Rywalizacja i miłość. Amalie Berlin

Rywalizacja i miłość - Amalie Berlin


Скачать книгу
on>

      Amalie Berlin

      Rywalizacja i miłość

      Tłumaczenie:

      Iza Kwiatkowska

      ROZDZIAŁ PIERWSZY

      Kursantka Lauren Autry z całą gromadą innych biegła w kierunku boiska na tyłach głównego budynku wykupionego przez Służbę Leśną na potrzeby ćwiczeń oraz okresowych szkoleń.

      Od połowy dwudziestego wieku nowi rekruci oraz rezerwiści rokrocznie zgłaszali się na ćwiczenia w kilku lokalizacjach w północno-zachodnich Stanach, by przygotować się do sezonu pożarów lasu. Zatrudniano tylko najlepszych, tych, którzy dają sobie radę na niebezpiecznych obszarach, gdzie najczęściej wybuchają pożary, którzy zrzuceni ze śmigłowców i wyposażeni jedynie w podstawowy sprzęt są zdolni stawić czoło szalejącemu żywiołowi.

      Dwa lata wcześniej Lauren odpadła, ale od tamtej pory ostro trenowała i uczyła się nawet tego, czego nie wymagano. Na tyle, na ile nie kolidowało to z jej pracą i obowiązkami rodzinnymi. Szkoda tylko, że nie urosła o kilka centymetrów i nie ukończyła kursu spadochronowego dla cywilów. Nie ma sprawy, nauczy się tego tutaj. Powinna była lepiej to zaplanować, nadrobić wszelkie braki. Taki miała plan.

      Żeby jeżeli dostanie się do zespołu, nikt się nie czepiał, że jest za niska, za słaba fizycznie no i się nie nadaje. To się nie powtórzy. Ani słowa krytyki ze strony braci czy ojca.

      Nigdy więcej pytań, jakimi ją dręczą od sześciu lat, czyli odkąd została strażakiem. Już nikt nie powie, że jej porażka sprzed dwóch lat była uzasadniona.

      Teraz przeszła cały proces selekcji, nawet u komendanta Treadwella, który wcześniej ją odrzucił, przyjmując na to miejsce jakiegoś zwalistego chłopaka z piechoty morskiej.

      To wszystko pestka, ważne, że teraz się tu znalazła.

      To się dzieje naprawdę.

      Ten bieg, wykonywanie tego, do czego jej organizm został uwarunkowany, relaksował ją fizycznie. Dobrze by było, gdyby miał równie pozytywny wpływ na psychikę.

      Wraz z całą grupą zatrzymała się na trawie, ale przez las szerokich barów i ostrzyżonych na rekruta głów nie mogła zobaczyć, co się dzieje.

      Okej, zidentyfikować problem, znaleźć rozwiązanie.

      Gdy przemknęła się na czoło grupy, jej oczom ukazał się mało ciekawy widok trzech starszych panów z podkładkami do pisania, pogrążonych w rozmowie. Trzeba czekać, aż skończą, aż będzie mogła się sprawdzić, pokazać Treadwellowi, że się mylił, wybierając zamiast niej tamtego faceta.

      Wkrótce zaczęło się odczytywanie nazwisk i rozdzielanie na trzy mniejsze grupki. Natychmiast się zorientowała, że przydzielono ją do grupy złożonej z samych nowicjuszy.

      Spodziewała się tego. Nie szkodzi, że to grupka najmniej liczna. Też dobrze. Więcej się nauczy. Również o sobie.

      Przeczytano im zasady.

      Najpierw próba wytrzymałości. Dwa kilometry w czasie poniżej jedenastu minut. Łatwizna.

      – Ellison! – ryknął Treadwell. – Spóźniony!

      Ktoś się spóźnił pierwszego dnia? Rozejrzała się.

      Beck Ellison? Jej nemezis.

      Na Zaklinacza Ognia trafiła na portalu społecznościowym. Zajmował się różnymi rzeczami, było o nim w gazetach, występował w materiałach promocyjnych straży pożarnej. Zazdrościła mu sukcesów. Zaklinacz ognia, phi! Ale gdyby miała z kimś przegrać, lepiej żeby okazał się super niż odrażający. Jeżeli przegra…

      Myśl pozytywnie. Wysyłaj w kosmos tylko pozytywne myśli.

      Pojawił się tutaj, by ich uczyć, jak okiełznać ogień, jak przystało na Zaklinacza Ognia.

      Gdy lekko się odwróciła, ujrzała biegnącego ku nim mężczyznę. Czarne potargane loki. To coś nowego. Jedyne, co mogło świadczyć o jego przeszłości w armii, to kondycja. Też nowy?!

      Ma żółtą plakietkę, więc będzie ćwiczył razem z nowicjuszami.

      Niemożliwe. Zakwalifikował się dwa lata temu. Nie musi wkręcać się do jej grupy, by się popisywać.

      Głęboko odetchnęła. To nie jest rywalizacja, chociaż on o tym nie wie. Ale ona chce być od niego lepsza. Dzisiaj i każdego dnia przez kolejnych sześć tygodni.

      – Wyrwaliśmy cię ze snu?! – warknął Treadwell, ale Ellison nie odpowiedział. Rzucił tylko na ziemię czarną torbę, po czym stanął na linii startu.

      Może on ma dłuższe nogi, ale ona jest szybsza.

      Rozległ się gwizdek i cała grupa rzuciła się do biegu.

      Pędząc przed siebie, czuła, jak opuszcza ją wielodniowy stres. Zawsze była w tym dobra, od dziecka trenowała bejsbol i piłkę nożną, ponieważ grali w nią jej bracia i dokuczali jej już od szóstego roku życia.

      Dzięki temu stała się silna. Biegnąc teraz, czuła, że panuje nad swoim losem, że nadrobi tę drobną pomyłkę, jaką popełniła w podaniu…

      Wkrótce grupka, z którą wystartowała, mocno się przerzedziła. Wystartowali w siedemnaścioro, ale dosyć szybko przestała słyszeć za plecami ich kroki.

      Dotarło do niej wówczas, że to nie wyścig, a próba wytrzymałości. Jej zadaniem nie jest być szybszą, nawet od tego Ellisona, ma okazać się bardziej od nich wytrzymała. Tego jej trzeba, by wytrwała do końca dnia.

      Zwolnienie tempa sporo ją kosztowało.

      Minimum to sześć okrążeń. Stać ją na więcej. Nie szybciej, ale dłużej. Dłużej niż Ellison.

      Na trzecim okrążeniu spojrzała za siebie. Kto biegł tuż za nią? Oczywiście Ellison. Bo jest wyższy i ma dłuższe nogi. Na szóstym, czuła, że słabnie, ale i tak ma szansę ukończyć jako pierwsza, ona jednak chciała być najlepsza.

      Na siódmym zrównał się z nią. Gdy na niego spojrzała, wysoko uniósł brwi, przekazując trzy informacje.

      Pamiętam cię.

      Pamiętam, jak wtedy zaciekle rywalizowałaś.

      Nadal mam cię za idiotkę.

      Przyszło jej do głowy, że mogłaby podłożyć mu nogę, ale w porę się pohamowała. Odwróciła wzrok na bieżnię. Ósme okrążenie.

      Kiedy on się zatrzyma? Teraz to jest wyścig?

      Reszta biegaczy już skapitulowała.

      Osiem i pół… Znowu donośny gwizdek Treadwella.

      Zatrzymała się, opierając dłonie na kolanach i ciężko dysząc. Należało się poddać już po siódmym okrążeniu.

      – Autry, to nie wyścig… – wysapał Ellison.

      Powiedział, że to nie wyścig, a mimo to deptał jej po piętach. Wyprostowała się, czując, że już jej łatwiej pogodzić się z szacunkiem, jakim zaczęła go darzyć, gdy okazał się wyjątkowy, kimś, kto sprawia, że nie czułaby się źle, przegrywając.

      Powoli ruszyła w stronę płyty boiska, gdzie stał Treadwell z resztą grupy.

      Nie myśl o Ellisonie. Co teraz?

      Zapewne woda. Oby była to woda.

      Dyszał ciężko, schodząc za nią z bieżni. Przez ostatni tydzień żył jak we mgle, zastanawiając się, jak potoczy się jego życie. Miał nadzieję, że gdy w końcu się zdecyduje, ta mgła ustąpi, pozwalając mu się zorientować, czy ciągle ma w sobie to coś, co w jego mniemaniu jest jego życiowym powołaniem.

      Nic z tego. Nadal nie miał pojęcia, dokąd iść. Oraz że wkurza kobietę, którą poznał dwa lata temu.

      Ma niezłą kondycję, nawet lepszą niż wtedy. Wiąże się to z większym dystansem, kontrolą nad decyzjami w trudnych sytuacjach. Jednak takie wkurzenie ma posmak niezrównoważenia emocjonalnego, jak wtedy, gdy się rozpłakała, gdy ją zdyskwalifikowano.

      Przysięgła Treadwellowi, że za rok wróci. Znowu spotkała ją porażka? Zaskakujące, ale nie mniej niż to, że w tym roku zobaczyła go wśród początkujących.

      Nieważne.


Скачать книгу