Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
zatrzymała się i chwyciła Cheng Xin za rękę. Spojrzała jej w oczy.
– Naprawdę? Nie postawiłabyś się?
– Oczywiście, że nie. Znaleźć się w takiej sytuacji to najgorsze, co przychodzi mi na myśl. To gorsze niż śmierć.
Nie pojmowała, dlaczego AA wydaje się tak poważna. Ta jednak kiwnęła głową.
– To mnie uspokaja… Może porozmawiamy jeszcze jutro? Jesteś zmęczona i powinnaś odpocząć. Potrzeba tygodnia, żeby po hibernacji dojść w pełni do siebie.
Następnego ranka AA zadzwoniła do Cheng Xin. Ukazała się na ekranie z podekscytowaną miną.
– Mam dla ciebie niespodziankę. Zabieram cię w fajne miejsce. Na szczycie drzewa czeka samochód.
Cheng Xin poszła tam i zobaczyła latający samochód z otwartymi drzwiami. Wsiadła, ale w środku nie było AA. Drzwi zamknęły się bezgłośnie, a siedzenie przystosowało się do jej kształtów i objęło ją niczym rękawiczka. Samochód ruszył łagodnie i włączył się w strumień pojazdów miasta-lasu.
Było jeszcze wcześnie i gdy auto mknęło przez ten las, przez szyby wpadały snopy światła słonecznego, niemal równoległe do ziemi. Ogromne drzewa zaczęły się powoli przerzedzać i w końcu zniknęły. Pod niebieskim niebem Cheng Xin widziała tylko tereny trawiaste i zadrzewione, oszałamiającą zieloną mozaikę.
Na początku ery odstraszania większość zakładów przemysłu ciężkiego przeniesiono na orbitę, dzięki czemu odrodziła się ziemska przyroda. Powierzchnia planety wyglądała teraz tak, jak w czasach przed rewolucją przemysłową. Dzięki spadkowi liczby ludności i dalszemu uprzemysłowieniu produkcji żywności wiele gruntów rolnych leżało odłogiem i pozwolono tam wrócić dzikim roślinom. Ziemia zamieniała się w ogromny park.
Ten piękny świat wydawał się Cheng Xin nierzeczywisty. Chociaż obudziła się z hibernacji, czuła się, jakby śniła.
Po półgodzinnym locie samochód wylądował i drzwi automatycznie się rozsunęły. Cheng Xin wysiadła, a samochód wzbił się w powietrze i odleciał. Gdy ustały zawirowania powietrza, nastała kompletna cisza, z rzadka przerywana odległym śpiewem ptaków. Cheng Xin rozejrzała się i stwierdziła, że znajduje się pośród zespołu opuszczonych budynków. Wyglądały na domy mieszkalne z ery powszechnej. Każdy z nich był do połowy porośnięty bluszczem.
Widok przeszłości pokrytej bujną zielenią nowej ery przywrócił Cheng Xin poczucie rzeczywistości, którego dotąd jej brakowało.
Zawołała AA, lecz odpowiedział jej męski głos:
– Cześć.
Odwróciła się i ujrzała mężczyznę stojącego na porośniętym bluszczem balkonie pierwszego piętra. Nie wyglądał jak łagodny, śliczny mężczyzna z czasów współczesnych, lecz jak mężczyzna z przeszłości. Cheng Xin miała wrażenie, że znowu śni, że to dalszy ciąg koszmaru z ery powszechnej.
Był to Thomas Wade. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, ale wydawał się nieco starszy. Może poddał się hibernacji po Cheng Xin, może obudził się wcześniej, a może zrobił i jedno, i drugie.
Wzrok Cheng Xin skupił się na jego prawej ręce, obciągniętej czarną rękawiczką. Trzymał w niej pistolet z ery powszechnej i mierzył w nią.
– Nabój, który w nim jest, został zaprojektowany do strzelania pod wodą – rzekł Wade. – Podobno ma długi okres przydatności. Minęło jednak ponad dwieście siedemdziesiąt lat. Kto wie, czy zadziała?
Na jego twarzy pojawił się ten dobrze jej znany uśmiech zadowolenia z nieszczęścia innych ludzi.
Błysk. Wybuch. Cheng Xin poczuła mocne uderzenie w lewe ramię, które rzuciło ją na kruszący się mur za jej plecami. Gęsty bluszcz stłumił w dużym stopniu huk strzału. Dalekie ptaki nadal ćwierkały.
– Nie mogę użyć pistoletu współczesnego – powiedział Wade. – Teraz każdy strzał jest automatycznie rejestrowany w bazie danych ochrony porządku publicznego.
Mówił takim samym spokojnym tonem jak wtedy, kiedy omawiał z nią rutynowe zadania.
– Dlaczego? – Cheng Xin nie czuła bólu. Lewa ręka była zdrętwiała, jakby nie należała do niej.
– Chcę zostać Dzierżycielem Miecza. Jesteś moją rywalką i masz szanse wygrać. Nie żywię do ciebie żadnej wrogości. Możesz mi nie wierzyć, ale w tej chwili czuję się okropnie.
– Zabiłeś Wadimowa? – zapytała. Z kącika jej ust płynęła krew.
– Tak. Był potrzebny dla programu Klatka Schodowa. A w moim obecnym planie ty nie jesteś potrzebna. Obydwoje byliście bardzo dobrzy, ale teraz stoisz mi na drodze. Muszę iść naprzód bez względu na konsekwencje.
Drugi strzał. Tym razem pocisk trafił w lewą część jej brzucha. Nadal nie czuła bólu, ale ogarniało ją coraz większe odrętwienie i nie mogła utrzymać się na nogach. Osunęła się po murze, zostawiając na bluszczu krwawą smugę.
Wade znowu nacisnął spust. W końcu jednak upływ niemal trzech stuleci dał o sobie znać i broń nie wypaliła. Odciągnął zamek i usunął niewypał, po czym ponownie wycelował w Cheng Xin.
Jego prawa ręka eksplodowała. W powietrze wzbił się obłoczek białego dymu. Wade nie miał prawego przedramienia. Na zielonych liściach wokół niego rozsypały się spalone kawałki kości i mięśni, a nieuszkodzony pistolet upadł u podnóża budynku. Wade się nie poruszył. Spojrzał na kikut swojej ręki, a potem podniósł wzrok. W jego stronę zmierzał lotem nurkowym samochód policyjny.
Gdy pojazd zbliżył się do ziemi, wyskoczyło z niego kilku funkcjonariuszy i wylądowało w gęstej trawie falującej pod wpływem uderzeń powietrza spowodowanych obrotami śmigieł. Wyglądali jak szczupłe, zwinne kobiety. Ostatnia wyskoczyła AA. Cheng Xin zamazywał się widok, ale dostrzegła jej przerażoną minę i usłyszała przerywane szlochem wyjaśnienia.
– …podał się za mnie i sfałszował mój obraz…
Cheng Xin ogarnęła fala paniki. Straciła przytomność.
Kiedy się ocknęła, znajdowała się w latającym samochodzie. Jej ciało było ciasno owinięte przywierającą do niego błoną. Nie czuła bólu, nie czuła nawet ciała. Znowu zaczęła się jej zacierać świadomość. Zapytała słabym głosem, którego nie słyszał nikt oprócz niej:
– Kim jest Dzierżyciel Miecza?
Fragment Przeszłości poza czasem
Duch Wpatrujących się w Ścianę: Dzierżyciel Miecza
Stworzenie przez Luo Ji metody odstraszania Trisolarian było niewątpliwie wielkim osiągnięciem, ale program Wpatrujących się w Ścianę, który do tego doprowadził, traktowano jako absurdalne, infantylne przedsięwzięcie. Ludzkość, niczym zdezorientowane dziecko wchodzące w okres socjalizacji, pokazała Wszechświatu, że gotowa jest gryźć i kopać. Gdy Luo Ji przekazał kontrolę nad systemem odstraszania ONZ i Flocie Słonecznej, wszyscy uznali, że legendarny program Wpatrujących się w Ścianę przeszedł do historii.
Skupiono się na samym odstraszaniu i narodziła się nowa dziedzina badań – teoria gier odstraszania.
Oto główne elementy odstraszania: odstraszający i odstraszany (w tym przypadku ludzkość i Trisolarianie), groźba (wysłanie we Wszechświat wiadomości o położeniu Trisolaris jako gwarancja zniszczenia obu światów), kontroler (osoba fizyczna lub organizacja uprawniona do wciśnięcia guzika uruchamiającego wysłanie tej wiadomości) i cel (zmuszenie Trisolarian do porzucenia planu