Papierowa dziewczyna. Guillaume Musso

Papierowa dziewczyna - Guillaume Musso


Скачать книгу
otworzył usta, żeby mi odpowiedzieć, ale nagle jakby zdał sobie sprawę z nieodwołalności mojej decyzji i jego twarz zamarła. Będzie musiał powiedzieć mi prawdę…

      – Tom, chodzi o coś innego. Mamy prawdziwy problem.

      – Jaki?

      – Chodzi o umowy.

      – Jakie umowy?

      – Te, które podpisaliśmy z Doubledayem i wydawcami zagranicznymi. Dostaliśmy od wszystkich ogromne zaliczki, pod warunkiem że dotrzymasz terminów.

      – Nigdy nic takiego nie podpisywałem.

      – Ja obiecałem to w twoim imieniu, a umów może nie przeczytałeś, ale je podpisałeś.

      Nalałem sobie wody. Ta rozmowa nagle przestała mi się podobać. Od początku przydzieliliśmy sobie role: Milo zajmował się biznesem, ja pisaniem. Do tej pory to działało doskonale.

      – Przesunęliśmy datę wydania książki już wiele razy. Jeśli nie skończysz do grudnia, będziemy musieli zapłacić wysoką karę.

      – Pozwracaj zaliczki.

      – To nie takie proste.

      – Dlaczego?

      – Bo wydaliśmy je.

      – Jak to?

      Zirytowany Milo potrząsnął głową.

      – Mam ci przypomnieć, ile kosztował twój dom? A ile ten brylantowy pierścionek, który kupiłeś Aurore i którego ci nie oddała?

      Ależ jest bezczelny! – pomyślałem.

      – O czym ty mówisz? Dobrze wiem, ile zarobiłem i na co mogę sobie pozwolić!

      Milo spuścił głowę. Na czoło wystąpiły mu krople potu. Zacisnął wargi, a jego twarz, przed chwilą tak pełna entuzjazmu, pociemniała.

      – Tom… Wszystko straciłem.

      – Co straciłeś?

      – Twoją forsę. I moją.

      – Co ty opowiadasz?

      – Prawie wszystko ulokowałem w funduszach Madoffa…

      – Chyba żartujesz!

      Ale on nie żartował.

      – Wszyscy dali się wpuścić w ten kanał – powiedział zmartwiony. – Wielkie banki, adwokaci, politycy, artyści… Spielberg, Malkovich, a nawet Elie Wiesel inwestowali w Madoffa!

      – Ile mi zostało oprócz domu?

      – Tom, hipoteka domu jest zadłużona od trzech miesięcy. Szczerze mówiąc, nie masz już nawet na zapłacenie podatku gruntowego.

      – Ale… A twój samochód? Przecież on jest wart ponad milion dolarów!

      – Dwa miliony. Ale od miesiąca muszę parkować u sąsiadki, żeby mi go nie zabrali.

      Milczałem, zdumiony nagłym obrotem spraw. Po chwili coś wpadło mi do głowy.

      – Nie wierzę ci! Wymyślasz to wszystko, żeby mnie zmobilizować do pracy!

      – Niestety, nie.

      Teraz ja chwyciłem za komórkę, żeby zadzwonić do doradcy finansowego, który płacił moje podatki i miał dojście do moich wszystkich kont. Potwierdził on, że nie mam nic w banku, ale powiedział, że od tygodni starał się mnie o tym uprzedzić, wysyłając listy polecone i zostawiając wiadomości na automatycznej sekretarce. Niestety, nie reagowałem. Boże, od kiedy nie sprawdzałem poczty i nie odbierałem telefonów?

      Kiedy doszedłem do siebie, byłem już zupełnie spokojny, nie miałem nawet ochoty rzucić się na Mila i dać mu w pysk. Ogarnęło mnie znużenie.

      – Posłuchaj, Tom, byliśmy już w dużo gorszych opałach i jakoś z nich wyszliśmy – ośmielił się powiedzieć ten dupek.

      – Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co narobiłeś?

      – Dasz radę wszystko naprawić! – zapewnił mnie przyjaciel. – Wystarczy, że ukończysz powieść w terminie, i wygrzebiemy się z kłopotów.

      – Jak to sobie wyobrażasz? Mam napisać pięćset stron w trzy miesiące?

      – Wiem, że już coś tam masz…

      Zakryłem twarz rękami. Milo najwyraźniej nie rozumiał mego stanu wewnętrznej niemocy.

      – Od godziny staram się ci wytłumaczyć, że nie mogę nic napisać, mój umysł nie działa, jestem jak wyschnięty strumień. Problem z forsą nic tu nie zmieni! Jestem skończony!

      – Przecież zawsze mi mówiłeś, że pisanie jest ci niezbędne dla utrzymania równowagi i zdrowia psychicznego – nie ustępował Milo.

      – A więc myliłem się. Jestem wykończony nie dlatego, że przestałem pisać, ale z powodu utraty miłości.

      – Uświadamiasz sobie przynajmniej, że niszczysz się dla czegoś, co nie istnieje? – drążył Milo.

      – Miłość nie istnieje?

      – Miłość z pewnością istnieje. Ale ty ciągle wierzysz w istnienie bratniej duszy. Tak jakby było możliwe, że każdy ma swoją idealnie dopasowaną do siebie drugą połowę…

      – Bo według ciebie to idiotyczne wierzyć, że gdzieś tam jest ktoś zdolny nas uszczęśliwić, ktoś, z kim miałoby się ochotę wspólnie zestarzeć?

      – Nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że według ciebie na całej planecie Ziemi jest tylko jedna istota zdolna nas uszczęśliwić, tak jakbyśmy zgubili kiedyś połowę swojego ciała i duszy i musieli ją odnaleźć.

      – Zwracam twoją uwagę na to, że dokładnie tak twierdzi Arystofanes w Uczcie Platona.

      – Może, ale ten twój Arysto coś tam z tym swoim Planktonem nigdzie nie piszą, że to Aurore jest twoją brakującą połową. Wierz mi, zapomnij o tym. Mitologia sprawdza się może w twoich powieściach, ale rzeczywistość jest zupełnie inna.

      – Faktycznie, w rzeczywistości mój najlepszy przyjaciel nie tylko mnie rujnuje, ale jeszcze mnie poucza! – rzuciłem, wstając od stołu.

      Milo również wstał. Wyglądał na zrozpaczonego. W takim momencie dałbym wszystko, aby wróciło moje dawne natchnienie.

      – Więc nie masz najmniejszego zamiaru zabrać się do pisania?

      – Nie. I nic na to nie poradzisz. Napisać książkę to nie to samo co wyprodukować samochód albo proszek do prania! – warknąłem zirytowany, opuszczając restaurację.

      Kiedy znalazłem się na dworze, parkingowy wręczył mi kluczyki do bugatti Mila. Usiadłem za kierownicą tego bolidu, przekręciłem kluczyk i wrzuciłem jedynkę. Skórzane siedzenia pachniały odurzająco mandarynką, a deska rozdzielcza z polerowanego aluminium spowodowała, że poczułem się jak na pokładzie statku kosmicznego.

      Siła przyspieszenia wbiła mnie w fotel. Opony zostawiały ślad na asfalcie, a ja widziałem w lusterku, jak Milo goni mnie, miotając przekleństwa.

      5

      Strzępy raju

      Piekło istnieje i wiem teraz, że dlatego jest straszne, iż są to strzępy raju.

      Alec Covin

      – Zwracam ci twoje narzędzie, będziesz je mogła oddać właścicielowi – powiedział Milo, wręczając Carole pożyczony od niej łom.

      – To własność stanu Kalifornia – odpowiedziała młoda policjantka, wkładając łom do bagażnika swego


Скачать книгу