Córka gliniarza. Kristen Ashley

Córka gliniarza - Kristen Ashley


Скачать книгу

      Potem musnął moje wargi swoimi, a ja uznałam to za kolejne pół pocałunku, co w sumie dawało cztery. Cztery pocałunki z Lee, i to jednego dnia.

      – To są wredni goście. Mogą wyglądać jak durnie, ale nie będą mili – ostrzegł. – Lepiej z nimi nie zadzierać.

      – Bali się ciebie – zauważyłam.

      – I pewnie to cię przed nimi ochroniło. Ale chyba nie jestem w stanie ochronić ciebie przed tobą samą. Co twoim zdaniem robiłaś?

      – Szukałam Rosiego.

      – Myślałem, że ja go szukam.

      – Gdybym znalazła go pierwsza, nic nie byłabym ci winna.

      – A teraz jesteś mi winna za dzisiejsze popołudnie.

      – Specjalnie się nie wysiliłeś, po prostu wszedłeś i mnie stamtąd zabrałeś. Powiedzmy, że wiszę ci za to blachę ciasteczek. – Zacisnął usta, a ja szybko zmieniłam temat. – Proszę cię, zawieź mnie do domu.

      Pokręcił głową i patrzył na mnie przez chwilę.

      – Zostaw sprawę Rosiego mnie – zażądał.

      Nie odpowiedziałam. No wiem, że przeszłam przez strzelaninę, rażenie paralizatorem i porwanie – i pewnie każdy rozsądny człowiek by się wycofał. Ale nie ja. Ja miałam teraz misję. Byłam gotowa znaleźć Rosiego, wklepać mu, oddać diamenty Terry’emu Wilcoxowi, a następnie przenieść się do Bangladeszu, żeby zniknąć z oczu Lee i być może również Coxy’emu.

      – Nie podoba mi się to, co widzę – oznajmił Lee. – Wyglądasz jak wtedy, gdy tata zabronił ci jechać do Vegas na koncert Whitesnake.

      No i co. To był świetny koncert i wart miesięcznego szlabanu, który dostałam po powrocie.

      Lee przyciągnął mnie do siebie, bardzo, bardzo blisko.

      – Lepiej żebyś była warta kłopotów, które ściągasz – powiedział miękko, jego wargi znalazły się tuż przy moich.

      Czułam, jak brązowe oczy mnie hipnotyzują.

      – Jestem warta – szepnęłam.

      Cholera ciężka! Straciłam kontrolę i zaczęłam z nim flirtować?

      Lekko odchyliłam głowę i oblizałam wargi, mój język dotknął jego ust.

      – Mmm… – wymruczał.

      I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

      Lee nie zwracał na to uwagi, wsunął dłoń w moje włosy, drugą ręką przyciągnął mnie za talię.

      Dzwonek zabrzęczał znowu, tym razem ten, kto go naciskał, nie miał zamiaru odpuścić.

      – Może to Rosie? – zasugerowałam.

      – Szlag. – Lee puścił mnie i podszedł do drzwi.

      Dwie minuty później do środka weszły obie nasze rodziny, w komplecie.

      – Uznaliśmy, że trzeba to uczcić kolacją – oznajmiła Kitty Sue.

      – Ty uznałaś. My jesteśmy po prostu głodni – odparł Malcolm i uśmiechnął się do mnie, ale nagle uśmiech zastygł mu na twarzy.

      Pozostali też znieruchomieli.

      – Co ci się stało? – wykrzyknął tata.

      Rany. Nie przeglądałam się w lustrze, ale mój wygląd był chyba adekwatny do samopoczucia.

      Synowie Malcolma Nightingale’a wrodzili się w ojca – a on nadal był szczupły i sprawny i miał przystojną, interesującą twarz. Trzymał się w formie, biegając, czasem jeździł po kraju, brał udział w maratonach.

      Tom Savage był wysoki, wciąż przystojny, miał niebieskie oczy i mógł uchodzić za czarującego. Szpakowate włosy, budowa obrońcy liniowego, którym zresztą był za młodu. Upływ czasu dodał mu tylko trochę brzuszka – efekt zamiłowania do piwa i meksykańskiego żarcia.

      Tata odwrócił się do Lee.

      – Uderzyłeś ją?

      Aż mnie zatkało od tej obraźliwej sugestii, pozostałych chyba tak samo.

      Lee patrzył na tatę przenikliwie; zacisnął usta. Oparł się o blat, skrzyżował ręce na piersi i wyraźnie nie zamierzał odpowiadać.

      Tata kochał Lee. Zawsze traktował Hanka, Lee i Ally tak samo jak Malcolm i Kitty Sue traktowali mnie; nawet go podziwiał.

      Ale jest gliną i wiedział o Lee oraz o jego przeszłości takie rzeczy, z których ja zupełnie nie zdawałam sobie sprawy. Rzeczy, których nie pochwalał. Które sprawiały, że teraz bardzo martwił się o mnie.

      Tak czy inaczej poczułam nieprzepartą ochotę kopnąć ojca w kostkę.

      – Nie, nie uderzył mnie… Jezu, tato!

      – Oczywiście, że jej nie uderzył, Tommy, jak mogłeś coś takiego pomyśleć? Co się stało? – Katty Sue, dyplomatka jak zawsze, odrzuciła idiotyczną sugestię taty, podeszła do mnie.

      Spojrzałam na Ally i wielką torbę – akurat stawiała ją na podłodze. Tym razem to już nie rzeczy na jedną noc, to wypchana na maksa torba, z ogromną ilością ciuchów. Pewnie wystarczyłoby ich co najmniej na tydzień. Na tyle, żebym zdążyła, będąc u Lee, zajść w ciążę albo zostać jego niewolnicą, albo jedno i drugie.

      Gdybym nie martwiła się o Allyson tak strasznie i gdybym jej nie kochała, udusiłabym ją własnymi rękami.

      – Wszystko dobrze? – spytałam.

      Skinęła głową.

      Kitty Sue popatrzyła na nas.

      – O nie, co wy znowu knujecie?

      – Nic takiego – odparłam szybko. – A jeśli chodzi o mój policzek, tato, to w księgarni z półki spadły na mnie książki. Lee przyszedł i zabrał mnie do siebie, żeby obejrzeć, jak to wygląda i przyłożyć mi lód. – Podeszłam do zlewu, żeby zademonstrować woreczek z lodem, a potem ni stąd, ni zowąd, oparłam się ramieniem o Lee.

      Czemu to zrobiłam? Może nie podobał mi się ton, jakim rozmawiał z nim tata, a może nie chciałam, żeby Lee tak zaciskał usta.

      – Masz lód w księgarni – zauważył ojciec.

      Kurczę, fakt.

      – Lód Lee jest lepszy – odparłam.

      Ale to słabe. Wychodzę z wprawy.

      – No ja myślę, że jego lód jest lepszy – mruknęła Ally.

      Obie z Kitty Sue zgromiłyśmy ją wzrokiem.

      Hank i Lee popatrzyli na siebie. Hank westchnął i zakołysał się na piętach; Lee objął mnie. Nie miałam ochoty się zastanawiać, co znaczyła ta braterska wymiana spojrzeń. Dzień był wystarczająco podły.

      Hm, przybycie rodziny oznaczało, że mam z głowy drzemkę z Lee. Cholera, zaczęłam z nim flirtować, potrzebowałam czasu, żeby odzyskać kontrolę.

      – Dokąd idziemy na kolację? – zapytałam radośnie, a Lee zerknął na mnie kątem oka. Moje iluzje, że mam coś z głowy, legły w gruzach.

      – Sushi Den – oznajmiła Ally.

      Jednocześnie podniosłyśmy ręce w geście rockowego pozdrowienia i wrzasnęłyśmy:

      – Sushi!

      – Nie idziemy na sushi – zaprotestował Malcolm.

      – Już zdecydowaliśmy. Idziemy – odparła Kity Sue.


Скачать книгу