Śledztwo kapitana Brethertona. Annie Burrows
ale przede wszystkim dlatego, że był naturalnym liderem. Tak samo było z nim: przezwisko Atlas zawdzięczał nie tylko temu, że był wyższy i silniejszy od kolegów, ale także dlatego, że dźwigał ciężary za tych, którzy byli na to za słabi. No i wreszcie Becconsall, trzeci z ich paczki, zwany był Ulissesem dla swego sprytu i inteligencji.
Już nigdy więcej Harry nie nawiązał takich przyjaźni jak te, które wyniósł ze szkoły, w której był przecież stosunkowo krótko.
– Uwiedzenie naiwnej dziewicy nie wydaje się czymś szczególnie niebezpiecznym.
– Odwiedziny u starej kuzynki też nie wydawały się czymś niebezpiecznym, kiedy pozwoliłem na nie Archiemu, prawda? Tyle że w Dorset jest ktoś, kto potrafił zaplanować kradzież kosztowności tak sprytnie, że w kilku wypadkach odkryto ją dopiero po latach. Ten ktoś miał też koneksje, które umożliwiały mu wprowadzenie złodziejek do domów bogatych członków socjety w przebraniu pokojówek. Jest to osoba bezwzględna, pozbawiona wszelkich skrupułów i gotowa popełnić zbrodnię, byle tylko ukryć swoje przestępstwa. By skutecznie stawić mu czoło, potrzebujemy kogoś, kto jest tak samo sprytny jak on i równie bezwzględny.
– Zadeklarowałem już gotowość wykonania tego zadania bez względu na to, czego będzie ono ode mnie wymagało. Nawet gdyby chodziło o uwiedzenie dziewicy. Mówiąc szczerze, obojętne, kogo wybraliście na ofiarę, z pewnością wyjdzie na tym lepiej, jeśli będzie miała do czynienia ze mną niż z rozpustnikami Thurnhamem czy Natebym.
Rawcliffe przyglądał się Harry’emu przez chwilę. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć, ale Harry wiedział, że jest to tylko maska mająca na celu ukrycie tego, co przyjaciel naprawdę myśli.
– A co do Archiego – podjął Harry – to był on nie tylko cywilem, ale i uczonym. Nie znał się na oszustach i łajdakach. Ja, przeciwnie, mam nie tylko doświadczenie w walce, ale też przebywałem wśród najgorszych kryminalistów na świecie. Ludzi, którzy woleli służyć w marynarce, niż skończyć na szubienicy.
– Wiedziałem, co robię, szukając kandydatów do wypełnienia tej misji wśród marynarzy, bo obycie z łodziami może się okazać przydatne.
Serce Harry’ego zabiło szybciej.
– No właśnie – powiedział. – A do tego jeszcze możesz mieć do mnie całkowite zaufanie, odwrotnie niż do tamtych trzech. Trudno byłoby liczyć na ich gorliwość i oddanie sprawie.
– Ale przecież ty nie jesteś jeszcze zdolny do aktywnego działania, a gdyby doszło do walki…
– Jestem znacznie silniejszy, niż byłem. Silniejszy z każdym dniem. A poza tym chyba lepiej dla sprawy, żeby nasz nieprzyjaciel mnie nie doceniał.
Chłodne, szare oczy Rawcliffe’ a wyraźnie się zwęziły.
– Twoja obecna kondycja fizyczna może się w pewnym sensie okazać zaletą. Może stanowić dobry pretekst dla twojej obecności w Bath, gdzie aktualnie przebywa rzeczona dama, tak ważna dla naszego dochodzenia.
Harry oparł się wygodnie w fotelu.
– Słuchaj, powiedz mi wreszcie, na czym polega ten wasz plan, który wypichciliście z Ulissesem. Wtedy będę mógł sam zdecydować, czy się nadaję do tego, żeby go wypełnić. Czy jednak nie.
Rozdział drugi
Lizzie wzięła z rąk stewarda kubek wody i szybko odeszła. Tego ranka w pijalni panował tłok i musiała stać w kolejce całe wieki. A przynajmniej tak się wydawało dziadkowi. Znając go, wiedziała, że czekając na nią, walił laską w podłogę i z każdą chwilą wzbierała w nim złość.
Lecz kiedy mu już przyniosła codzienną porcję wody, która ponoć leczyła podagrę, nagle przestało mu się śpieszyć. Ale cóż, trwał sezon i nie brakowało znajomych. Po wypiciu kubka cudownej wody gawędził jeszcze długo z przyjaciółmi, ona zaś stała nieruchomo jak mumia za jego fotelem przy kominku, żeby jej nie zarzucił, że się kręci.
Jednak już tak bardzo się nie denerwował, gdy dotarło do niego, że wykonała swoje zadanie najszybciej, jak tylko mogła.
Kiedy wydostała się z tłumu tłoczącego się wokół pompy, zawadziła ramieniem o coś, co przypominało mur z cegły. I to coś zawołało:
– Och!
Jednocześnie usłyszała brzęk rozbijającego się o podłogę kubka.
– O mój Boże… – powiedziała, odwracając się, by przeprosić to coś, czy raczej tego kogoś, na kogo wpadła, i natrafiła wzrokiem na podbródek o bardzo zdecydowanej linii. Nad nim rysowały się pełne usta i obsypany piegami kartoflowaty nos. A na koniec dostrzegła parę najbardziej niebieskich i najsmutniejszych oczu, jakie kiedykolwiek widziała.
– Bardzo przepraszam – powiedziała, nie wiadomo dlaczego oblewając się pąsem. Tak często wpadała na coś czy na kogoś, że powinna już do tego przywyknąć. Tyle że ten mężczyzna był bardzo wysoki i potężnie zbudowany. Po tak impetycznym zderzeniu z nią każdy poleciałby do tyłu albo nawet się przewrócił.
A ten mężczyzna nawet nie drgnął.
Co znaczyło, że stoją o wiele za blisko siebie.
Zrobiła szybki krok do tyłu i jego rysy natychmiast się rozpłynęły, tworząc jasny owal zwieńczony czarną, porządnie przystrzyżoną czupryną.
– Pański kubek… – zaczęła zawstydzona. Nie było sensu próbować zbierać skorupek, których i tak by nie dostrzegła. Miała na to za słaby wzrok. – Zaraz przyniosę panu następny…
Kiedy chciała ruszyć po kubek, poczuła na łokciu uchwyt siłą podobny do imadła.
– W żadnym razie… – rzekł potężny mężczyzna stanowczym tonem. – To znaczy chciałem powiedzieć – dodał już znacznie łagodniejszym tonem – że nie musi mi pani przynosić żadnego kubka. Absolutnie nie ma potrzeby.
– Ale ja…
– Nie – powtórzył zdecydowanie, a następnie nachylił się do niej i wyszeptał: – Uratowała mnie pani przed czymś strasznym. Błagam, niech pani nie psuje swego dobrego uczynku.
– Czymś strasznym… mojego… czego?
– Wiem, że ta woda ma dobrze działać na zdrowie, ale… – Wzruszył ramionami szerokimi jak kominek.
– Och – powiedziała. Lub raczej westchnęła.
– Czy zechciałaby pani zdradzić mi swoje imię? Żebym mógł okazać wdzięczność za wybawienie?
Później nie była pewna, czy sprawiła to aluzja do Biblii, czy żartobliwy ton nieznajomego, w każdym razie uznała, że się ośmiesza, stojąc tak blisko mężczyzny i czując… właściwie nie bardzo wiedziała, co czuje. Tyle tylko, że nigdy do tej pory nie czuła nic podobnego.
A zresztą obojętne, co za jego sprawą czuła. Po prostu nie powinna mu pozwolić trzymać się za łokieć w tak władczy sposób.
Zadarła brodę… i jednak zrezygnowała z wszelkich złośliwości. Ten człowiek okazał jej wyrozumiałość, więc w zamian chyba powinna mu wybaczyć obcesowe zachowanie.
– Mam na imię… – Nie, nie może tak po prostu wyjawić mu swojego imienia. To by nie miało sensu. Skąd ma wiedzieć, kim jest ten człowiek?
– Mam przyjemność z panną…? – podsunął jej.
Powinna cofnąć się, odsunąć od niego. Ale dlaczego tego robi?
– Nikt – dopowiedziała.
– Panna Nikt? – Jego ciemne brwi podjechały do góry. – Jest pani pewna? – Otaksował