Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner

Wszystko, czego pragnę w te święta - Anna Langner


Скачать книгу
się nie dałam, choć okupiłam to utratą znajomych i permanentnym zmęczeniem.

      Gdy doceniono moją ciężką pracę, zostałam kierowniczką i od tego czasu pilnowałam, by moi podwładni realizowali te wszystkie wygórowane wytyczne. Jeśli im się udało, dostawałam premię. Ja – nie oni. A teraz jestem tutaj, w samym sercu naszej firmy, i to ja wymyślam plany sprzedażowe, które są tak wymagające, że ludzie albo się zwalniają, albo padają na pysk. I dostaję za to naprawdę porządną kasę.

      Poza tym firma oferuje całkiem niezły socjal i kartę multisport (choć akurat to niewiele zmienia, bo i tak nie mam czasu z niej korzystać). Po pięciu latach pracy mam kawalerkę bez kredytu w centrum miasta i przyzwoite auto. Mam też totalny brak życia osobistego i czasu dla siebie.

      Ach, mam jeszcze coś – poczucie, że zegar tyka, a ja coraz bardziej potrzebuję czegoś więcej niż powrotów do pustego mieszkania. Na razie spycham te dziwne myśli w najdalsze zakątki swojej świadomości, ale nic na to nie poradzę – robią się coraz bardziej natrętne.

      – W sumie nie ma co się dziwić. W naszym dziale jest największy zapieprz i to my najbardziej dostajemy po dupie. – Głos Karoliny sprawia, że wracam do rzeczywistości. – Nie to, co te harpie z księgowości. Siedzą na swoich tłustych tyłkach i udają, że pracują. – Moja przyjaciółka wydyma usta w kolorze identycznym jak jej garnitur, ale po chwili się rozpromienia. – Na wypalenie zawodowe najlepszy jest seks. A skoro już o tym mowa… Jak tam sprawy z Dominikiem?

      Wzdycham. Nie mam ochoty odpowiadać na to pytanie.

      Dominik to miły, przystojny i wysportowany szef księgowości i tych, jak to określiła moja przyjaciółka, pracujących tam harpii. Umówiliśmy się kilka razy na niezobowiązującego drinka po pracy. Problem w tym, że dla niego „niezobowiązujący” znaczy chyba coś zupełnie innego niż dla mnie.

      – Jest seksowny. I nie gada o dzieciach, a to duży plus. – Karolina usilnie próbuje mi go zareklamować, jakby był jakimś odkurzaczem z przeceny, którego nikt nie chce kupić. – Mój były miał obsesję na punkcie dzieci. Bałam się, że dziurawi prezerwatywy, bo chce, żebyśmy wpadli…

      – Za bardzo na mnie naciska. Nie jestem gotowa na związek – wchodzę jej w słowo. Mówię prawdę, przemilczam jedynie fakt, że jestem gotowa na związek. Ale nie z nim. Być może gdyby zjawił się ktoś, kto jednym spojrzeniem wywołałby u mnie efekt „wow”…

      Kręcę głową, bo hormony przejmują władzę nad moim mózgiem. Zdecydowanie czytam za dużo romansów. Nie mam na to dużo czasu, ale zdarza mi się przekartkować coś do poduszki. Zaczynam zachowywać się jak jedna z tych zdesperowanych kobiet, które muszą usidlić jakiegoś faceta, bo inaczej zwariują.

      Okej, dawno nie uprawiałam seksu i dawno się do nikogo nie przytulałam. Powiedzmy sobie szczerze – jestem cholernie samotna i coraz bardziej zaczyna mi to doskwierać, ale się boję. Nie chcę być jak moje koleżanki ze studiów, które się ustatkowały, urodziły dzieci, a gdy wróciły do pracy, zdały sobie sprawę, że wypadły z obiegu. Nici z kariery i ambitnych planów. Tylko pieluchy, wyprawy do warzywniaka i wymienianie z mężem „gorących” SMS-ów w stylu: „Trzeba zapłacić za prąd”.

      Nie, dziękuję. Może kiedyś, ale na pewno jeszcze nie teraz.

      – Ale bierzesz go pod uwagę? Dasz temu szansę? – Karolina patrzy na mnie oczami słodkiego szczeniaczka. Nie mam pojęcia, czemu tak bardzo jej zależy, by spiknąć mnie z Dominikiem. – Gdybyś została na święta w mieście, moglibyście się spotkać. Zrobiłabym u siebie imprezę świąteczną i zaprosiła was oboje. Pogadalibyście na luzie, zrelaksowali się. Kto wie, może następnego dnia obudziłabyś się z gorącym przystojniakiem w swoim łóżku?

      Przewracam oczami tak, by moja przyjaciółka niczego nie zauważyła.

      Nie ma opcji, żebym została. Miasto musi poczekać. Dominik musi poczekać.

      Mój plan na pozostałe dni grudnia jest następujący:

      1 Jechać do rodziców.

      2 Nic nie robić (ewentualnie pomóc mamie w świątecznych przygotowaniach).

      3 Nic nie robić.

      4 Nadal nic nie robić.

      5 Przemyśleć swoje życie.

      6 Znów nic nie robić.

      Mało ambitnie, ale byłam ambitna przez cały pieprzony miniony rok. Szczerze? Poza tłustą sumką na moim koncie i pukającą do moich drzwi depresją nic mi z tego nie przyszło.

      Sama jestem sobie winna. Nikt nie kazał mi zapieprzać jak chomik w kołowrotku, a jednak moje chore ambicje zawsze wygrywały. Nie przejmowałam się podkrążonymi oczami i wypadającymi włosami. Zawroty głowy zapijałam mocną czarną kawą. Gdy wracałam do domu, długo nie mogłam zasnąć ze zmęczenia, a gdy ledwo udało mi się zamknąć oczy, dzwonił budzik.

      Czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie dopiero, gdy kilka razy musiałam wziąć dragi, żeby jakoś funkcjonować. To była ostateczność, inaczej zasnęłabym na siedząco na firmowym zebraniu. Zamiast tego byłam rozbudzona, elokwentna i sypałam firmowymi anegdotkami na prawo i lewo. Bardzo niebezpieczny stan. A poza tym wciąganie kreski w kiblu biurowca w ołówkowej spódnicy za pięć stów jest upokarzające.

      Po prochach stawałam się lepszą wersją siebie. Zupełnie jakby ktoś mnie stuningował, podrasował tu i ówdzie. Kusiło mnie, by być taka dzień w dzień. Wtedy postanowiłam to przerwać, wziąć urlop i uciec do Jastrowa, do moich rodziców. Prawda jest brutalna – te święta to moja ostatnia deska ratunku, inaczej skończę na kozetce u psychologa.

      – Dam mu szansę, ale na razie nie chcę się bawić w nic poważnego. Chętnie się z nim jeszcze raz umówię – odpowiadam zgodnie z prawdą, bo po cichu wierzę, że przy kolejnym spotkaniu będzie lepiej.

      – Chyba cię nie przekonam, żebyś została w mieście, co? – Karolina się śmieje i bierze do rąk torebkę.

      Chowam swoje rzeczy do szuflad i niechętnie wstaję od biurka. Mam sporo do zrobienia, a na myśl o tym, że to wszystko będzie musiało poczekać do stycznia, dostaję gęsiej skórki. Nienawidzę niedokończonych spraw. Ostatkiem sił powstrzymuję się, by znów nie wziąć roboty do domu.

      – Może nie będzie tak źle i spotkasz tam jakiegoś przystojniaka… – Karolina patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby sama wątpiła w to, co mówi.

      – Żartujesz?! Moi rodzice mają dom w pięknej okolicy, ale to totalna dziura. Jeden sklep spożywczy, bar, a potem długo, długo nic – stwierdzam. – Ale to dobrze. Nie potrzeba mi żadnego przystojniaka na święta. Wystarczy barszcz i sernik mojej mamy.

      Przyjaciółka uśmiecha się pod nosem, a potem mnie popędza. Po raz ostatni patrzę tęsknym wzrokiem na swoje uporządkowane biurko, a następnie wychodzę, by rzucić się wprost w objęcia nadchodzących świąt i totalnego lenistwa.

      To znaczy, prawie się rzucam w ich objęcia, bo wcześniej, przy drzwiach wyjściowych, wpadam na Dominika. Spanikowana rozglądam się za Karoliną, ale ona jest zajęta flirtowaniem z nowym ochroniarzem i nie spieszy się do wyjścia.

      Ściskam w rękach torebkę, kaprys, który kosztował całą moją wypłatę. Dominik obdarza mnie swoim filmowym uśmiechem. Podejrzewam, że bez problemu dostałby angaż w każdej reklamie. Jego postawną sylwetkę opina markowy garnitur, przy którym moja torebka wydaje się jakimś tanim badziewiem. Jest przystojny, robi karierę i wygląda na bardzo mną zainteresowanego. Przez chwilę myślę, że mogłabym spędzić z nim dziś niesamowitą noc i w końcu zmienić coś w swoim skostniałym życiu seksualnym. Po chwili jednak odrzucam ten pomysł. Pracujemy razem i później mogłoby być niezręcznie. To nie może być jednonocna przygoda, a skoro on chce czegoś więcej, a ja ciągle się waham,


Скачать книгу