Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Jorn Lier Horst

Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier  Horst


Скачать книгу
Ravn zdecydowanym ruchem strzepnęła popiół.

      – W jakich okolicznościach pani go widziała? Wyjmowała pani wtedy pocztę ze skrzynki? Albo wyrzucała śmieci?

      – Nie. Wydaje mi się, że po prostu widziałam go w ogrodzie.

      – Ale nie może pani stwierdzić z całą pewnością, kiedy to było?

      – Nie. Albo tak. To było wtedy, gdy zbierałam truskawki.

      – Czyli kiedy?

      Wisting przygotował się do robienia notatek.

      – Wieczorem.

      – Którego wieczoru?

      – Każdego wieczoru zbieram truskawki.

      Odłożył długopis i już miał westchnąć z rezygnacją, ale się powstrzymał. Rozmowa w kłębach dymu drażniła go, ale to był w zasadzie jego problem. Nie mógł pozwolić, by osobista irytacja wywołała niechęć do świadka, i dlatego spróbował zrobić jeszcze jedno podejście.

      – Jaki on był?

      Nina Ravn podniosła głowę i spojrzała w sufit. Wyglądała tak, jakby chciała się dobrze namyślić i zatrzeć niekorzystne pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na policjancie. Wisting pogratulował sobie w myślach opanowania i wykorzystał chwilę przerwy w rozmowie, by przyjrzeć się barwnym obrazom figuratywnym wiszącym na ścianie za jej plecami. Pasowały dobrze do wnętrza i drażniło go to, ponieważ w swoim własnym salonie na poddaszu również miał obrazy miejscowego artysty i kolegi z czasów dzieciństwa. Doskonale rozumiał, skąd Fritz Nyegaard czerpał inspirację. Motywy jego dzieł były jakby żywcem wyjęte z dzieciństwa Wistinga, spędzonego w ciasnych zaułkach i podwórzach kamienic w Stavern. Rozpoznał stary pomost rybacki, dom komendanta i ogród Schiølera, skąd kradli jabłka. Fritzowi udało się uchwycić niejako samą kwintesencję dzieciństwa, które było zielone, słoneczne i ciepłe. Siedząc w swoim salonie i przypatrując się szczegółom obrazów, komisarz miał wrażenie, że czuje słoną morską bryzę, słyszy krzyki mew i mruczenie kota, który ociera się głową o nagie dziecięce łydki.

      – Mogę powiedzieć tylko jedno – odezwała się w końcu, wyrywając go z zamyślenia i czterdziestoletnich wspomnień. – Był cholernie wścibski.

      – To znaczy?

      – Ciągle wyglądał przez okno. Poza tym zaraz po tym, jak się wprowadziliśmy, prawie ściął swój żywopłot. Tej wiosny też go przycinał. Jestem pewna, że robił to po to, by lepiej widzieć, co się u nas dzieje.

      Wisting starał się podsumować to, co zostało powiedziane do tej pory.

      – Jak dawno temu widziała go pani w oknie?

      – Pod koniec to było już naprawdę nie do wytrzymania. Miałam wrażenie, że cały dzień przesiaduje w oknie. – Nina Ravn energicznie zgasiła papierosa. – Ale rzeczywiście, od ostatniego razu minęło kilka dni. Tak, ostatni raz widziałam go kilka dni temu.

      Wisting już miał zadać kolejne pytanie, lecz kobieta go ubiegła. Wyglądała tak, jakby nagle zrozumiała, jak ważne było to, o co ją zapytał.

      – Od dawna nie żyje?

      – Właśnie to próbujemy ustalić – odparł.

      – Ale chyba możecie to stwierdzić po jego wyglądzie?

      – Na pewno minęło kilka dni – wyjaśnił oględnie, żeby niczego świadkowi nie sugerować. – Pewną odpowiedź poznamy w przyszłym tygodniu, gdy otrzymamy protokół z sekcji.

      Nina Ravn-Omholt zapaliła kolejnego papierosa.

      – Gdzie pani spędziła noc świętojańską?

      – Byliśmy u naszych przyjaciół w Nevlunghamn. Ale dlaczego pan o to pyta? Czy to wtedy został zabity? Potrzebuję alibi? Jestem o coś podejrzana?

      – Przypuszczamy, że pani sąsiad został zamordowany w ubiegły weekend i dlatego musimy ustalić, co w tym czasie działo się w okolicy. To rutynowe działania.

      – Bo ja nie mam alibi. Dzieci były u teściów, a ja z Frankiem u jego kolegi z pracy w Havna. Rozbolała mnie głowa i wróciłam do domu sama, przed Frankiem.

      – O której była pani z powrotem?

      – Nie jestem pewna, ale było jeszcze wcześnie. Zamówiłam taksówkę i nie czekałam na nią, więc musiało być około północy. Późną nocą wszyscy zawsze dzwonią po taksówkę.

      – Czy po powrocie coś szczególnego zwróciło pani uwagę?

      Odpowiedź, którą otrzymał, zaskoczyła go. Padła szybko i była bardzo konkretna.

      – Tak. Na ulicy stał samochód. To znaczy przed żywopłotem Pramma. Czarne bmw 318i, stara karoseria, zdaje się, że rocznik 94.

      – Jest pani pewna?

      Wisting zanotował: „24 czerwca godz. 00:00 – czarne bmw 318i”. W kolejnej linijce dopisał: „kierowca – świadek”.

      – Tak, znam się na samochodach.

      Komisarz skinął głową i wrócił myślami do pierwszego spotkania z jej bratem. Po włamaniu do sklepu spożywczego Wisting i jego kolega namierzyli Jonathana Ravna i jego dwóch kumpli w baraku na terenie przemysłowym za warsztatem samochodowym, który jego rodzina prowadziła przy Elveveien. Leżeli, przeglądali magazyny pornograficzne i zajadali się słodyczami. W ciągu ponad piętnastu lat, które minęły od tamtego zdarzenia, Ravn dopuszczał się coraz zuchwalszych przestępstw i stosował coraz brutalniejsze metody.

      – Czy auto miało jakieś znaki szczególne? Rysy? Wgniecenia? – ciągnął wątek Wisting.

      – Wydaje mi się, że miało spoiler. Poza tym nie było w nim niczego niezwykłego poza sposobem, w jaki zostało zaparkowane.

      – To znaczy?

      – Tam nigdy nie stoją żadne samochody. Prawie nikt go nie odwiedzał, a własne auto Pramm trzymał w garażu. Dlatego to było trochę dziwne.

      – Chce pani powiedzieć, że ci, którzy przyjechali bmw, byli gośćmi Pramma?

      – Tego nie wiem. Ale ci, którzy wcześniej go odwiedzali, zawsze przychodzili pieszo.

      – Ach tak?

      – Tak. Latała do niego taka narkomanka.

      – Narkomanka?

      – Tak, widziałam, jak siedziała na rynku razem z innymi narkomanami. Byłam trochę zaskoczona, gdy ją tu zobaczyłam, ale przecież Pramm przesiadywał z pijakami w „Tatjanie”.

      – Zna pani kogoś, z kim pani sąsiad spotykał się w pubie?

      – Nie, z nazwiska nie znam, ale to są starzy bywalcy.

      – Kiedy widziała go tam pani ostatnio?

      – Jakiś miesiąc temu. Byliśmy z Frankiem w mieście i poszliśmy napić się piwa. Nie, to było jeszcze dawniej. Na Zielone Świątki. Ale wtedy siedział sam.

      – Kiedy ostatni raz miał gości?

      – Ostatni raz widziałam ją chyba przed 17 maja. Pracuję cztery dni w tygodniu i często jestem wieczorem w mieście, więc równie dobrze mogła tu być po tym dniu.

      – Co pani zdaniem tam robiła?

      – A jak pan myśli?

      – Nie mam pojęcia.

      – Niech się pan trochę wysili.

      Wisting nie zdążył się zastanowić, ponieważ otworzyły


Скачать книгу