Fjällbacka. Camilla Lackberg

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
spojrzał na nią, ale już nie pytał. Jeśli sama nie powie, co wie, żadna siła z niej tego nie wyciągnie.

      – Proszę, materiały z tamtego dochodzenia – powiedział Gösta, wskazując na leżące na stole grube skoroszyty.

      – Szybko się uwinąłeś – zauważył Mellberg. – Zazwyczaj na materiały z archiwum trzeba czekać całe wieki.

      Gösta chwilę milczał.

      – Miałem je w domu – powiedział.

      – Trzymasz w domu archiwalne akta śledztwa? Człowieku, czyś ty rozum stracił? – Mellberg zerwał się z krzesła.

      Ernst, który do tej pory leżał na jego stopach, usiadł, zastrzygł uszami i szczeknął kilka razy. Najwyraźniej stwierdził, że nic się nie stało, bo położył się z powrotem.

      – Co jakiś czas do nich zaglądałem. Nie chciało mi się ciągle latać do archiwum. Wychodzi na to, że to dobrze, że trzymałem je u siebie. Inaczej czekalibyśmy nie wiadomo jak długo.

      – Jak można się zachowywać tak nieodpowiedzialnie… – ciągnął Mellberg.

      Patrik uznał, że pora się włączyć.

      – Posłuchaj, Bertilu. Najważniejsze, że materiały są. Kwestia procedur to temat na później.

      Mellberg mruknął coś niezadowolony, ale dał za wygraną.

      – Czy ekipa techniczna już tam jest?

      Patrik skinął głową.

      – Pracują na całego, zrywają podłogę i zabezpieczają materiał do badań. Torbjörn obiecał zadzwonić, jak tylko coś ustalą.

      – Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego poświęcamy czas i środki na wyjaśnianie przedawnionej zbrodni? – spytał Mellberg.

      Gösta spojrzał na niego ze złością.

      – Zapomniałeś, że ktoś chciał spalić ten dom?

      – Nie, nie zapomniałem. Tylko nadal nie wiem, skąd przekonanie, że te sprawy się wiążą – mówił z naciskiem, jakby chciał się z nim drażnić.

      Patrik znów westchnął. Jak dzieci.

      – Bertilu, ty tu rządzisz, ale wydaje mi się, że zrobilibyśmy błąd, nie uwzględniając odkrycia, którego wczoraj dokonali Starkowie.

      – Wiem, co myślisz, ale nie ty będziesz się tłumaczył przed szefostwem, kiedy będą się dziwić, dlaczego marnujemy skąpe środki na sprawę, której termin przydatności do spożycia już dawno minął.

      – Ale jeśli jest tak, jak przypuszcza Hedström, że podpalenie rzeczywiście ma z tym jakiś związek, to trzeba to wyjaśnić – powiedział z naciskiem Gösta.

      Mellberg chwilę milczał.

      – Okej, w takim razie poświęćmy na to kilka godzin. Do roboty.

      Patrik odetchnął.

      – No to już. Zacznijmy od tego, co ustalił Martin.

      Annika założyła okulary i zajrzała do notatek.

      – Martin nie znalazł nic szczególnego. Starkowie nie ubezpieczyli domu na jakąś wygórowaną sumę, wręcz przeciwnie, więc gdyby spłonął, nie dostaliby od ubezpieczyciela za dużo. Jeśli chodzi o ich sytuację finansową, mają na koncie sporą sumę ze sprzedaży domu w Göteborgu. Zakładam, że zamierzają przeznaczyć te pieniądze na remont i życie do chwili, gdy rozwiną działalność. Aha, Ebba Stark ma firmę, zarejestrowała ją na swoje nazwisko. Firma nazywa się Mój Aniołek. Wytwarza srebrne zawieszki w kształcie aniołków i sprzedaje je w sieci, ale o dochodach z tego nawet nie ma co mówić.

      – Dobrze. Zostawiamy ten trop, nic nie wskazuje na próbę wyłudzenia odszkodowania. Przechodzimy do wczorajszego odkrycia – powiedział Patrik i zwrócił się do Gösty. – Opowiedz, jak to wyglądało podczas oględzin domu po zaginięciu rodziny.

      – Jasne. Możecie również obejrzeć zdjęcia. – Gösta otworzył jeden ze skoroszytów. Wyjął plik pożółkłych zdjęć i podał je kolegom.

      Patrik był zdumiony. Mimo upływu czasu mieli doskonałe zdjęcia.

      – W jadalni nic nie wskazywało na to, żeby coś się tam stało – powiedział Gösta. – Widać było, że usiedli do stołu, ale żadnych oznak walki. Żadnych zniszczeń, podłoga czysta. Sami zobaczcie, jeśli mi nie wierzycie.

      Patrik przyjrzał się dokładnie. Gösta miał rację. Wyglądało to tak, jakby cała rodzina w połowie posiłku wstała i wyszła. Przeszył go dreszcz. Było coś upiornego w odświętnie nakrytym stole, napoczętych daniach i krzesłach dosuniętych do stołu. Na środku stał duży wazon z żonkilami. Brakowało tylko ludzi. To, co odkryli pod podłogą, nadało zdjęciom nowy wymiar. Już rozumiał, dlaczego Erika poświęciła tyle czasu na badanie tajemniczego zniknięcia rodziny Elvanderów.

      – Jeśli to rzeczywiście krew, czy uda się stwierdzić czyja? – spytała Annika.

      Patrik pokręcił głową.

      – Nie jestem specjalistą, ale nie sądzę. Wydaje mi się, że znalezisko jest za stare na taką analizę. Miejmy nadzieję, że uda się stwierdzić, czy to na pewno ludzka krew. Zresztą nie dysponujemy żadnym materiałem porównawczym.

      – Jest Ebba – zauważył Gösta. – Jeśli to krew Runego albo Inez, może udałoby się wyodrębnić DNA i porównać je z DNA Ebby.

      – To prawda, ale minęło wiele lat, a krew chyba szybko się rozkłada. Jednak niezależnie od wyników analizy musimy ustalić, co się stało w tamtą Wielką Sobotę. Musimy się cofnąć w czasie. – Patrik odłożył zdjęcia. – Trzeba dokładnie przeczytać protokoły z przesłuchań wszystkich, którzy mieli jakieś związki z internatem, i porozmawiać z nimi jeszcze raz. Prawda musi gdzieś być. Niemożliwe, żeby cała rodzina tak po prostu zniknęła. Jeśli uzyskamy potwierdzenie, że pod podłogą jest ludzka krew, trzeba będzie przyjąć, że w tym pokoju popełniono zbrodnię.

      Popatrzył na Göstę, ten lekko pokiwał głową.

      – Masz rację. Musimy się cofnąć w czasie.

      Może to dziwne, że porozstawiał zdjęcia, chociaż to tylko pokój hotelowy. Ale nikt mu nie zwrócił uwagi. To jedna z zalet wynajmowania apartamentu. Ludzie zakładają, że ktoś tak bogaty musi być ekscentrykiem. Zresztą z takim wyglądem mógł robić, co chciał, bez oglądania się na innych.

      Zdjęcia były dla niego ważne. Zawsze je ze sobą woził. Była to jedna z niewielu rzeczy, co do których Ia nie miała nic do powiedzenia. Poza tym był całkowicie od niej zależny. Ale nie mogła mu odebrać tego, kim kiedyś był i co osiągnął.

      Podjechał wózkiem do komody, na której stały zdjęcia. Przymknął powieki i pomknął myślami do tamtych miejsc. Przypomniał sobie, jak pustynny wiatr palił mu policzki, jak palce rąk i nóg bolały od lodowatego zimna. Uwielbiał ten ból. No pain, no gain10, to była jego dewiza. Teraz, jak na ironię, żył z nieustannym bólem, i nic z tego nie miał.

      Uśmiechnięta twarz na zdjęciach była piękna, a może raczej urodziwa. Słowo „piękna” sugerowałoby zniewieściałość. Tymczasem z tej twarzy biła męskość i siła. Odwaga, brawura i tęsknota za adrenaliną.

      Lewą ręką, w odróżnieniu od prawej sprawną, sięgnął po ulubione zdjęcie. Zrobili mu je na szczycie Mount Everestu. Wspinaczka okazała się ciężka, wielu członków wyprawy odpadło na kolejnych etapach. Niektórzy wycofali się, zanim naprawdę się zaczęło.


Скачать книгу

<p>10</p>

No pain, no gain – ang.: bez cierpienia, wyrzeczeń niczego się nie osiągnie.