciu tarczy docierały na coraz dalsze tereny. Jak gdyby każdy, kto pozostał we Królewskim Dworze, przybył po odpowiedzi.
Których, rzecz jasna, Gareth nie potrafił im udzielić.
Kiedy Gareth wchodził dumnie po schodach z kości słoniowej ku tronowi swojego ojca, zobaczył że stoi za nim cierpliwie pan Kultin, najemny dowódca jego osobistej siły zbrojnej – jedyny człowiek na dworze, któremu mógł jeszcze zawierzyć. U jego boku stały dziesiątki jego żołnierzy, w ciszy, z dłońmi na rękojeściach mieczy, gotowi walczyć dla Garetha do ostatniej kropli krwi. Była to jedyna rzecz, która jeszcze niosła mu ukojenie.
Gareth zasiadł na tronie i powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu. Było tam tak wiele twarzy, kilka z nich rozpoznawał, ale wielu – nie. Nie ufał żadnemu z nich. Każdego dnia oczyszczał swój dwór i wielu z nich zesłał już do lochów, a jeszcze więcej oddał w ręce kata. Każdego dnia zabijał przynajmniej garść swych ludzi. Uważał, że to dobra strategia: mężczyźni mieli się na baczności i nie zajmowali się organizowaniem żadnego zamachu na jego głowę.
Sala milczała, patrząc na niego w oszołomieniu. Wszyscy sprawiali wrażenie zbyt przerażonych, by przemówić. Właśnie taki efekt chciał osiągnąć. Nic nie wprawiało go w większy zachwyt, niż wzbudzanie strachu w swoich poddanych.
W końcu Aberthol postąpił naprzód. Uderzenia jego laski odbijały się echem od kamiennej posadzki. Aberthol odchrząknął.
– Mój panie – odezwał się sędziwym głosem. – W Królewskim Dworze zapanował ogromny bezład. Nie wiem, które wieści już do ciebie dotarły: Tarcza opadła, Gwendolyn opuściła Królewski Dwór i zabrała ze sobą Kolka, Broma, Kendricka, Atme, Srebrną Gwardię, Legion i połowę twej armii – oraz połowę Królewskiego Dworu. Ci, którzy tu pozostali, oczekują, że poprowadzisz ich i orzekniesz, jaki będzie nasz kolejny ruch. Ludzie chcą usłyszeć odpowiedzi, mój panie.
– Nadto – rzekł inny członek rady, którego Gareth ledwie rozpoznawał. – Rozeszły się wieści, że wróg przekroczył już Kanion. Mówią, że Andronicus ze swoją milionową armią najechał na Krąg po stronie McClouda.
Stłumiony krzyk oburzenia wyrwał się z ust zebranych; dziesiątki odważnych wojowników szeptały między sobą, przepełnieni strachem. Panika rozniosła się po pomieszczeniu jak ogień.
– To nie może być prawda! – krzyknął jeden z żołnierzy.
– Niestety! – odrzekł z naciskiem członek rady.
– Zatem nie pozostał nawet cień nadziei! – wykrzyknął inny żołnierz. – Jeśli pokonali McCloudów, Imperium ruszy teraz na Królewski Dwór. Nie da się ich powstrzymać.
– Musimy przedyskutować warunki kapitulacji, mój panie – rzekł Aberthol do Garetha.
– Kapitulacji!? – wykrzyknął inny mężczyzna. – Nigdy się nie poddamy!
– Jeśli tego nie zrobimy – krzyknął inny wojownik. – Zmiażdżą nas. Jak możemy stawić opór milionowi żołnierzy?
Po sali rozszedł się szmer oburzenia, żołnierze i członkowie rady kłócili się ze sobą w zupełnym chaosie.
Przewodniczący rady uderzył swoją żelazną laską o kamienna podłogę i krzyknął:
– SPOKÓJ!
Szmery stopniowo ucichły. Wszyscy odwrócili się i spojrzeli na niego.
– Te decyzje należą do króla, nie do nas – powiedział jeden z członków rady. – Gareth jest prawowitym królem i nie do nas należy ustanawianie warunków kapitulacji – lub tego, czy w ogóle się poddamy.
Wszyscy zwrócili się w stronę Garetha.
– Mój panie – rzekł Aberthol wyczerpanym głosem. – Jak postąpimy w kwestii armii Imperium?
W sali zapadła martwa cisza.
Gareth siedział, patrząc na mężczyzn i chcąc im odpowiedzieć, jednak coraz trudniej było mu jasno myśleć. Słyszał w głowie głos swego ojca, który krzyczał na niego, zupełnie jak wtedy, gdy był dzieckiem. Doprowadzało go to do obłędu. Głos nie zamierzał ucichnąć.
Gareth wyciągnął rękę i zaczął pocierać drewnianą poręcz tronu, raz za razem. Odgłos jego paznokci drapiących drewno był jedynym dźwiękiem w sali.
Członkowie rady wymienili zaniepokojone spojrzenia.
– Mój panie – ponaglił inny członek rady. – Jeśli zdecydujesz się nie poddawać, musimy natychmiast zacząć umacniać Królewski Dwór. Trzeba zabezpieczyć wszystkie wejścia, drogi, bramy. Musimy zwołać żołnierzy, przygotować linie obrony. Musimy przygotować się do oblężenia, racjonować pożywienie, chronić mieszkańców. Jest tak wiele do zrobienia. Proszę, panie. Rozkaż, co robić.
Raz jeszcze w sali zapadła cisza i spojrzenia zebranych skierowały się na Garetha.
W końcu Gareth uniósł głowę i spojrzał przed siebie.
– Nie będziemy walczyć z Imperium – stwierdził. – Ani się poddawać.
Wszyscy spojrzeli po sobie, zbici z pantałyku.
– Co w takim razie zrobimy, mój panie? – spytał Aberthol.
Gareth odchrząknął.
– Zabijemy Gwendolyn! – powiedział. – Jedynie to się teraz liczy.
Odpowiedziała mu cisza. Wszyscy byli w szoku.
– Gwendolyn? – zawołał zaskoczony członek rady, a w sali rozległy się znowu pełne zdziwienia szepty.
– Poślemy za nią wszystkie nasze siły, by zabić ją oraz tych, którzy z nią uciekli, nim dotrą do Silesii – oznajmił Gareth.
– Lecz, mój panie, w czym nam to pomoże? – krzyknął jeden z członków rady. – Jeśli wyruszymy za nią w pogoń, to jedynie narazi nasze siły na atak. Zostaniemy otoczeni i rozgromieni przez Imperium.
– A Królewski Dwór będzie pusty i podatny na atak – wykrzyknął inny. – Jeśli nie zamierzamy się poddawać, musimy natychmiast umacniać Królewski Dwór!
Grupa mężczyzn krzyknęła z aprobatą.
Gareth odwrócił się i zmroził spojrzeniem członka