Noc Sów. Jacek Karczewski
wielkiej głowie i oczom oraz smukłym skrzydłom, których rozpiętość sięga metra. Ładna! Szczególnie perłowobiałe płomykówki z zachodniej Europy wiedzą, jak oczarować swoją zwiewną urodą. Gładkie jak atłas pióra na plecach, skrzydłach, a czasami też na piersiach zdobią biało-czarne i czarne plamkowania przypominające płomyki, które zwykle mocniej zaznaczają się u samic. Od nich płomykówki miały wziąć swoją polską nazwę. A może od wierzeń, jakoby zaprószały ogień w obejściach? Dawniej nazywano je nawet sowami płomienistymi lub ogniczkami.
Płomykówka lubi jedzenie pokryte futerkiem. W zależności od regionu i sezonu drobne ssaki wypełniają 86–99 procent diety europejskich płomykówek i są koniecznym pokarmem ich piskląt. Bez nich sowięta źle się rozwijają, chorują lub nawet umierają. Ulubione mięsko to norniki i ryjówki, odpowiednio 51 i 26 procent menu. Reszta to myszy i szczury, a także krety, nietoperze, króliki, chomiki, łasice, gronostaje, popielice i orzesznice z okazjonalnym wróblakiem, jaszczurką, żabą czy większymi owadami. Im bardziej na południe, tym więcej tych ostatnich. Płomykówka chwyta średnio 3 gryzonie na dobę, co zmienia się w okresie lęgowym, kiedy to rekordzista złapał ich 36. W zależności od liczby potomstwa i dostępności zdobyczy rodzice spędzają na polowaniu od godziny do siedmiu i pół. Płomykówki bardzo rzadko wypuszczają się na inne sowy lub dzienne ptaki drapieżne. Wyjątkiem potwierdzającym regułę były jak do tej pory pojedyncze pechowe pójdźki i pustułki. Płomykówki rzadziej też padają ofiarą innych sów i szponiastych. Być może dlatego, że współcześnie niemal wszystkie żyją po wsiach i miasteczkach, gdzie większe drapieżniki rzadziej zaglądają.
Płomykówka (zwyczajna) w trzydziestu kilku podgatunkach zamieszkuje wszystkie kontynenty z wyjątkiem Antarktydy. Poszczególne rasy tylko subtelnie różnią się wyglądem, ale sowy patrolujące gorące stepy Australii raczej nie poradziłyby sobie w warunkach naszej zimy i gęstości zaludnienia[33]. W Europie żyją dwa podgatunki – na południu i zachodzie podgatunek nominatywny (wzorcowy), Tyto alba, a w pozostałych regionach, w tym w Polsce, Tyto alba guttata. Pierwsza jest bardzo jasna, z białym lub prawie białym spodem i szlarą. Druga – dużo ciemniejsza, morelowo-ruda. Tam, gdzie spotykają się obydwie rasy, w krajach Beneluksu, na pograniczu Francji i Niemiec oraz w Alpach, regularnie pojawiają się ich mieszańce. Dzisiaj, kiedy przynajmniej w naszej części świata nie ma już wielkich polan ani śródleśnych łąk i pastwisk, a tym bardziej naturalnych stepów z kępami drzew czy otwartych dolin rzecznych, płomykówki trzymają się pól i łąk okalających wsie, czasami starych sadów i świetlistych parków. Drugim ważnym kryterium jest klimat. Bosonogich płomykówek (inaczej niż u naszych pozostałych sów ich palce są nieopierzone) nie spotkamy w rejonach, gdzie pokrywa śnieżna regularnie zalega dłużej niż miesiąc. Co prawda żyją na północnych krańcach Szkocji, ale w tamtejszym morskim klimacie ani śnieg, ani mróz im nie grożą. Co innego stale siąpiący deszcz.
Delikatne płomykówki są jak wielkie, nocne motyle. Przeciągające się opady, tak samo jak fale silnego mrozu, dla ptaków pozbawionych tkanki tłuszczowej (ta się u nich po prostu nie odkłada) oraz pokrytych całkowicie przemakalnymi piórami mogą oznaczać szybką śmierć z głodu i wychłodzenia. Płomykówki latają bezgłośnie oraz z rzadką gracją, ale jeśli niczego nie złowią przez kilka dni z rzędu, mogą przypłacić to życiem. Kiedy to tylko możliwe, ratują się, przeczekując kryzys na strychach, w stodołach i oborach. Jest tutaj sucho i chociaż trochę cieplej, a do tego można jeszcze złapać coś do jedzenia. Jeśli odleciały na zimę, co zdarza się na północnych krańcach ich zasięgu, on wraca pierwszy, ona tydzień lub dwa później. Większość par osiadłych spędza zimę razem. Po każdej, najkrótszej chociażby rozłące następuje entuzjastyczne, głośne powitanie, które zwykle inicjuje on. Im bliżej wiosny, tym ptaki częściej się przytulają, iskają i pocierają szlarami. Mrużą przy tym oczy i mruczą z zadowolenia. W przerwach urządzają sobie dzikie zabawy w berka oraz powietrzne pokazy samców z klaskaniem skrzydłami i lataniem… do tyłu. Dużo przy tym pisków i okrzyków. Przyglądając się parze płomykówek, trudno oprzeć się wrażeniu, że to wszystko z radości i czułości. Wreszcie on zaczyna zasypywać ją martwymi gryzoniami. Im więcej takich prezentów, tym więcej seksu i tym szybciej ona zacznie się nieść. No, chyba że rok jest słaby, wówczas sowy mogą zrezygnować z rozmnażania – ale nie z seksu. W czasie zbliżenia, które jak na ptaki (i dzikie zwierzęta w ogóle) trwa całkiem długo, bo około minuty, para jest bardzo głośna, szczególnie on. I tak co kilka minut. Znany nam rekord to 70 razy w ciągu nocy. Płomykówki robią to w gnieździe, które jest dla nich czymś więcej niż tylko miejscem, gdzie wychowują młode. To bardziej dom, którego używają przez cały rok.
W zależności od lokalnego klimatu oraz urodzaju myszy i norników płomykówki lęgną się od lutego do października lub jeszcze później. Prawdopodobnie mają najdłuższy sezon lęgowy ze wszystkich sów. W stercie wypluwek, które zwykle zalegają w gnieździe, samica wydrapuje małą nieckę, w której składa średnio 5 jaj. Najmniejszy zarejestrowany do tej pory lęg liczył 2, a największy 14. Widziano też gniazda z 18 jajami, najpewniej jednak należały one do dwóch samic. One też zajmują się wysiadywaniem, które trwa 32–34 dni i typowo dla sów zaczyna się od pierwszego jaja. Wiele samców oprócz dokarmiania swoich partnerek dotrzymuje im w tym czasie towarzystwa. Siedzą obok, iskają ich pióra, coś tam pohukują. Niektóre zastępują swoje wybranki na gnieździe, gdy te lecą do łazienki i rozprostować skrzydła. Raz dziennie, przez około 10 minut. Kiedy klują się pisklęta, mama płomykówka pomaga im wydostać się z jaja – obłupuje skorupę i usuwa ochronną błonę. Wiele wskazuje na to, że płomykówki w zagrożeniu zabierają swoje młode i przenoszą je w bezpieczniejsze miejsce. (Podobne zachowania zarejestrowano też u puszczyków oraz puchaczy zwyczajnych i wirginijskich). W dobrym sezonie niektóre pary decydują się na drugi lęg. Bywa, że nowe jaja znoszone są do gniazda, w którym wciąż jeszcze są dzieci z pierwszego lęgu. Płomykówki w porównaniu z innymi sowami są mało agresywne i w tłustych latach i miejscach zdarza im się gnieździć w małych grupach. Obserwowano też samce, które utrzymywały dwie rodziny, i to w tej samej stodole! Typowy model to jednak para wierna sobie i rewirowi, którego solidarnie bronią przed konkurentami. Może to być kilkadziesiąt lub nawet 750 hektarów.
Prędzej czy później rodzice przepędzają dorosłe już dzieci ze swojego kwartału. O ile młode samice mogą związać się z jakimś wolnym, terytorialnym samcem, o tyle ich bracia, jeśli poważnie myślą o założeniu rodziny, muszą znaleźć własny rewir. (Chyba że wygrali los na loterii i wpadli na jakąś dopiero-co wdowę z ziemią. Tylko czy ona zechce się związać z niedoświadczonym młokosem?) Młode ptaki rzadko odlatują dalej niż 20 kilometrów od miejsca, w którym same przyszły na świat. Nie znaczy to jednak, że nie ma wśród nich poszukiwaczy przygód. Być może jest ich o wiele więcej, niż nam się do tej pory wydawało… Spośród 13 płomykówek zaobrączkowanych w Holandii niektóre zaleciały do Francji, inne do Anglii, Szwajcarii i Hiszpanii, a jedna do Polski. Zarejestrowana do tej pory rekordzistka pokonała 1650 kilometrów. Statystycznie tylko jedna młoda płomykówka na cztery przeżyje pierwszą zimę. Później zresztą będzie niewiele lepiej. Średnia długość życia wyliczona dla 572 zaobrączkowanych i odnalezionych martwych ptaków to zaledwie 21 miesięcy! Swoje dziesiąte urodziny świętuje tylko jeden procent płomykówek. Ale zdarzyła się i taka, która przeżyła blisko 18 lat. Niektóre źródła wspominają też o ptakach, które miały doczekać odpowiednio 21 i 34 wiosen.
W całej Europie płomykówki żyją coraz krócej i szybko ich ubywa. W Polsce jest już tylko 1000–1500 par, a ich liczba wciąż spada. Główne powody to brak miejsc, w których mogą założyć gniazdo i bezpiecznie spędzać czas, a także gęstniejąca infrastruktura i co za tym idzie, wzrost liczby wypadków. Jeszcze częstszą przyczyną ich śmierci są zatrucia tak zwanymi środkami ochrony roślin, które wykrywane są już w jajach i embrionach. 90 procent martwych sów znajdowanych na Wyspach Brytyjskich ma podwyższone stężenie trucizn