Otello. William Shakespeare
Którzy dla siebie baczne strzegą serca,
A łudząc panów usługi pozorem,
Tuczą się na nich; podszywszy kieszenie,
Żyją swobodnie. Tacy mają duszę,
Do takich rzędu ja się także liczę.
Bo tak jest pewna jak to, żeś Rodrygo,
Będąc Murzynem, nie chciałbym być Jagiem.
Idąc z nim, z sobą tylko samym idę;
Niebo mi świadkiem, nie, nie dla miłości,
Choć to jest pozór, lecz dla własnych celów.
Bo kiedy moja zewnętrzna postawa
Zdradzi rodzimą formę mego serca
Znakiem wyraźnym, niezadługo potem
Własne me serce przypnę do rękawa
Na żer dla kawek. Nie jestem, czym jestem!
RODERIGO
Co za fortunę znajdzie grubowargi,
Jeśli mu jego udadzą się plany!
JAGO
Wołajże, krzyczże; ze snu rozbudź ojca;
Goń za nim w tropy, zatruj mu rozkosze;
Trąb o nim w mieście, podszczuwaj jej krewnych,
A chociaż żyje w szczęśliwym klimacie,
Dręcz go muchami; choć radość radością,
Przynajmniej tyle frasunku mu dorzuć,
Żeby choć cząstkę blasku utraciła.
RODERIGO
To dom jej ojca. Głośno go zawołam.
JAGO
Niech głos twój będzie trwożny a wrzaskliwy,
Jak kiedy w nocy, wśród ludnego miasta,
Ujrzy kto nagle płomień buchający.
RODERIGO
Hola, Brabancjo! hej, panie Brabancjo!
JAGO
Wstawaj, Brabancjo! Złodzieje! złodzieje!
Pilnuj twej córki, pilnuj twoich worków!
Wstawaj! Złodzieje!
BRABANCJO
w oknie:
Co się to ma znaczyć?
Co za przyczyna tych krzyków ulicznych?
RODERIGO
Panie, czy w domu cała twa rodzina?
JAGO
Czy drzwi zamknięte?
BRABANCJO
Dlaczego się pytasz?
JAGO
Boś okradziony; ubierz się co prędzej;
Pierś twa rozdarta, pół duszy straciłeś,
Bo teraz, teraz, stary czarny baran
Tryksa się z twoją bieluchną owieczką.
Wstawaj! Chrapiących zbudź obywateli,
Albo cię wkrótce diabeł zrobi dziadkiem.
Wstawaj! powtarzam.
BRABANCJO
Czy głowę straciłeś?
RODERIGO
Czyli znasz głos mój, przewielebny panie?
BRABANCJO
Nie znam. Kto jesteś?
RODERIGO
Jestem Roderigo.
BRABANCJO
Tym gorzej. Czym ci raz już nie powiedział,
Abyś się więcej przy mych drzwiach nie włóczył?
Wszak ci z uczciwą otwartością rzekłem,
Że ręka córki mojej nie dla ciebie.
Teraz szalony wieczerzą i winem,
Chcesz mnie, jak widzę, próżno niepokoić,
Sen mój przerywać.
RODERIGO
Panie! panie! panie!
BRABANCJO
Ale bądź pewny, dość mam jeszcze wpływu,
Aby ci z lichwą złość twoją zapłacić.
RODERIGO
Cierpliwość, panie!
BRABANCJO
Mówisz o kradzieży;
Wszak to Wenecja, dom mój nie stodoła.
RODERIGO
Panie Brabancjo, przychodzę do ciebie
W całej prostocie i szczerości ducha.
JAGO
Należysz, jak widzę, mój panie, do liczby ludzi, którzy nie chcą służyć Bogu, jeśli im diabeł to radzi. Przychodzimy oddać ci usługę, a ty, biorąc nas za łotrów, wolisz, żeby się twoja córka odstanowiła z afrykańskim ogierem; chcesz, żeby twoje wnuki rżały do ciebie; chcesz mieć rumaki za kuzynów, a za kuzynki klacze.
BRABANCJO
Kto jesteś? wyuzdany nędzniku!
JAGO
Jestem człowiek, który przychodzi powiedzieć ci, panie, że twoja córka i Murzyn robią teraz zwierzę o dwóch grzbietach.
BRABANCJO
Jesteś nędznikiem!
JAGO
A pan – senatorem!
BRABANCJO
Odpowiesz za to; znam cię, Roderigo!
RODERIGO
Za wszystko jestem gotów odpowiedzieć.
Jeśli z twą radą, mądrym zezwoleniem,
(Jak w części wierzę) piękna córko twoja,
W tej chmurnej nocy, tej późnej godzinie,
Sama, wątpliwej powierzona straży
Najemniczego wioślarza gondoli,
Biegnie w lubieżne objęcia Murzyna;
Jeśli wiesz o tym, gdyś na to zezwolił,
Wtedy, wyznaję, masz powód mnie łajać;
Lecz jeśliś dotąd o niczym