Karaluchy. Ю Несбё
pod jakie numery Molnes dzwonił tego wieczoru. Ci, którzy zwykle pomagają nam w takich sytuacjach, poszli już raczej do domu, ale jutro rano się z nimi skontaktuję.
Harry podrapał się w brodę.
– To nie będzie konieczne. Rozmawiałem z Nho, już nad tym pracuje.
– Ach tak? Jakiś szczególny powód, że nie załatwiłeś tego za moim pośrednictwem?
Nie wychwycił w jej głosie irytacji ani wyzwania. Pytała, ponieważ Nho był jej podwładnym, a Harry zadziałał wbrew określonej hierarchii. Nie chodziło tu jednak o to, kto jest szefem, a kto nim nie jest, tylko o skuteczne kierowanie śledztwem, a to należało do jej obowiązków.
– Nie było cię, Crumley. Przepraszam, jeśli zadziałałem trochę za szybko.
– Nie masz za co przepraszać, Harry. Sam mówisz, że mnie nie było. I możesz mi mówić po imieniu – Liz.
Przepłynęli już spory kawałek w górę rzeki. Crumley pokazała mu budynek stojący w wielkim ogrodzie.
– Tutaj mieszka twój rodak.
– Skąd wiesz?
– W gazetach podniósł się krzyk, kiedy facet stawiał ten dom. Jak widzisz, przypomina świątynię. Buddyści buntowali się przeciwko temu, że poganin ma tak mieszkać. Uważali to za bluźnierstwo. Poza tym wyszło na jaw, że dom zbudowano z materiałów pochodzących z birmańskiej świątyni położonej na spornych terenach na granicy z Tajlandią. Panowała wtedy bardzo napięta atmosfera, było sporo incydentów z użyciem broni, więc ludzie się stamtąd wyprowadzali. Norweg za nieduże pieniądze kupił świątynię, a ponieważ w północnej Birmie świątynie są zbudowane wyłącznie z drewna tekowego, to mógł zdemontować całość i przenieść do Bangkoku.
– Rzeczywiście dziwne – przyznał Harry. – Co to za człowiek?
– Ove Klipra. Jeden z największych przedsiębiorców budowlanych w Bangkoku. Przypuszczam, że dowiesz się o nim więcej, jeśli zostaniesz tu przez jakiś czas.
Poprosiła sternika, żeby zawrócił.
– Nho powinien już niedługo mieć tę listę. Lubisz jedzenie na wynos?
Lista rzeczywiście przyszła, ale skutecznie obaliła teorię Harry’ego.
– Ostatnią rozmowę zarejestrowano o godzinie siedemnastej pięćdziesiąt pięć – poinformował Nho. – Inaczej mówiąc, po przyjeździe do motelu do nikogo nie dzwonił.
Harry wpatrywał się w plastikową miskę z zupą, w której pływał makaron. Białe sznureczki wyglądały na bladą, wychudzoną wersję spaghetti, powierzchnia zupy poruszała się w nieoczekiwanych miejscach, kiedy ciągnął za kluski pałeczkami.
– Mimo wszystko zabójca może być na tej liście – zauważyła Liz z ustami pełnymi jedzenia. – Inaczej dlaczego zabierałby telefon?
Wszedł Rangsan i zameldował, że Tonya Harding zgłosiła się na pobranie odcisków palców.
– Jeśli chcecie, możecie z nią teraz porozmawiać. I jeszcze jedno: Supawadee powiedział, że sprawdzają teraz tę ampułkę. Wyniki powinny być gotowe na jutro. Dają nam priorytet na wszystko.
– Pozdrów ich i powiedz kop kon krap – rzucił Harry.
– Co mam powiedzieć?
– Dziękuję.
Harry uśmiechnął się głupio, a Liz w gwałtownym ataku kaszlu parsknęła ryżem na ścianę.
13
Harry nie miał pojęcia, naprzeciwko ilu dziwek siedział w pokoju przesłuchań, ale wiedział, że na pewno było ich wiele. Ich obecność w sprawach zabójstw to taka sama oczywistość, jak fakt, że muchy przylatują do krowich placków. Dziwki niekoniecznie musiały być zamieszane w przestępstwo, ale prawie zawsze miały coś do powiedzenia.
Słuchał, jak śmieją się, płaczą i przeklinają. Zaprzyjaźniał się z nimi, robił sobie z nich wrogów, wchodził w układy, łamał obietnice, znosił opluwanie i bicie. Mimo to w losach tych kobiet, w okolicznościach, które je ukształtowały, było coś, co – jak mu się wydawało – rozpoznawał i potrafił zrozumieć. Nie mieścił mu się natomiast w głowie ich niewzruszony optymizm, to, że chociaż zaglądały w najgłębsze ludzkie otchłanie, przynajmniej pozornie nie traciły wiary w istnienie gdzieś dobrych ludzi. Znał dostatecznie wielu policjantów, którym się to nie udawało.
Dlatego zanim zaczęli, Harry poklepał Dim po ramieniu i poczęstował ją papierosem. Nie sądził, by dzięki temu osiągnął coś więcej, po prostu wydawało mu się, że ona tego potrzebuje.
Dziewczyna miała bystre oczy i rysunek ust mówiący, że nie da się łatwo przestraszyć. Ale w tej chwili siedziała na krześle przy niedużym stoliku ze sztucznego tworzywa, nerwowo splatała palce na kolanach i wyglądała tak, jakby w każdej chwili miała się rozpłakać.
– Pen yangai? – spytał. – Jak leci? – Liz nauczyła go tych dwóch słów po tajsku, zanim wszedł do pokoju przesłuchań.
Nho przetłumaczył odpowiedź. Dim miała kłopoty ze snem i nie chciała więcej pracować w tym motelu.
Harry usiadł naprzeciwko niej, położył ręce na stole i próbował pochwycić jej spojrzenie. Lekko opuściła ramiona, ale nadal nie patrzyła mu w oczy. Ręce skrzyżowała na piersi.
Punkt po punkcie omawiali zdarzenie, lecz Dim nie miała nic nowego do dodania. Potwierdziła, że drzwi do pokoju w motelu były zamknięte, ale nie na klucz. Żadnego telefonu komórkowego nie zauważyła. Nie widziała też nikogo spoza obsługi motelu, ani kiedy przyszła, ani kiedy wychodziła.
Kiedy Harry wspomniał o mercedesie i spytał, czy zauważyła tablice korpusu dyplomatycznego, pokręciła tylko głową. Nie widziała żadnego samochodu. Do niczego więcej nie doszli. W końcu Harry zapalił papierosa i prawie od niechcenia spytał, kto jej zdaniem mógł to zrobić. Nho przetłumaczył i wtedy Harry po wyrazie twarzy Dim poznał, że w coś utrafił.
– Co ona mówi?
– Że ten nóż wskazuje na Khun Sa.
– Co to znaczy?
– Nie słyszałeś o Khun Sa? – Nho przyglądał mu się z niedowierzaniem.
Harry pokręcił głową.
– Khun Sa to największy w historii dostawca heroiny. Wraz z rządami państw w Indochinach i z CIA od lat pięćdziesiątych steruje przemytem opium w Złotym Trójkącie. To stąd Amerykanie czerpali pieniądze na swoje operacje w tym regionie. Facet miał w dżungli własną armię.
Harry’emu zaczęło się przypominać, że słyszał coś o azjatyckim Escobarze.
– Dwa lata temu Khun Sa oddał się w ręce władz birmańskich i został internowany, podobno w raczej luksusowych warunkach. Mówi się, że to on finansuje nowe hotele w Birmie, a niektórzy uważają, że wciąż kieruje mafią opiumową na północy. Khun Sa oznacza, że jej zdaniem to mafia, dlatego tak się boi.
Harry popatrzył na dziewczynę w zamyśleniu, w końcu skinął głową Nho.
– Puścimy ją. Niech idzie.
Kiedy Nho przetłumaczył, Dim wydawała się zaskoczona. Odwróciła się i spojrzała na Harry’ego, po czym ukłoniła się, złożywszy dłonie na wysokości twarzy. Dziewczyna najwyraźniej była przekonana, że zatrzymają ją za prostytucję.
Odpowiedział