Seksowny kłamca. Christina Lauren
stołka barowego.
– Jak tam zbiórka na samochód?
Od razu rozpoznaję ten głos.
– Dzisiaj nic – odpowiadam, nie podnosząc wzroku, kończąc przygotowanie drinka. – Ale nie mam nastroju do uśmiechów, więc także marne szanse.
– Masz ochotę o tym pogadać? – pyta.
Odwracam się i spoglądam na niego. Tym razem ma na sobie granatowy T-shirt, doskonale ułożone włosy – wygląda zbyt atrakcyjnie, by nie przyciągać kłopotów. Nie mogę się oprzeć; odpowiadam lekkim uśmiechem.
– Chyba ja powinnam to powiedzieć.
Luke przyznaje mi rację, lekko unosząc brew, po czym zerka do tyłu, na swoje towarzystwo.
– Poza tym chyba ktoś na ciebie czeka – dopowiadam; widzę, jak brunetka śledzi każdy jego ruch. Luke sięga do kieszeni, sprawdza telefon i znów spogląda na mnie.
– Oni jeszcze nie wychodzą – mówi; jego oczy uśmiechają się na chwilę przed tym, nim usta wygną się w miękkim, nierównym grymasie. – Pomyślałem, że podejdę do baru i zamówię drinka.
– Co ci podać? – pytam. – Piwo?
– Pewnie – odpowiada. – I twoje imię. Chyba że chcesz, żebym do końca życia nazywał cię dziewczyną z dołeczkami.
Po czym robi przesadnie wielkie oczy, szepcze: „ups!”, wyjmuje z kieszeni banknot dolarowy i wsuwa do słoika.
– Dzisiaj jestem przygotowany – mówi, przyglądając się, jak nalewam piwo do szklanki. – Na wypadek, gdybyś akurat pracowała.
Staram się nie zastanawiać dłużej nad tym, że specjalnie przyniósł garść drobnych – dla mnie i do naszej gierki.
– Mam na imię Lon… – zaczynam, ale w tej chwili drzwi się otwierają i wchodzi Mia, a za nią Ansel. Luke odwraca ku nim głowę, a ja kończę niezgrabnie: – …don.
Po chwili Luke znów na mnie spogląda, ale jest dziwnie spięty. Szybko kiwa głową.
– Miło mi oficjalnie cię poznać.
Na pewno nie dosłyszał mojego imienia, ale skoro mu to nie przeszkadza, ja nie muszę powtarzać.
Przy barze siada kolejny klient i macha do mnie ręką. Podsuwam Luke’owi jego piwo i uśmiecham się, kiedy czując dotyk podstawki na dłoni, facet unosi na mnie wzrok.
– Pięć dolarów.
Patrzy na mnie, mruga z roztargnieniem i sięga po portfel.
– Dziękuję – mówi.
Podchodzę do nowego klienta, ale kątem oka widzę, że Luke kładzie na ladzie banknot i wraca do swojego towarzystwa, nie czekając na resztę. Albo nie zostawił napiwku, albo zostawił duży.
I z przykrością, bo przecież postanowiłam uznać go za buca, muszę stwierdzić, że chyba wiem, która opcja jest prawdziwa.
Po kolejnych dwóch whisky z cytryną, czterech blue moon i dzbanie margarit staję przy kasie. Mia, Ansel i Harlow są niedaleko, czekają na Finna, a potem wybierają się na film. Przyglądam się im przez jakieś trzy oddechy, jednocześnie rozmyślając nad swoim ambiwalentnym stosunkiem do związków. Z jednej strony widzę wokół siebie szczęśliwych ludzi, niektórych już po ślubie – i pragnę tego. Z drugiej jednak wiem, że nie jestem na to gotowa.
Minął nieco ponad rok, odkąd zakończył się mój związek z Justinem, a ja wciąż pamiętam, jak to jest być w parze, uzgadniać wszystkie plany, biorąc pod uwagę drugą osobę, a potem jeszcze omawiać je w grupie przyjaciół. Zapewne większość ludzi mi nie uwierzy, ale po orce szkolnej i latach umawiania się z tym samym chłopakiem miło jest nie musieć nic robić. Surfuję, pracuję, wracam do domu. Podejmuję decyzje, biorąc pod uwagę to, co jest dobre dla mnie jako osoby, a nie połówki związku.
A jednak chwilami – tak jak dzisiaj – uświadamiam sobie, że właściwie mogę czuć się samotna. Nie chodzi o seks, ale o towarzystwo, o to, że ktoś patrzy na mnie tak, jakby czekał na nasze spotkanie przez cały dzień. O to, że ktoś mnie zabawi filmem, rozmową, o ciepło ciała, które pomoże mi zasnąć.
Kasa brzęczy, kiedy zamykam szufladę i podaję klientowi resztę. Obracam głowę w kierunku boksu, z którego dobiega śmiech Harlow, i z zaskoczeniem stwierdzam, że Luke rozmawia z Mią w pobliżu łazienki.
Wszyscy studiowaliśmy na tej samej uczelni, więc chociaż byliśmy na różnych wydziałach, to nic dziwnego, że oni się znają. A jednak ogarnia mnie lekki wewnętrzny śmiech na myśl, że wciąż jeszcze muszę tyloma szczegółami uzupełniać moją mapę przyjaciół Loli.
Wiedziałam o tym, że rodzice Harlow są znani, ale dopiero niedawno skojarzyłam, że jej mama była jedną z ulubionych aktorek mojej mamy w czasach mojego dzieciństwa.
Wiedziałam, że Mia kiedyś tańczyła, ale dopiero niedawno dowiedziałam się, że jej plany legły w gruzach, kiedy wpadła pod ciężarówkę.
Wiedziałam, że Finn ma bliskie relacje z ojcem i dwoma braćmi, ale dopiero kiedy nietaktownie zapytałam, co robi na Dzień Matki, dowiedziałam się, że w dzieciństwie ją stracił.
Ktoś zza baru woła mnie po imieniu; wracam do rzeczywistości. Ustawiam tacę z drinkami na stole, a Harlow łapie mnie w drodze powrotnej i obejmuje mocno.
– Cześć, nieznajoma – mówi, przyglądając się mojej twarzy i sięgając ręką do włosów. – Sto lat się nie widziałyśmy! Nie mogłabyś zacząć używać kremów z filtrem, żeby dla nas też zostało trochę tej cudownej opalenizny? Boże, wyglądasz jak z reklamy strojów kąpielowych w „Sports Illustrated”. Dziewczyna z deską. Niech cię cholera, ciebie i te twoje słodkie piegi.
Uśmiecham się do niej szerzej.
– Powinnam brać cię ze sobą, bardzo podnosisz mi samoocenę.
– Nie mogłabyś się zwolnić i iść z nami do kina? – pyta Harlow.
Kręcę głową. Harlow wydyma usta.
– Dzisiaj jest tylko Fred, ja i jedna kelnerka, a później występuje ta nowa kapela – wyjaśniam.
– A może w weekend? Przyjeżdżają wszyscy trzej Robertsowie.
Kiwam głową, ożywiona perspektywą miłego wieczoru w większym towarzystwie.
– Sprawdzę grafik.
Mąż Harlow, Finn, były rybak, jest obecnie wschodzącą gwiazdą reality show dzięki programowi „Rybacy”, który pokazuje ich pracę. Występuje w nim on, jego ojciec i dwóch młodszych braci.
Harlow powoli unosi brwi, a ja uświadamiam sobie mój błąd. Znam ją ledwie od dziewięciu miesięcy, ale jej talent do wtrącania się w życie innych obrósł legendą.
– Może moglibyśmy załatwić, żebyś ty i Levi…
Już szukam drogi ucieczki.
– Nie. Nic z tego – mówię i rzucam spojrzenie na bar, przy którym kilka osób czeka na obsługę. – Muszę wracać, panno swatko, ale napiszę jutro i dam ci znać, czy będę mogła.
Harlow kiwa głową i wraca do swojego stolika.
– Dobrze, uparciuchu! – woła, a ja idę do baru.
Powróciwszy za ladę, widzę Freda rozlewającego piwo i gawędzącego ze stałymi klientami. Kawałek dalej siedzi samotnie Luke.
Wygląda… wygląda na poruszonego, ma poważną twarz, co chyba nie zdarza mu się często. Fakt, nie wiem o nim nic, oprócz tego, że dziewczyny wciąż wodzą za nim wzrokiem,