Prawda przychodzi nieproszona. Magdalena Majcher

Prawda przychodzi nieproszona - Magdalena Majcher


Скачать книгу
będziemy jeść kolację – bąknęła Magdalena, mocniej ściskając w dłoni telefon.

      – No, ale przecież ja nie po to dzwonię… Wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?

      Magdalena odchrząknęła nerwowo.

      – Nie kojarzę.

      – Ech, no jak możesz nie wiedzieć! Dzisiaj są urodziny twojej mamy.

      W słuchawce zapadła cisza. Magdalena nie wiedziała, jak mogłaby skomentować słowa babci. To nie tak, że zapomniała o mamie. Oczywiście, że nie. Do dziś odczuwała bolesne skutki jej braku. Śmierć matki bezpowrotnie zmieniła jej życie. Uczyniła innym człowiekiem, odebrała szansę na normalne dzieciństwo i dorastanie nienaznaczone traumą. Była zbyt mała, żeby pamiętać mamę. W jej głowie pozostały jedynie urywki wspomnień i obraz skrzętnie utrwalany przez babcię. W świadomości Magdaleny matka była przede wszystkim brakiem, którego nikt nie wypełnił. Nie obudziła się więc tego dnia z myślą, że dziś są urodziny jej mamy, bo nigdy w pełni ich nie świętowała. Izabela odeszła, zanim Magdalena zdążyła utożsamić ten dzień z jej świętem.

      Zofia, niezrażona milczeniem wnuczki, ciągnęła:

      – Byłam na jej grobie. Na tym zdjęciu jest taka piękna, uśmiechnięta, zadowolona z życia! Próbowałam sobie wyobrazić, jak wyglądałaby dziś, jako dojrzała kobieta, ale wiesz, nie potrafię… Po prostu nie potrafię! Dla mnie zawsze będzie miała trzydzieści lat. Popłakałam sobie nad jej grobem, powspominałam. Ona byłaby z ciebie taka dumna! Taka dumna! Sama daleko by zaszła, gdyby nie małżeństwo. – Ton głosu babci uległ zmianie. Zawsze tak było, kiedy mówiła o ojcu Magdaleny. – Zamknął ją w domu jak w jakiejś klatce, jeśli chcesz znać moje zdanie. Nigdy nie potrafił jej docenić, dla niego była tylko sprzątaczką, praczką i kucharką, a przecież ona była taka mądra, ta moja córka, taka mądra!

      – Byłaś na cmentarzu razem z dziadkiem? Jak on się czuje? Kontroluje tę zaćmę? – Magdalena potrzebowała zmienić temat, bo czuła, że zaraz się udusi.

      – Znasz go. Jak go wyślę do okulisty, to pójdzie. Ale żeby tak sam z siebie… Byliśmy razem, bo potrzebowałam jego pomocy przy niesieniu zniczy. Jak już się wybrałam na cmentarz, to obskoczyłam bliższą i dalszą rodzinę, sąsiadów, znajomych.

      – To dobrze, babciu.

      – Zapaliłam też znicz od ciebie. – Głos Zofii stawał się coraz bardziej natarczywy. – Kto to widział, żeby córka nie odwiedzała grobu matki, nie tak cię wychowałam, nie tak… Kiedy przyjedziesz?

      – Niedługo – odpowiedziała Magdalena dla świętego spokoju. – Może wyślę ci pieniądze za kwiaty i znicze?

      – Nie trzeba – odparła urażona babcia. – Bardziej bym się ucieszyła, jakbyś w końcu nas odwiedziła.

      – Babciu, przyjadę, obiecuję. A teraz muszę już kończyć. Zadzwonię do ciebie w najbliższym czasie, dobrze?

      Zofia westchnęła przeciągle.

      – Dobrze. Ale chcę żebyś wiedziała, że nie podoba mi się to, jak traktujesz rodzinę!

      Magdalena udała, że nie słyszy ostatniej uwagi, pożegnała się i rozłączyła. Babcia zawsze taka była. Mówiła wprost o sprawach, które Magdalena wolała zamieść pod dywan. Może też dlatego wyjechała i tak rzadko wracała. Wciąż miała w pamięci tę pierwszą wizytę z Michałem. Pojechali do Wąsewa już po zaręczynach. Magdalena najchętniej w ogóle nie zabierałaby ukochanego w rodzinne strony, ale ten uparł się, żeby poznać jej dziadków. Dla niego to było ważne, dla niej nieistotne, czego nie potrafił zrozumieć. Przecież to byli ludzie, którzy ją wychowali, a on miał zostać jej mężem! Jak mogliby się nie poznać? Zofia i Edward też bardzo liczyli na tę wizytę. Chcieli się dowiedzieć, kogo ich wnuczka wybrała na towarzysza życia. W głębi serca Magdalena liczyła na ich akceptację, ale nie to było najważniejsze. Liczyło się tylko to, aby Michał nie poznał prawdy, a przecież w Wąsewie mógłby się jej dowiedzieć od kogokolwiek, pierwszego lepszego przechodnia. Dziadków przekabaciła, raczej nie powinni nic powiedzieć. Nie specjalnie, ale nie mogła mieć pewności, że Zofia nie chlapnie czegoś przypadkiem, bo mówiła stanowczo zbyt dużo.

      Usłyszała za sobą kroki tłumione przez dywan. Michał zatrzymał się tuż za nią. Odwróciła się i spojrzała w górę, prosto w jego ciemne oczy. Pełne ciepła, ale też troski. Włożyła telefon do kieszeni i delikatnie się do niego uśmiechnęła. Wsunęła palce w jego włosy, które przerzedziły się od momentu, kiedy go poznała, ale wcale nie podobał jej się mniej.

      – Babcia? – domyślił się Michał.

      Skinęła głową.

      – Tak. Dzisiaj są… byłyby urodziny mojej mamy. Ona nadal bardzo cierpi. To znaczy babcia. W sumie nie ma się czemu dziwić. Straciła jedyne dziecko…

      – Nie tylko ona cierpi – zasugerował Michał, wbijając w nią wyczekujące spojrzenie.

      Magdalena przygryzła wargę i spuściła głowę.

      – Nie rozmawiajmy o tym, proszę. Nie mam na to siły.

      – Martwię się o ciebie. Zastanawiam się, ile jeszcze musi się wydarzyć, żebyś w końcu przyznała, że potrzebujesz pomocy?

      Poczuła, jak w jednej sekundzie uchodzi z niej całe powietrze.

      – Przecież byłam u lekarza – bąknęła, uznając rozmowę za skończoną.

      Przeszła do kuchni, gdzie przygotowywała kolację, zanim zadzwonił telefon. Nie spodziewała się, że Michał odpuści, choć miała na to cichą nadzieję. On jednak podążył za nią.

      – Taa, u lekarza rodzinnego. Myślisz, że xanax załatwi sprawę? Zresztą, ostatnio już nie chciał ci przepisać tabletek, bo uznał, że nie jest w stanie ci pomóc.

      Magdalena skuliła się w sobie. Nie powiedziała mężowi, że kiedy doktor odmówił jej wystawienia recepty, znalazła innego, który przepisał jej lek. Tajemnice, tajemnice. Zresztą nosiła xanax w torebce tylko na wszelki wypadek. Starała się go nie zażywać zbyt często, bo był silnie uzależniający, ale świadomość, że w razie potrzeby ma tabletki w zasięgu ręki, pomagała.

      – Czyli co, twoim zdaniem, powinnam zrobić? Mam wymagającą pracę. Przypuszczam, że jeśli zacznę się leczyć psychiatrycznie, nikt w firmie nie będzie mnie traktował poważnie.

      – Daj spokój! – Michał sapnął ze zniecierpliwieniem. – To nie średniowiecze! Poza tym nie musisz się nikomu chwalić, że się leczysz. Potrzebujesz terapii. Może zacznij od tego?

      Magdalena zbyt energicznie odstawiła garnek na blat. Narobiła przy tym sporego hałasu. Obojętnie wyminęła męża i ruszyła schodami do sypialni. Straciła całą ochotę na gotowanie.

      Rozdział 3

      Magdalena pociągnęła solidny łyk kawy. Była na nogach od świtu i nie zapowiadało się na to, żeby ten dzień miał się szybko skończyć. Targi branżowe, od kilku lat organizowane w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach, były doskonałą okazją do nawiązania nowych kontaktów handlowych, z której prezesostwo ochoczo korzystało. Jak na złość jedna z tłumaczek leżała w łóżku z trzydziestodziewięciostopniową gorączką, więc musiały radzić sobie we dwie. Angelika była o kilka lat młodsza od Magdaleny i miała spore aspiracje, żeby zostać numerem jeden w firmie. Nie lubiła Magdaleny i nigdy nie ukrywała tej niechęci. Magdalenie nie zależało na sympatii ludzi, uważała jednak, że powinno się zachować choć poprawne stosunki ze współpracownikami, dlatego nie odpowiadała na zaczepki Angeliki, choć Bóg jej świadkiem,


Скачать книгу