Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
dziurę widział, że zniknęła również dochodząca do ściany część łóżka Wierienskiej. Jej podudzia zostały odcięte. Chociaż przekrój łóżka oraz nóg był gładki i odblaskowy, jakby pokryty warstwą rtęci, widział mięśnie i kości Wierienskiej. Ale wydawało się, że nic jej się nie stało. Była pogrążona w głębokim śnie, a jej jędrne piersi poruszały się w rytm oddechu w górę i w dół. Normalnie Ike podziwiałby taki widok, ale teraz czuł tylko niezwykły strach. Gdy się uspokoił i przyjrzał lepiej, zobaczył, że przekrój nóg Wierienskiej i jej łóżka tworzył taką samą okrągłą przestrzeń jak otwór w ścianie.
Patrzył na bąbel o około metrowej średnicy, który wymazywał wszystko, co stało mu na drodze.
Wziął z szafki nocnej smyczek do skrzypiec i drżącą ręką wsunął go do dziury. Część smyczka, która się w niej znalazła, zniknęła, ale włosie pozostało naprężone. Wyciągnął go i przekonał się, że jest nieuszkodzony. Mimo to cieszył się, że powstrzymał się przed przejściem przez dziurę. Kto wie, czy wyłoniłby się po jej drugiej stronie bez szwanku?
Opanował się siłą woli i starał się wymyślić najbardziej racjonalne wyjaśnienie niesamowitego widoku. Potem podjął mądrą, jak mu się wydawało, decyzję – włożył czepek snu i z powrotem położył się do łóżka. Zapiął pas nieważkości i nastawił czepek na pół godziny.
Kiedy się obudził, bąbel wciąż tam był. Ike nastawił więc czepek na następne pół godziny. Gdy się obudził tym razem, nie było już ani bąbla, ani dziury. Na ścianie znowu wisiał hawajski pejzaż i wszystko wyglądało tak jak przed owym dziwnym wydarzeniem.
Ike jednak martwił się o Wierienską. Wypadł z kabiny i zatrzymał się przed jej drzwiami. Zamiast zadzwonić, zaczął w nie walić pięściami. W głowie miał przerażający widok bliskiej śmierci Wierienskiej, leżącej na łóżku z obciętymi nogami.
Trochę trwało, zanim drzwi się otworzyły i niezupełnie jeszcze przebudzona sąsiadka zapytała, czego chce.
– Przyszedłem sprawdzić, czy… nic ci nie jest.
Ike spojrzał w dół i zobaczył, że wystające spod rąbka koszuli nocnej piękne nogi Wierienskiej są w idealnym stanie.
– Idiota! – Wierienska zatrzasnęła drzwi.
Po powrocie do kabiny Ike naciągnął na głowę czepek snu i nastawił go na osiem godzin. W sprawie tego, co widział, jedynym mądrym posunięciem było nic nikomu nie mówić. Z powodu specjalnego zadania, do którego wykonania skierowano Grawitację, stan psychiczny załogi, zwłaszcza oficerów, był pod stałą obserwacją. Na statku znajdował się zespół psychologów składający się z ponad dziesięciu osób, a cała załoga, włącznie z nimi, liczyła nieco ponad stu członków. Niektórzy zastanawiali się, czy Grawitacja jest statkiem wojennym czy szpitalem psychiatrycznym. Do tego był tam jeszcze ten irytujący psychiatra cywilny West, który postrzegał wszystko w kategoriach chorób, zaburzeń i zahamowań psychicznych. Przyglądając się jego poczynaniom, można było dojść do wniosku, że poddałby badaniom psychiatrycznym zapchaną ubikację. Psychologiczne badania przesiewowe na statku były niezwykle dokładne i nawet drobne zaburzenia umysłowe skutkowałyby poddaniem cierpiącej na nie osoby przymusowej hibernacji. Ike bał się stracić okazję do wzięcia udziału w historycznym spotkaniu obu statków. Gdyby się tak stało, po powrocie na Ziemię dziewczyny nie widziałyby w nim bohatera.
Ale po niesamowitym przeżyciu niechęć Ike’a do korpusu psychologicznego i doktora Westa trochę się zmniejszyła. Zawsze uważał, że robią z igły widły, ale nigdy nie wyobrażał sobie, że ludzie mogą mieć tak realistyczne omamy.
W porównaniu z lekkimi omamami Ike’a zetknięcie się mata Liu Xiaominga ze światem zjawisk nadprzyrodzonych można było uznać za naprawdę przerażające.
Liu dokonywał rutynowej inspekcji zewnętrznej kadłuba. W tym celu trzeba było odlecieć pinasą na pewną odległość od Grawitacji i zbadać cały kadłub, wypatrując jakichkolwiek odchyleń od normy, takich jak ślady uderzeń meteoroidów. Był to praktykowany od starożytności zabieg, teraz przestarzały już i właściwie niepotrzebny, a zatem rzadko przeprowadzany. Statek był pełen czujników, które bez przerwy monitorowały kadłub i natychmiast wykryłyby każdy problem. Poza tym zabieg ten można było wykonać tylko wtedy, gdy Grawitacja leciała siłą rozpędu, nie przyspieszała ani nie hamowała. Gdy zbliżyła się do Błękitnej Przestrzeni, częste przyspieszanie i hamowanie stały się konieczne dla wprowadzania poprawek do kursu statku. Teraz zdarzyło się jedno z tych rzadkich okienek, kiedy szli siłą rozpędu, więc mat Liu otrzymał rozkaz wykorzystania go w celu inspekcji.
Liu wyprowadził pinasę z zatoczki w środku statku i odleciał na odległość, z której widział całą Grawitację. Gigantyczny kadłub skąpany był w blasku Galaktyki. W przeciwieństwie do czasów, gdy większość załogi pogrążona była w hibernacji, teraz ze wszystkich iluminatorów tryskało światło. Grawitacja wydawała się jeszcze wspanialsza.
Ale Liu zauważył coś niewiarygodnego. Grawitacja miała kształt idealnego cylindra, a jednak wyraźnie widział, że jej ogon kończy się wklęsłością! Była też dużo krótsza, niż powinna być, mniej więcej o dwadzieścia procent. Jakiś ogromny niewidzialny nóż odciął jej ogon.
Liu zamknął oczy i po kilku sekundach ponownie je otworzył. Ogona nadal nie było. Ogarnęło go przerażenie. Gigantyczny statek był organiczną całością. Gdyby nagle stracił ogon, układy rozprowadzania energii zostałyby nieodwracalnie uszkodzone i wkrótce potem statek by eksplodował. Ale nie doszło do tego. Jednostka nadal leciała bez przeszkód, jakby była zawieszona w przestrzeni. Nie słyszał w słuchawkach ani nie widział na ekranie żadnego alarmu.
Nacisnął guzik interkomu i przygotował się do zdania raportu, ale zanim coś powiedział, zamknął kanał. Przypomniał sobie słowa, które pewien stary kosmonauta wypowiedział przed bitwą w dniu Sądu Ostatecznego: „W kosmosie nie możesz polegać na intuicji. Jeśli już musisz się na nią zdać, policz najpierw od jednego do stu, a przynajmniej do dziesięciu”.
Zamknął oczy i zaczął liczyć. Gdy doszedł do dziesięciu, otworzył oczy. Ogona wciąż nie było. Ponownie zacisnął powieki. Jego oddech stał się szybszy, ale Liu starał się pamiętać o przebytym przeszkoleniu i zmusić się do spokoju. Doliczywszy do trzydziestu, znowu otworzył oczy i tym razem zobaczył Grawitację całą i nienaruszoną. Jeszcze raz zamknął oczy, westchnął i czekał, aż zwolni rytm jego serca.
Podleciał pinasą do rufy statku, gdzie znajdowały się trzy gigantyczne dysze napędu jądrowego. Silnik nie był włączony, a reaktor termojądrowy pracował na minimalnej mocy, więc otaczała je tylko słaba czerwona poświata, która przypominała mu barwą chmury na Ziemi po zachodzie słońca.
Mat Liu ucieszył się, że nie złożył raportu. Być może oficera poddano by po czymś takim psychoterapii, ale podoficera takiego jak on czekałaby przymusowa hibernacja, a podobnie jak Ike, Liu Xiaoming nie chciał wrócić na Ziemię jako bezwartościowy mężczyzna.
Doktor West poszedł znaleźć Guan Yifana, cywilnego naukowca, który pracował w laboratorium na rufie. Guanowi przydzielono na kwaterę kabinę w śródokręciu, ale rzadko tam bywał. Większość czasu spędzał w obserwatorium, a posiłki przynosiły mu roboty z obsługi. Załoga nazywała go „pustelnikiem z rufy”.
Obserwatorium, w którym mieszkał i pracował, było małą sferyczną kabiną. Guan miał zaniedbaną powierzchowność, nieogoloną twarz i długie włosy, ale wciąż wyglądał względnie młodo. Gdy West go zobaczył, Guan unosił się w stanie nieważkości pośrodku kabiny ze spoconym czołem i błędnym