Sekret matki. Shalini Boland

Sekret matki - Shalini  Boland


Скачать книгу
ją z mlekiem? – przerywa mi. – Czy z gorącą wodą? Z mlekiem jest zdecydowanie pyszniejsza.

      Hamuję uśmiech.

      – Masz rację. Zawsze dodaję mleka.

      – Okej. W takim razie poproszę – odpowiada. – Napiję się z wielką chęcią.

      Serce mi się ściska, gdy słyszę tak grzeczną odpowiedź.

      – Mam dalej kolorować rysunek czy ci pomóc? – pyta. – Potrafię świetnie mieszać gorącą czekoladę.

      – Cóż, to się doskonale składa – odpowiadam – bo mnie mieszanie zupełnie nie wychodzi, więc całe szczęście, że się zjawiłeś do pomocy.

      Uśmiecha się szeroko i zsuwa ze stołka.

      Co ja wyprawiam? Muszę natychmiast zadzwonić na policję. To zaginione dziecko. Ale, Boże, dajcie mi tylko posiedzieć dziesięć minut z tym słodkim maluchem, przekonanym, że jestem jego matką. Poudawać parę chwil, a potem zrobię, co trzeba. Wyciągam rękę, chcąc go pogładzić po głowie, lecz natychmiast ją cofam. Co ja sobie wyobrażam? Chłopiec musi wrócić do swojej prawdziwej matki.

      Mały uśmiecha się do mnie znowu, aż ściska mnie w piersi.

      – Okej – mówię. Biorę głęboki oddech i mrugam, by odpędzić łzy. – Zaraz zrobimy czekoladę. Muszę tylko gdzieś zadzwonić z korytarza, dobrze?

      – Och, w porządku.

      – Porysuj jeszcze chwilę. To nie potrwa długo.

      Chłopiec wspina się z powrotem na stołek, wybiera ciemnozieloną kredkę i wraca do kolorowania z wyrazem poważnego skupienia na buzi. Odwracam się i wychodzę na korytarz, żeby wyjąć komórkę z torebki. Lecz zamiast zadzwonić na policję, wybieram inny numer. Dwa sygnały.

      – Tess. – Głos na drugim końcu linii jest spięty, czujny.

      – Cześć, Scott. Chciałabym, żebyś tu przyjechał.

      – Co? Teraz?

      – Tak. Proszę, to ważne.

      – Tessa, jestem wykończony, a pogoda jest koszmarna. Właśnie usiadłem z kubkiem herbaty. To nie może poczekać do jutra?

      – Nie.

      Stojąc przy stoliku w korytarzu, zerkam na Harry’ego rysującego w kuchni; ma kręconą grzywkę, opadającą na jedno oko. Czy go sobie uroiłam?

      – O co chodzi? – pyta Scott takim tonem jak zawsze.

      W rzeczywistości znaczy to: o co znowu chodzi tym razem? Ponieważ zawsze o coś chodzi. Jestem jego zepsutą żoną, ciągle przeżywającą nowy dramat albo wyimaginowany kryzys. Ale tym razem przekona się, że to rzeczywistość, a nie wytwór mojej wyobraźni.

      – Nie mogę powiedzieć przez telefon, to zbyt dziwaczne. Musisz przyjechać i sam zobaczyć.

      W słuchawce rozlega się przeciągłe, surowe westchnienie.

      – Daj mi dwadzieścia minut, okej?

      – Okej. Dzięki, Scott. Przyjedź jak najszybciej.

      Serce wali mi w piersi, gdy próbuję zrozumieć, co tu jest grane. Chłopiec twierdzi, że przyprowadził go anioł. Twierdzi, że jestem jego matką. Ale to nieprawda. Więc skąd się wziął, na miłość boską?

      Wracam do kuchni. Powietrze jest ciepłe, zapraszające, przytulne. Zupełnie nie przypomina zwykłej sterylnej atmosfery.

      – Możemy już zrobić czekoladę? – Harry z nadzieją spogląda na mnie błyszczącymi oczami.

      – Oczywiście. Przyniosę kubki i czekoladę. A ty otwórz tę szufladę i podaj mi najmniejszy rondelek, jaki znajdziesz.

      Z przejęciem wypełnia polecenie.

      – Harry – rzucam. – Gdzie są twoi rodzice, mama i tato?

      Chłopiec nieruchomieje przy otwartej szufladzie.

      – Harry? – ponaglam.

      – Nie tutaj – odpowiada. – Ten jest wystarczająco mały? – Wyjmuje garnek do mleka z nierdzewnej stali i macha nim w moim kierunku.

      – Idealny. – Kiwam głową i biorę naczynie. – Powiesz mi, gdzie mieszkasz?

      Żadnej odpowiedzi.

      – Uciekłeś z domu? Zgubiłeś się?

      – Nie.

      – Ale gdzie jest twój dom? W jakiej miejscowości mieszkasz? Tutaj, we Friern Barnet? W Londynie? Niedaleko stąd?

      Mały się krzywi i wpatruje w kamienne płyty podłogi.

      – Masz jakieś nazwisko? – pytam najłagodniej, jak potrafię.

      Podnosi na mnie oczy, wysuwając podbródek.

      – Nie.

      Próbuję jeszcze raz, kucając, żeby się znaleźć na jego poziomie.

      – Harry, skarbie, jak ma na imię twoja mama?

      – Ty jesteś moją nową mamusią. Muszę tu zostać. – Jego dolna warga drży.

      – Okej, słoneczko. Niczym się nie martw. Zaraz przyrządzimy czekoladę, tak?

      Kiwa energicznie głową i pociąga nosem.

      Ściskam go za rączkę i wstaję. Żałuję, że musiałam zadzwonić po Scotta. Ale potrzebuję, by był na miejscu, kiedy wezwę policjantów. Nie dałabym sobie rady sama; nie po tym, co się wydarzyło. Boję się ich przyjazdu – pytań, ukradkowych spojrzeń, sugestii, że mogłam złamać prawo. Lecz przecież nic złego nie zrobiłam. A może?

      Harry zaś… Zabiorą go. A jeśli rodzice się nad nim znęcali? Jeśli zostanie oddany do adopcji? Tysiąc myśli przebiega mi przez głowę, każda gorsza od poprzedniej. Jednak to nie do mnie należy decyzja, co z nim będzie. Nie mogę nic zrobić w tej sprawie, bo nie jest mój.

      Nie mam dziecka. Już nie.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Krzątamy się z Harrym po kuchni; to takie łatwe i naturalne. Jakbyśmy robili to zawsze. Jakbym naprawdę była jego mamą, a on moim prawdziwym synkiem, i jakby było zupełnie oczywiste, że przyrządzamy razem gorącą czekoladę w niedzielny wieczór po przechadzce w deszczu. Wypijemy ją z przyjemnością, oglądając jakiś film, a potem trzeba będzie mu przygotować rzeczy na jutro do szkoły. Zrobię mu kąpiel i umyję włosy, otulę go kołdrą i przeczytam bajkę na dobranoc. N i e! Przestań. Przestań natychmiast. Dlaczego zadręczam się takimi niedorzecznymi rojeniami?

      Łzy ściskają mnie w gardle i nagle szlocham nad rondelkiem z gotującym się mlekiem.

      – Wszystko dobrze, mamusiu?

      Ocieram oczy rękawem bluzy.

      – Tak, tak, wszystko w absolutnym porządku, słoneczko. Już się nie mogę doczekać, kiedy czekolada będzie gotowa.

      – Ja też.

      Harry klęka na krześle, a ja go pilnuję, kiedy drewnianą łyżką miesza czekoladowy proszek. Następnie rozlewam płyn do dwóch kubków i siadamy przy małym kuchennym stoliku. Mam jeszcze tylko kilka minut, by rozkoszować się obrazkiem pod tytułem: jak mogło wyglądać moje życie.

      Wiem, że powinnam z większą energią zabrać się do ustalenia, skąd przybył Harry. Ponownie zapytać, kim są jego prawdziwi rodzice, gdzie mieszka i o inne ważne rzeczy. Ale już raz odmówił odpowiedzi, a nie chcę go zdenerwować. Pozostawię tę kwestię profesjonalistom.

      Mały głośno łyka i się krzywi.

      – Gorące.

      – Ostrożnie,


Скачать книгу