Problem trzech ciał. Cixin Liu
do centralnego kierownictwa w Pekinie.
Pismo było bardzo niechlujne, więc Ye musiała odczytywać je bardzo wolno. Ale list zawierał dużo informacji, był spójny i dobrze uargumentowany. Zaczynał się od opisu tego, jak w wyniku wylesienia żyzne niegdyś góry Taihang zamieniły się w jałowe pustkowia. Potem następował opis szybkiego wzrostu osadów w Żółtej Rzece w ostatnich czasach. Całość kończyła się wnioskiem, że działania prowadzone przez Korpus Produkcji i Budowy w Mongolii Wewnętrznej będą miały poważne konsekwencje ekologiczne.
Ye zauważyła, że styl Baia jest podobny do tego, w jakim napisana została Milcząca wiosna, prosty i precyzyjny, ale jednocześnie poetycki. Chociaż miała wykształcenie techniczne, lubiła prozę poetycką.
– Jest piękny – powiedziała szczerze.
Bai kiwnął głową.
– Zatem go wyślę.
Wziął kilka kartek papieru, by przepisać list na czysto, ale tak mu drżały ręce, że nie mógł nakreślić żadnego znaku. Była to powszechna reakcja osób, które po raz pierwszy używały piły łańcuchowej. Nie mogły utrzymać nieruchomo miski z ryżem, a co dopiero mówić o pisaniu.
– Może przepiszę to za ciebie? – zaproponowała Ye i wzięła od niego pióro.
– Masz taki piękny charakter pisma – powiedział Bai, patrząc na pierwszą linijkę.
Podał Ye szklankę wody. Ręce wciąż tak mu się trzęsły, że trochę rozlał. Ye odsunęła list, żeby nie zamókł.
– Studiowałaś fizykę? – zapytał.
– Astrofizykę. Teraz bezużyteczną – odparła, nawet nie podnosząc głowy.
– Badasz gwiazdy. Czy to może być bezużyteczne? Niedawno ponownie otworzono uczelnie, ale nie przyjmują magistrantów. Żeby tak wykształcone i uzdolnione osoby jak ty wysyłać w takie miejsca…
Ye nic na to nie rzekła, tylko pisała dalej. Nie chciała mówić Baiowi, że dla kogoś takiego jak ona przydział do Korpusu Budowy był w rzeczywistości szczęśliwym zrządzeniem losu. Nie chciała komentować biegu spraw – szkoda było strzępić sobie język.
W chacie zapanowała cisza, przerywana tylko skrzypieniem pióra na papierze. Ye czuła zapach trocin na ciele Baia. Po raz pierwszy od śmierci ojca zrobiło się jej ciepło w sercu i pozwoliła sobie na odprężenie, opuszczając na chwilę gardę i pozbywając się podejrzeń wobec świata.
Po upływie godziny skończyła pracę. Na kopercie napisała adres, który podyktował jej Bai, i wstała, by wyjść. W drzwiach się odwróciła.
– Daj mi swoją kurtkę – powiedziała. – Upiorę ją.
Sama była zaskoczona swoją śmiałością.
– Nie! Jak mógłbym to zrobić? – Bai potrząsnął głową. – Wojowniczki z Korpusu Budowy pracują codziennie tak samo ciężko jak mężczyźni. Powinnaś trochę odpocząć. Jutro musisz wstać o szóstej i iść do pracy w górach. Aha, Wenjie, pojutrze wracam do dowództwa dywizji. Wyjaśnię moim przełożonym, w jakiej jesteś sytuacji. Może to pomoże.
– Dziękuję, ale podoba mi się tutaj. Jest tu spokój.
Spojrzała na widoczny w świetle księżyca niewyraźny zarys ciemnych lasów na zboczach Wielkiego Chinganu.
– Próbujesz przed czymś uciec?
– Pójdę już – odparła i wyszła.
Bai przyglądał się, jak jej szczupła postać znika w mroku. Potem przeniósł spojrzenie na ciemne lasy, na które chwilę wcześniej patrzyła Ye.
W oddali, na Radarowym Szczycie, ponownie podniosła się z zimnym metalicznym błyskiem olbrzymia antena.
Pewnego popołudnia trzy tygodnie później Ye została wezwana z obozu drwali do dowództwa kompanii. Gdy tylko weszła do biura, wyczuła, że panuje tam zły nastrój. W gabinecie siedzieli dowódca kompanii i jej instruktor polityczny, a także nieznajomy mężczyzna o surowym wyrazie twarzy. Na biurku przed nieznajomym leżała czarna teczka, a obok niej koperta i książka. Koperta była otwarta, a książka okazała się egzemplarzem Milczącej wiosny, który przeczytała.
W tamtych latach każdy wyczuwał szóstym zmysłem, jak przedstawia się jego sytuacja polityczna. Ten zmysł był szczególnie rozwinięty u Ye Wenjie. Poczuła, że świat zamyka się wokół niej jak zawiązywany worek i ze wszystkich stron napiera na nią.
– Ye Wenjie, to kierownik Zhang z wydziału politycznego dywizji. Przyjechał tu, by przeprowadzić śledztwo. – Instruktor polityczny wskazał nieznajomego. – Mamy nadzieję, że będziesz z nami w pełni współpracować i powiesz prawdę.
– Ty napisałaś ten list? – zapytał kierownik Zhang i wyjął go z koperty.
Ye wyciągnęła rękę, ale Zhang nie dał go jej, lecz pokazywał strona po stronie, aż do ostatniej, która najbardziej ją interesowała.
Nie było tam żadnego podpisu oprócz: „Masy rewolucyjne”.
– Nie, ja tego nie napisałam. – Ye potrząsnęła ze strachem głową.
– Ale to twój charakter pisma.
– Tak, ale ja tylko przepisałam to na czysto dla kogoś innego.
– Dla kogo?
Normalnie, kiedy spotykała ją jakaś niesprawiedliwość ze strony kompanii, Ye nie protestowała. Znosiła wszystko w milczeniu i nigdy nie przyszło jej nawet na myśl, żeby wplątać w to kogoś innego. Jednak tym razem było inaczej. Ye doskonale wiedziała, co to wszystko oznacza.
– Pomogłam reporterowi „Wiadomości Wielkiej Produkcji”. Był tutaj kilka tygodni temu. Nazywa się…
– Ye Wenjie! – Oczy kierownika Zhanga były na nią zwrócone jak lufy dwóch karabinów. – Ostrzegam cię: wrabianie innych tylko pogorszy twoją sytuację. Wyjaśniliśmy już tę sprawę z towarzyszem Bai Mulinem. Jego udział ograniczał się jedynie do wysłania na twoją prośbę tego listu z poczty w Hohhocie. Nie miał pojęcia o jego treści.
– On… on tak powiedział?
Ye pociemniało przed oczami.
Zamiast odpowiedzieć na jej pytanie, kierownik Zhang podniósł książkę.
– Najwyraźniej do napisania tego listu natchnęła cię ta książka. – Pokazał ją kierownikowi kompanii i instruktorowi politycznemu. – Milcząca wiosna została wydana w 1962 roku w Ameryce i wywarła wielki wpływ na świat kapitalistyczny.
Potem wyjął z teczki inną książkę.
– To jej chiński przekład. Odpowiednie władze rozprowadziły go wśród wybranych członków kadry do użytku wewnętrznego, żeby mogli ją skrytykować. Te władze wydały już jasny osąd: ta książka to reakcyjna propaganda. Jej autorka zajmuje stanowisko czystego historycznego idealizmu i głosi teorię zagłady. Pod płaszczykiem omawiania problemów środowiska naturalnego stara się usprawiedliwić głębokie zepsucie świata kapitalistycznego. Treść książki jest w najwyższym stopniu reakcyjna.
– Ale ta książka… ona nie należy do mnie.
– Odpowiednie władze wyznaczyły towarzysza Baia na tłumacza, a więc mógł ją mieć całkowicie legalnie. Oczywiście jest odpowiedzialny za to, że jej nie upilnował i umożliwił ci jej kradzież podczas pobytu w Korpusie Budowy. Z tej książki wzięłaś broń intelektualną, której mogłaś użyć do ataku na socjalizm.
Ye Wenjie ugryzła się w język. Wiedziała, że już spadła na dno otchłani piekielnej. Dalsza