Jajecznica Kolumba. Paweł Wakuła

Jajecznica Kolumba - Paweł Wakuła


Скачать книгу
on nie mógł z tą Ewą wytrzymać?

      – No wiesz! Jak możesz! – oburzyła się mama.

      – Jak było, tak było – wtrącił szybko dziadek. – W każdym razie między 160 a 80 tysięcami lat temu nastąpiło pożegnanie z Afryką – wskazał palcem miejsce na mapie. – Potomkowie Ewy przedostali się na Bliski Wschód3, a tu ich droga rozwidlała się. Jedni poszli w prawo, aby przez południową Azję dotrzeć do Australii, a drudzy ruszyli na lewo, do Europy, północnej Azji i dalej do Ameryki Północnej. Rzecz jasna, ta wędrówka trwała tysiące lat i była udziałem wielu pokoleń naszych przodków!

      – A do tego odbywała się zupełnie za darmo – westchnął żałośnie tata. – Nikt wówczas nie myślał o tym, ile kosztuje przelot samolotem i łóżko w hotelu, czy lepiej wybrać ofertę last minute, czy też all inclusive, albo jaki jest aktualny kurs wymiany walut…

      – Nie zazdrość im – ofuknęła go mama. – Po drodze spotykali jaskiniowe niedźwiedzie i szablozębne tygrysy, a one były bardziej natarczywe niż białe miśki na Krupówkach.

      – Dziadku, ale właściwie po co ludzie wyruszyli w tę wędrówkę? – spytałem.

      Dziadek w zadumie pogłaskał mnie po głowie.

      – Hm… Kto to wie? – mruknął wreszcie. – Może szukali lepszych terenów łowieckich? Albo zachęcił ich ocieplający się klimat? A może po prostu byli ciekawi, co znajduje się po drugiej stronie wzgórza? Jedno jest pewne – wyruszyli nieliczni, najdzielniejsi z dzielnych. To było strasznie dawno temu, ale tak już pozostało na zawsze. Od tysięcy lat rodzą się niezwykłe jednostki, którym nie wystarcza ciepło domowego ogniska, to, co zwyczajne i powszednie. Śmiałkowie ciekawi świata i gotowi na największe wyrzeczenia, żeby tę ciekawość zaspokoić. Wyruszają w podróż, bo chcą sprawdzić, co jest za horyzontem, pokonują góry, pustynie i oceany… Ryzykują życiem i czasem je tracą, ale nigdy się nie poddają!

      – Pięknie powiedziane – uśmiechnęła się mama.

      Dziadek zarumienił się.

      – Nie lubię patosu, ale taka jest prawda. O podobnych ludziach filozofowie i poeci mówią homo viator, czyli „człowiek wędrowiec”. Oni wyruszają w podróż, nie tylko żeby poznać świat, ale także samego siebie, żeby zbliżyć się do Boga i zrozumieć sens ludzkiego życia, które jest przecież wędrówką w nieznane, od narodzin aż do śmierci.

      Mama otarła łzę, a tata mruknął:

      – Śmiejcie się, śmiejcie, dobrze wiem, że ze mnie żaden homo viator… Co najwyżej homo gypsum!

      Rozdział 2

      Lista zakupów

      Hannon i Himilkon

      W sobotę rano mama sięgnęła do portmonetki i wyjęła z niej banknot.

      – Kuba, skocz do sklepu po dziesięć jaj, masło i chleb… Aha! Weź jeszcze kilogram pomidorów i twaróg… Czekaj, zapiszę ci to wszystko na kartce…

      – Oho! – mruknął dziadek. – Zapowiada się niezła wycieczka. Wróć jeszcze w tym roku, bo w brzuchu mi burczy!

      Tata zmarszczył brwi.

      – Co ojciec ma na myśli?

      – Jak już mówiłem, do wyruszenia w drogę wystarczy ciekawość tego, co znajduje się po drugiej stronie wzgórza – odparł dziadek. – Ale znacznie częściej powodem jest długa lista zakupów! Nieprzypadkowo pierwszymi wielkimi podróżnikami byli ci sami ludzie, którzy wymyślili alfabet i pieniądze.

      – Fenicjanie! – przypomniała sobie mama.

      – Dokładnie. Był to naród wielkich żeglarzy i kupców zamieszkujących wybrzeże dzisiejszych Syrii i Libanu. Ze swoich państw-miast udawali się w dalekie morskie wędrówki, których celem był handel. Wszystkich chętnych zaopatrywali w kość słoniową, wyroby ze szkła, wino, niewolników i tkaniny barwione purpurą. Na te ostatnie mieli monopol, bo tylko oni znali tajemnicę ich wyrobu, specjalny barwnik uzyskiwali z żyjących w Morzu Śródziemnym ślimaków4.

      – Można powiedzieć, że specjalizowali się w towarach luksusowych – zauważył tata.

      Dziadek skinął głową.

      – Już w Biblii jest wzmianka o tym, jak król Salomon namówił władcę fenickiego Tyru, Hirama, do zbudowania portu na wybrzeżu Morza Czerwonego i wysłania wielkiej wyprawy do tajemniczych krain Ofir i Tarszisz. Okręty Hirama przywoziły stamtąd tylko najcenniejsze towary: srebro, złoto, kość słoniową, szlachetne kamienie i drzewo sandałowe…

      – Zaraz, zaraz… – tata wodził nosem po mapie. – Trochę jeszcze pamiętam z lekcji geografii… Ale gdzie są Ofir i Tarszisz?

      Dziadek wzruszył ramionami.

      – Tego nikt nie wie. Jedni badacze wskazują na dzisiejszy Jemen, inni na Somalię, a są i tacy, którzy twierdzą, że okręty Hirama kursowały aż do Indii. W Biblii jest napisane, że co trzy lata dostarczały Salomonowi z Tarszisz małpy i pawie, a jak wiadomo…

      – Pawie żyją w Indiach! – dopowiedziała mama.

      Tata poprawił swoją zagipsowaną nogę.

      – Czy to znaczy, że Fenicjanie wyruszali na kraniec świata tylko z powodu chciwości?

      – Na pewno handel był głównym impulsem – przyznał dziadek. – Ale w głębi serca musieli odczuwać ciekawość tego, co znajduje się po drugiej stronie wzgórza. Jak inaczej wytłumaczyć ich największy wyczyn? Około 600 roku p.n.e. egipski faraon Necho II zlecił im ambitne zadanie: opłynięcie Afryki dokoła. Podobno wyruszyli z portu nad Morzem Czerwonym i skierowali się na południe, trzymając się wschodnich wybrzeży Czarnego Lądu. Za dnia żeglowali, w nocy schodzili na brzeg i rozpalali ogniska. Zapewne z trwogą nasłuchiwali wówczas odgłosów dochodzących z ciemności. Czasem dobiegało ich ryczenie lwa albo chichot hieny, kiedy indziej gniewne parskanie lamparta. Spotykali też tubylców i pewnie nie wszyscy byli nastawieni przyjaźnie, niejedna strzała albo oszczep wyleciały w ich kierunku z gęstwiny, ale mimo to nie zawrócili. Mniej więcej w połowie podróży dotarli do charakterystycznej góry, która kształtem przypominała leżącego lwa. Dopiero dwa tysiące lat później ujrzał ją pierwszy Europejczyk, portugalski żeglarz Bartolomeu Dias. Dziś to miejsce nosi nazwę Przylądka Dobrej Nadziei, a jego szczyt to słynna Góra Stołowa.

      – Hola! Hola! Nie tak prędko! – oburzyła się mama, widząc, że ja i tata wyrywamy sobie mapę z rąk.

      – Dopłynęli na południowy kraniec Afryki! – zawołał z satysfakcją tata. – Zuchy!

      Dziadek spojrzał na nas z uśmiechem i mówił dalej:

      – W tym miejscu Fenicjanie postanowili zatrzymać się na dłużej, wysiali jęczmień i bób i poczekali na zbiory. Mieli wówczas okazję przyjrzeć się uważnie niezwykłemu zjawisku: oto wędrując na zachód, mieli słońce po swojej prawej stronie! Sto lat później opisujący ich podróż grecki historyk Herodot uzna ten fragment relacji za kłamstwo. Człowiekowi mieszkającemu na półkuli północnej wydawało się to niedorzecznością! Dopiero Portugalczycy, którzy w czasach nowożytnych jako pierwsi przekroczyli równik, mogli potwierdzić ich słowa.

      – Dziadku, ale oni nie zostali w Afryce? Popłynęli dalej? – spytałem.

      – A jakże! Ruszyli znowu na północ, tym razem wzdłuż zachodniego brzegu kontynentu. Po trwającej trzy lata wędrówce wreszcie minęli Słupy Herkulesa i znaleźli się na Morzu Śródziemnym! To był naprawdę niezwykły wyczyn!

      – Słupy Herkulesa?


Скачать книгу

<p>3</p>

Bliski Wschód – rejon geograficzny na styku Afryki, Europy i Azji.

<p>4</p>

Ślimaki z gatunku purpura haemastoma były wykorzystywane do tego celu przez całą starożytność.