Fjällbacka. Camilla Lackberg

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
codziennego kontaktu z dziewczynkami to dla mnie po prostu śmierć. Nie ma mnie przy nich, gdy się budzą i idą do szkoły, nie mogę z nimi jeść obiadu i słuchać, jak im minął dzień. Takie rzeczy. Co drugi tydzień siedzę sam w tym cholernym pustym domu. Zatrzymałem go, żeby nie miały poczucia, że straciły rodzinny dom, ale chyba już mnie na to nie stać. Prawdopodobnie w ciągu pół roku będę go musiał sprzedać.

      – Uwierz mi, znam to bardzo dobrze – powiedziała Erika, wspominając, jak Lucasowi niemal udało się sprzedać dom po rodzicach, ten, w którym właśnie pili kawę.

      – Tylko że ja poza tym zupełnie nie wiem, co zrobić ze swoim życiem – odparł Dan i przeczesał palcami krótkie jasne włosy.

      – Ale tu u was wesoło! – przerwał im Patrik od drzwi.

      – Rozmawiamy o tym, co Dan powinien zrobić z domem. – Erika wstała, żeby pocałować przyszłego męża. Maja również zauważyła, że zjawił się mężczyzna jej życia, i zaczęła wymachiwać rączkami, by wziął ją na ręce.

      Dan spojrzał na nią i w teatralnym geście rozłożył ramiona.

      – Co się dzieje? Myślałem, że coś się między nami zawiązuje, a ty szczerzysz się do pierwszego faceta, który ci się nawija przed oczy! Ach, ta dzisiejsza młodzież! Nie zna się na ludziach.

      – Cześć, Dan. – Patrik, śmiejąc się, poklepał go po ramieniu i wziął na ręce Maję. – Faktem jest, że na liście ulubieńców tej panienki tata jest numerem jeden – powiedział, całując córkę i trąc zarostem jej szyjkę. Maja aż krzyczała ze strachu i zachwytu. – Tak przy okazji, chyba powinnaś właśnie odbierać dzieciaki z przedszkola? – zwrócił się do Eriki.

      Erika zrobiła znaczącą pauzę i uśmiechnęła się:

      – Dziś odbiera je Anna.

      – Co ty mówisz? Anna po nie pojechała? – zdziwił się, ale i ucieszył.

      – Ten oto bohater zabrał ją na spacer. Wypalili razem jointa, więc…

      – Nic podobnego, przestań wreszcie! – zaśmiał się Dan i zaczął tłumaczyć Patrikowi. – Było tak: Erika zadzwoniła z prośbą, żebym spróbował wyciągnąć Annę z domu, trochę ją rozruszał. Anna się zgodziła, więc poszliśmy na fantastyczny długi spacer. Wygląda na to, że bardzo dobrze jej to zrobiło.

      – Można to tak określić – stwierdziła Erika, czochrając mu czuprynę. – Może chciałbyś się jeszcze nacieszyć naszym podziwem i zostać na obiedzie?

      – Zależy, co będzie na obiad.

      – W głowie ci się poprzewracało – zaśmiała się Erika. – Ale niech ci będzie. Potrawka z kurczaka z awokado i ryżem jaśminowym.

      – Okej, może być.

      – Cieszę się, że będziemy mogli dogodzić takiemu smakoszowi.

      – Przekonamy się, jak spróbuję.

      – Mógłbyś już przestać – Erika wstała, żeby się zabrać do przygotowywania obiadu.

      Zrobiło jej się tak przyjemnie. Taki udany dzień. Naprawdę bardzo udany dzień. Zapytała Patrika, jak mu dzisiaj poszło.

      Dobro przeważyło nad złem. A może nie? Nie był już taki pewien, gdy czasem w nocy rzucał się na łóżku, dręczony koszmarami. Ale w świetle dnia, jak teraz, był przekonany, że przeważyło dobro. Zło było jedynie widmem czającym się w jakimś zakamarku w obawie przed odsłonięciem swego wstrętnego oblicza. Tak chciał.

      Oboje niezmiernie ją kochali. Może on bardziej. Może ona jego kochała bardziej. Łączyło ich coś szczególnego i nic nie mogło tego zmienić. To, co brzydkie i brudne, nie przywierało, po prostu po nich spływało.

      Siostra obserwowała ich bez zazdrości. Wiedziała, że to coś wyjątkowego, że nie ma sensu się z tym ścigać. Otaczali ją swoją miłością, dzielili się nią. Nie miała powodu być zazdrosna. Niewielu ludziom dane jest tyle miłości.

      Bezgraniczna miłość kazała jej zamknąć ich przed światem. Pozwolili na to i byli jej wdzięczni. Do czego im inni ludzie? Po co mieliby się tłoczyć wśród tego paskudztwa, o którego istnieniu wiedzieli? Od niej. Zresztą, jak mówiła, nie poradziłby sobie wśród nich. Nazwała go ofiarą losu. Ciągle coś upuszczał, przewracał, rozbijał. Gdyby wypuściła ich w świat, stałoby się coś strasznego. Ofiary losu nie radzą sobie w świecie. Wymawiała te słowa z miłością. „Moja ty ofiaro losu”.

      Wystarczyła mu jej miłość. Siostrze również, a może raczej: przeważnie wystarczała.

      Beznadziejny pomysł! Jonna obojętnie brała z taśmy towary i odczytywała kolejne kody. W porównaniu z tym Big Brother to festiwal rockowy. Dno! Właściwie nie powinna narzekać. Oglądała przecież wcześniejsze edycje i wiedziała, że będą musieli mieszkać i pracować w tej dziurze. Ale żeby siedzieć w kasie supermarketu ICA! Tego się nie spodziewała. Jedyna pociecha, że Barbie też tu wylądowała. Siedziała w kasie za nią, w czerwonym fartuchu okrywającym silikonowy biust. Jonna przez całe przedpołudnie słuchała jej głupiego trajkotania i zagadywania małolatów i starych oblechów. Nie rozumieją, że z taką Barbie się nie gada, tylko poi wódką, a potem cała naprzód. Idioci.

      – Jak miło, że będziemy mogli was oglądać w telewizji. I nasze miasteczko. Nigdy bym nie przypuszczała, że staniemy się sławni na całą Szwecję. – Przy kasie stała śmieszna paniusia, mizdrząc się do zawieszonej pod sufitem kamery. Nie zdawała sobie sprawy, że to najskuteczniejszy sposób, żeby nie trafić do żadnego odcinka programu. Spojrzenie prosto do kamery eliminowało ją całkowicie.

      – Razem trzysta pięćdziesiąt koron i pięćdziesiąt öre – powiedziała znudzona Jonna.

      – Proszę, płacę kartą. – Paniusia z parciem na szkło przeciągnęła kartą Visa przez czytnik i zaszczebiotała: – Ojej, muszę zasłonić PIN!

      Jonna westchnęła. Ciekawe, czy upiekłoby jej się, gdyby już teraz spróbowała się urwać. Producenci chętnie widzieliby jakąś kłótnię z szefem, jakąś awanturę, ale może jeszcze za wcześnie. Trzeba zacisnąć zęby na tydzień, dwa, potem będzie mogła dokazywać.

      Ciekawa była, czy rodzice siądą w poniedziałek przed telewizorem. Prawdopodobnie nie. Nie mają czasu na tak banalne zajęcia jak oglądanie telewizji. Oboje są lekarzami, ich czas jest cenniejszy niż innych ludzi. Zamiast oglądać Robinsona czy choćby spędzać czas z córką, woleli zrobić kolejną operację bypassów albo transplantację nerki. Jonna jest egoistką, skoro tego nie rozumie. Pewnego razu tata zabrał ją do szpitala i pozwolił się przyglądać operacji serca dziesięcioletniego dziecka, żeby zrozumiała, dlaczego praca rodziców jest tak ważna i dlaczego nie mogą spędzać z nią tyle czasu, ile by chcieli. Mówił, że razem z matką powinni wykorzystać swój talent, jakim jest umiejętność pomagania innym.

      Głupie gadanie. Po co ludziom dzieci, jeśli nie mają dla nich czasu? Dlaczego z nich nie zrezygnują, żeby móc siedzieć w szpitalu dwadzieścia cztery godziny na dobę i grzebać w czyjejś klatce piersiowej?

      Następnego dnia po wizycie w szpitalu ojca Jonna pocięła się po raz pierwszy. Bardzo jej wtedy ulżyło. Już po pierwszym cięciu poczuła, jak lęk ustępuje. Zupełnie jakby wypłynął z rany razem z ciepłą czerwoną krwią. Uwielbiała widok krwi i dotyk noża, żyletki czy choćby spinacza, którym można odciąć palący w piersi ból.Dopiero wtedy rodzice naprawdę ją zobaczyli. Dzięki krwi. Dzięki krwi skierowali na nią spojrzenia i z ob a c z y l i. Efekt tego „kopa” malał jednak z każdym kolejnym


Скачать книгу