Z dala od świateł. Samantha Young
przed siebie, on zrównał się ze mną, a ja poczułam się trochę skrępowana. Zerknęłam na niego z ukosa. Chyba nie złapał go deszcz, ponieważ ubranie miał suche. Gdzie więc się schował? Kiedy śpiewałam, nie widziałam go wśród słuchaczy.
To było dziwne.
– Może wezmę od ciebie plecak?
– Nie, dziękuję. – Nikt oprócz mnie nie miał prawa dotykać moich rzeczy.
Nic nie odpowiedział, tylko przyśpieszył kroku, żeby otworzyć przede mną drzwi do restauracji. Widząc to, niemal potknęłam się z wrażenia. Już dawno nikt nie otwierał przede mną drzwi.
Starałam się zignorować miły, ciepły dreszcz, jaki wywołał we mnie ten gest, tak samo jak starałam się udawać, że nie brakuje mi niczego z dawnego życia, zanim jeszcze stałam się niewidzialna.
Hostessa przy wejściu uniosła na mój widok brew, ale nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ nieznajomy natychmiast stanął obok mnie.
Zdałam sobie sprawę, że nie znam nawet jego imienia.
– Stolik dla dwóch osób – powiedział.
– Mają państwo rezerwację? – zapytała z uśmiechem.
– Nie.
Prychnęłam, słysząc jego opryskliwy ton. Prawdziwy czaruś.
Uśmiech hostessy nieco zbladł.
– Cóż, ma pan szczęście. Jest wolny stolik. Proszę za mną. – Wzięła dwa menu i poprowadziła nas przez pełną ludzi restaurację.
Zewsząd atakowały mnie zapachy przyprawiające o skurcz żołądka: burgery, sos barbecue, keczup, piwo. Wokół panował hałas: głośne rozmowy, śmiech, szczękanie noży i widelców, drażniący brzęk talerzy. Tyle dźwięków naraz wywoływało we mnie lekką klaustrofobię. Byłam przyzwyczajona do tłumów, ale na otwartej przestrzeni. Minęły chyba wieki, odkąd ostatnio siedziałam w zamkniętym pomieszczeniu, otoczona taką liczbą obcych ludzi.
Hostessa podprowadziła nas do małego stolika, przy którym nie było miejsca na moje rzeczy. Nieznajomy dotknął jej ramienia.
– Tamten boks – powiedział, wskazując stół odseparowany przepierzeniem, gdzie z łatwością mogły się zmieścić plecak i gitara. I my oboje.
– Jest zarezerwowany.
Wyciągnął rękę i dyskretnie wsunął banknot w jej dłoń. Zerknęła w dół na pieniądze i uśmiechnęła się szeroko.
– Proszę tędy.
Pierwsza wsunęłam się za stół, położyłam gitarę na podłodze u swoich stóp, a plecak wcisnęłam w róg boksu. Przez chwilę żałowałam, że nie postawiłam go obok siebie, gdzie służyłby za barierę między mną a nieznajomym. Za późno jednak przyszło mi to do głowy. Facet już siedział obok mnie.
Jego obecność zdawała się przytłaczać wszystko inne, tak samo jak w chwilach, kiedy stał wśród słuchających mojej muzyki. Siedział na tyle blisko, że czułam ciepło bijące od jego ciała, co zaczynało mnie irytować.
Starałam się niepostrzeżenie odsunąć, kiedy przeglądał menu, ale zauważył moje manewry i spojrzał na mnie pytająco.
Nie chciałam, żeby się domyślił, jak mnie deprymuje, więc zagłębiłam się w lekturze menu i natychmiast zrobiło mi się słabo z głodu. Miałam ochotę zamówić wszystko. Dosłownie wszystko.
Siedzieliśmy w ciszy, a ja nie umiałam nic wybrać z tego nadmiaru propozycji.
– Nie zamawiaj za dużo – odezwał się nagle. – Jesteś za chuda i domyślam się, że nie nawykłaś do dużych porcji. Możesz się pochorować.
Niestety miał rację, więc kiedy zjawił się kelner, zrezygnowana zamówiłam tylko porcję ryby, a nie skrzydełka z kurczaka, nadziewane łódki ziemniaczane, nachos i żeberka, na które również miałam ochotę. Ślina napływała mi do ust.
– Może chcesz się wysuszyć, zanim przyniosą zamówienie? – zapytał nieznajomy, kiedy kelner już odszedł.
Natychmiast przeniosłam wzrok na swoją drogą gitarę.
– Nie jestem złodziejem – burknął.
– A kim właściwie jesteś? Czego chcesz?
– Najpierw się wysusz.
Skinęłam głową, ale wychodząc z boksu, zarzuciłam plecak na ramię i wzięłam gitarę. Nie ufałam nikomu. Zrozumiał, o co mi chodzi, i patrzył na mnie niemal z rozbawieniem. Teraz jeszcze mocniej ssało mnie w żołądku i czułam jeszcze większą irytację, więc prawie na niego zawarczałam, zanim skierowałam się ku toaletom.
Panika wywołana groźbą głodu mnie opuściła i wreszcie zaczęłam myśleć jaśniej. Przypomniałam sobie, że mam w plecaku suche ubranie, które dziś rano uprałam w pralni samoobsługowej. To zadziwiające, co strach potrafi zrobić z człowiekiem. Jeszcze przed chwilą zupełnie o tym nie pamiętałam. Czując ulgę, chwyciłam plik papierowych ręczników i weszłam do kabiny. Zdjęłam mokre ubranie i osuszyłam się ręcznikami. Rozkoszując się dotykiem suchych ubrań, włożyłam świeżą bieliznę, dżinsy, skarpety, T-shirt i bluzę z kapturem. Zawinęłam mokre ciuchy w płaszcz przeciwdeszczowy. Nie chciałam wkładać ich do plecaka, żeby nie zamoczyły reszty moich skarpetek i bielizny oraz książek. Chociaż bez kapelusza czułam się naga, wsunęłam go do kieszeni plecaka.
Kiedy wróciłam na salę, umieściłam złożone mokre ubrania obok siebie na ławce, uważając, żeby bielizna nie leżała na widoku.
Unikając wzroku nieznajomego, sięgnęłam po zamówioną niskokaloryczną colę i napawałam się jej smakiem. W trasie potrzebowałam wiele energii, więc dobrze się odżywiałam i piłam dużo wody. Napoje gazowane były nieczęstym przysmakiem. Coli nie piłam od wielu miesięcy, więc teraz smakowała wspaniale.
– Przepraszam – usłyszałam głos swojego towarzysza i podniosłam wzrok. Gestem ręki wzywał przechodzącą kelnerkę. – Znajdzie pani może jakąś torbę?
– Torbę? – zdziwiła się.
– Tak. Papierową. Albo plastikową. Reklamówkę.
– Yyy… Zaraz sprawdzę.
Teraz z kolei ja spojrzałam na niego pytająco, ale nie zwrócił na to uwagi. Sączył wodę i rozglądał się po restauracji, jakby ta sytuacja nie była dziwna i niezręczna. Miał niewielki garbek na nosie, wysokie kości policzkowe, szczękę wyraźnie zarysowaną i kanciastą. Ogólnie rzecz biorąc, z profilu przypominał jastrzębia, był bardzo męski, surowy i onieśmielający. A ja czułam się jak ofiara, która w idiotyczny sposób dała się upolować.
Mimo wszystko miałam poczucie, że naprawdę nie ma wobec mnie seksualnych zamiarów.
Spojrzałam na niego śmiało, oczekując wyjaśnień.
Siedział niewzruszony i mnie ignorował, dopóki kelnerka nie przyniosła nam plastikowej torby.
– Czy taka wystarczy? – zapytała.
– Tak. Dziękuję – odparł.
Podał mi ją, patrząc na mnie tymi swoimi oczami, które bardziej pasowałyby do uroczego uwodziciela.
– Na twoje ubrania.
Aha.
To był miły gest, zupełnie niepasujący do reszty jego zachowania, więc moja podejrzliwość wzrosła. Wzięłam jednak torbę, włożyłam do niej mokre ciuchy i schowałam w niewidoczne miejsce.
– Czego ty, u diabła, chcesz? – zapytałam