Pokój motyli. Lucinda Riley

Pokój motyli - Lucinda Riley


Скачать книгу
A teraz czym się zajmujesz? – spytał uprzejmie.

      – Sprzedaję stare suknie na targu przy Portobello Road.

      Nick spojrzał na nią zaskoczony.

      – Naprawdę?

      Jego opinia o niej uległa diametralnej zmianie.

      – Tak. Zbierałam je od lat, bo je uwielbiam. Teraz wszyscy za nimi szaleją.

      – Ciekawy przypadek, bo ja sprzedaję antyki. Czy to znaczy, że oboje patrzymy raczej w przeszłość niż przyszłość?

      – Nigdy w ten sposób o tym nie myślałam – odparła Tammy, pocierając nos. – Ale może masz rację. Zawsze miałam wrażenie, że urodziłam się nie w tej epoce co trzeba. Jakie antyki sprzedajesz?

      – Eklektyczne. Szukam niezwykłych rzeczy, które wydają mi się piękne, i liczę, że innym również się spodobają. Właśnie jutro idę na aukcję. Mam na oku fantastyczny żyrandol ze szkła z Murano.

      – Pocieszyłeś mnie. Bo ja też kupuję tylko to, co mnie zachwyci i co sama chciałabym nosić.

      – I to się sprzedaje?

      – Tak, naprawdę. Ale szczerze mówiąc, robię się za stara, żeby stać w niedziele na deszczu w styczniowy ziąb, nie wspominając o tym, że i ubraniom nie wychodzi to na dobre. Szukam więc jakiegoś miejsca na sklep.

      – Ja też – rzucił ze śmiechem Nick.

      – No dobrze, kochani, kolacja podana, zapraszam do jadalni! – zawołała Jane, stając w drzwiach i machając rękawicą kuchenną.

      Nick z ulgą przyjął fakt, że posadzono go obok Tammy. Wbrew sobie, czuł się nią zafascynowany.

      – A jak zostałaś modelką?

      – Przypadkiem. – Wzruszyła ramionami, sięgając po tapas z półmiska na stole. – Studiowałam filozofię w King’s College’u w Londynie – ciągnęła między kolejnymi kęsami. – Wypatrzył mnie ktoś z agencji modelek w sklepie na Oxford Circus. Nigdy nie traktowałam tej pracy jako czegoś na stałe, ale chętnie dorabiałam sobie do stypendium. I trwało to dość długo. A teraz wylądowałam z niczym.

      – Nie przesadzaj – zaoponował, z przyjemnością widząc, że ma zdrowy apetyt. – Lubiłaś to?

      – Niektóre rzeczy tak. To znaczy praca z najlepszymi projektantami w najlepszych domach mody jest ekscytująca, ale to okrutne środowisko i cieszyłam się, że mogłam z niego wyjść i wrócić do prawdziwego świata.

      – Wydajesz mi się bardzo prawdziwa.

      – Dzięki. Wiesz, nie wszystkie modelki są idiotkami uzależnionymi od kokainy.

      – Martwi cię, że tak się was odbiera? – zapytał bez ogródek.

      – Jasne – potwierdziła, a spod stójki jej sukni powędrował na policzki lekki rumieniec.

      – Czy to, co masz na sobie, to jeden z twoich skarbów?

      – Tak. Kupiłam tę sukienkę w sklepie charytatywnym, jak miałam osiemnaście lat. Od tamtej pory noszę ją na okrągło.

      – Problem w tym – rzekł z namysłem Nick – że realizowanie własnych pasji nie przynosi wielkich zysków. W Perth mam dom pełen cudownych rzeczy i po prostu nie potrafię się z nimi rozstać.

      – Znam ten ból – przyznała. – Szafa pęka w szwach od ubrań, których nie mam serca wystawić na sprzedaż. A przecież Nietzsche twierdził, że jak już coś posiadamy, to coraz mniej to cenimy. Powtarzam sobie tę prawdę za każdym razem, kiedy wyciągam sukienkę, która ma powędrować na stragan. – Uśmiechnęła się. – Ale opowiedz mi o swojej firmie – dodała, gdy Jane wniosła na stół soczyste steki, młode ziemniaki i zieloną fasolkę.

      Nick opisał jej krótko, co robi, wspomniał o początkach w domu aukcyjnym w Southwold i o tym, jak szło to dalej, aż do teraz, kiedy rozważał powrót do Londynu.

      – I na dobre zadomowiłeś się w Australii? – spytała Tammy.

      – Jeśli chodzi ci o to, czy założyłem rodzinę, to nie. A ty?

      – Już ci mówiłam, jestem singielką – przypomniała. – Mieszkam sama w malutkim domku, typowym dla Chelsea. Wydałam na niego wszystkie oszczędności. Oczywiście powinnam kupić sobie coś z trzema sypialniami…

      – Ale zakochałaś się w tym, a nie innym domu i tyle. – Roześmiał się.

      – No właśnie.

      Po kolacji Paul zaprosił gości z powrotem do salonu. W kominku zostało napalone, żeby odegnać wieczorny chłód. Pojawiła się Jane z tacą. Nick zauważył, że jest już po jedenastej, i zdumiał się, że czas zleciał tak szybko.

      – A dlaczego nigdy się nie ożeniłeś, Nick? – spytała prosto z mostu Tammy.

      – Ha… dobre pytanie – powiedział, gdy Jane nalewała im kawę. – Przypuszczam, że jestem kiepski w nawiązywaniu bliższych relacji.

      – Albo nigdy nie trafiłeś na właściwą osobę – stwierdziła Jane.

      – Możliwe. Ale ciebie mógłbym zapytać o to samo, Tammy.

      – A ja bym odpowiedziała to samo co ty.

      – No patrzcie – skomentował Paul, który szedł za Jane i podawał gościom brandy. – Najwyraźniej jesteście dla siebie stworzeni.

      Tammy spojrzała na zegarek.

      – Przepraszam, nie chcę być niegrzeczna, ale późno już, a mnie jeszcze czeka mnóstwo szycia. – Wstała. – Miło było pogadać, Nick. Mam nadzieję, że znajdziesz sobie w Londynie odpowiednie miejsce na sklep. Jeśli trafisz gdzieś przypadkiem na coś taniego, daj znać, dobrze? – dodała z uśmiechem.

      – Oczywiście. Podasz mi numer telefonu, pod którym mogę cię złapać?

      – No… jasne, Jane go ma. Cześć, Paul – powiedziała, całując go w oba policzki. – Dziękuję za wspaniały wieczór. Idę poszukać Jane. Cześć, Nick.

      Tammy wyszła z pokoju, a Paul przysiadł obok przyjaciela.

      – Jak zwykle coś palnąłem?

      – Sam wiesz, że tak, ale nie przejmuj się – odparł Nick.

      – A jednak przykro mi, bo wyglądało na to, że nieźle wam idzie.

      – Jest świetna i bardzo inteligentna.

      – Mądrość i piękno… idealne połączenie. Tammy jest wyjątkowa. I niezależna – dodał Paul. – Ale ty zawsze lubiłeś trudne wyzwania, prawda?

      – Dawno, dawno temu. Teraz skupiam się na biznesie. To o wiele prostsze.

      Godzinę później wszyscy goście już wyszli. Nick pomógł Paulowi i Jane posprzątać, po czym oni oboje poszli się położyć, a Nick usiadł przy kominku, trzymając w dłoniach drugi kieliszek brandy. Choć usiłował z tym walczyć, obraz Tammy wciąż stawał mu przed oczami – i musiał przyznać, że ta kobieta… naprawdę go pociąga. Zastanawiał się, kiedy ostatnio czuł coś podobnego. I zdał sobie sprawę, że to mu się nie zdarzyło od czasów tamtej…

      I proszę, jak to się wtedy dla niego skończyło: zamknął świetnie prosperującą firmę w Wielkiej Brytanii i uciekł na drugi koniec świata, by odzyskać spokój. Jednak to chyba dobrze, że Tammy coś w nim poruszyła, prawda? To oznaczało, że być może wreszcie jest uleczony.

      I czemu właściwie nie miałby się z nią znów spotkać? Ostatnie dziesięć lat spędził bardzo samotnie. Jego życie było niepełne i jeśli nie chciał pozostać


Скачать книгу