Zaraza. Monika Sznajderman
się od tego ujęcia koncepcje grzechu, kary czy winy. Tymczasem w swej najwcześniejszej formie idea grzechu nie jest przecież ani moralna, ani duchowa. Grzech jest czymś, co dezaprobują bóstwa; jest pogwałceniem narodowego czy plemiennego zwyczaju[40]. W starożytnych wierzeniach semickich grzech jest potęgą, która automatycznie powoduje karę. Dopiero później zaczęto podkreślać jego etyczną stronę, a łamanie prawa pociągało za sobą nie zerwanie przymierza, lecz wątpliwości moralne, pokutę i ofiarę.
Znaki mocy, obecne w przeżyciu zarazy, łatwo wyłowić z opisującego ją języka. Pełno w nim „ognistych” metafor. Postrzegano co prawda plagę także jako żarłoczną chmurę czy nowy potop, przede wszystkim jednak jako pożar. Mówiono o „iskrze moru”, a zarażenie porównywano do objęcia przez płomień[41]. W Polsce wierzono na przykład, że: „Powietrze morowe nic innego nie jest, tylko ognista potężna gorączka, złość i jad skryty w sobie mająca, którym ciała ludzkie z nagła i niewiadomie jako piorunem jakim, nie tylko głowę, serce, wątrobę, ale i wszystkie inne członki, mianowicie ramiona, lędźwi, golenie, zaraża i zabija”[42].
„Zaraza drwiła sobie z medycyny, śmierć szalała w każdym kącie”[43] – pisze o dżumie w Londynie Daniel Defoe. A Boccaccio w Dekameronie: „Wiosną tego roku [1348 – MS] mór począł w przedziwny sposób okrutne spustoszenia czynić […]. To, o czym powiem, może się wydawać rzeczą zadziwiającą. Gdybym jej na własne oczy nie widział i gdyby nie świadectwo wielu, sam bym jej nie dał wiary ani poważyłbym się jej tu opisywać. Siła zarazy była tak wielka, że przenosiła się ona nie tylko z jednego człeka na drugiego, ale i tak bywało, że jeśli do przedmiotu, stanowiącego własność chorego, zbliżyło się jakieś zwierzę, zaraz mór się go chwytał i w krótkim czasie je uśmiercał”[44].
Kultura wysoka, wolna od antropomorficznych ograniczeń, wyobrażała sobie zarazę zazwyczaj jako czystą moc. Wyobraźnia ludowa wolała ją natomiast personifikować. Rozmaitość przedstawień zarazy w kulturze chłopskiej można z pewnością przypisać temu, że pojęciem tym obejmowano całą gamę chorób – od dżumy po cholerę poprzez „pomór na bydło” i wszelakie inne plagi. Na ogół jednak występowała zaraza pod postacią kobiety. W folklorze polskim i ruskim przedstawiana była zwykle jako niewiasta, która każe się nosić, „a gdzie powieje ona chustą, tam wszystko pada dotknięte śmiercią”[45].
Kiedy zaraza Litwę ma uderzyć,
Jej przyjście wieszcza odgadnie źrenica;
Bo jeśli słusznie wajdelotom wierzyć,
Nieraz na pustych smętarzach i błoniach
Staje widomie morowa dziewica,
W bieliźnie, z wiankiem ognistym na skroniach,
Czołem przenosi białowieskie drzewa,
A w ręku chustką skrwawioną powiewa.
[…]
Dziewica stąpa kroki złowieszczemi
Na sioła, zamki i bogate miasta;
A ile razy krwawą chustką skinie,
Tyle pałaców zmienia się w pustynie –
Gdzie nogą stąpi, świeży grób wyrasta[46]
– pisał poeta, przywołując ludowe wierzenia.
Kobieta-plaga bywała gruba („a takaja padło duża, szto ciaławieka jak muchu zaduszyć”)[47], częściej jednak chuda i wysoka. Występowała zwykle w białej koszuli i z rozpuszczonymi włosami. Gdy przechodziła, ludzie ginęli jak muchy, a zboże i dobytek w mgnieniu oka niszczały. Na Litwie zarazę wyobrażano sobie pod postacią morowej dziewicy w białych szatach, olbrzymiego wzrostu. „Śmierć chodzi po świecie; kiedy ma być wielki mór, to stroi się jak panna, idzie od chaty do chaty i ludzi liczy, a którędy przeszła, tam i dziesiąty nie zostanie”[48] – pisał Oskar Kolberg. W Bułgarii zarazę morową widziano jako kobietę z dzieckiem w powijakach, która przebiega świat wzdłuż i wszerz, siejąc zniszczenie. W Norwegii jest to błądząca długowłosa kobieta. Trzyma w ręku księgę. Zapisane są w niej imiona tych, którzy zapaść mają na dżumę. Gdy kobieta siada i zaczyna ją wertować, ludzie umierają jak muchy. W Tyrolu zarazę wyobrażała tajemnicza postać w czerwonym płaszczu, a w Transylwanii „matka wędrująca” – wieczna, nieśmiertelna czarownica w czarnej sukni i białym szalu. W czasie zarazy w Mediolanie ulice miasta przebiegał natomiast diabeł.
Podstawowym atrybutem postaci, która z chwilą swego nadejścia rozpoczyna niepodzielne rządy i zatrzymuje „strumień życia”, jest przede wszystkim chusta (biała albo czerwona, zakrwawiona) – magiczne narzędzie plagi. Innym bardzo istotnym atrybutem jest specyficzny sposób poruszania się, przywołujący na myśl wizje mitycznych i baśniowych zaświatów. W przypadku norweskiej dziewicy było nim błądzenie – a wiemy przecież, że „[…] błąkanie się jest sposobem podróżowania po tamtym świecie. […] Błąkają się cienie w Elizjum, błądzą herosowie, którzy na nie schodzonych drogach anekumeny ocierają się o śmierć, błędne ścieżki oferuje zdradliwy labirynt (w staropolszczyźnie »błędyńcem« nazwany) – modelowe odwzorowanie tamtego świata”[49]. Równie niezwykłe jest tak lubiane przez plagę latanie. Zaraza lata często „z szybkością błyskawicy”, a w Kieleckiem Hera ukazuje się w postaci człowieka lecącego wysoko w powietrzu lub niżej nad ziemią.
Cechą, która wyraźnie wiąże się z nieziemskim pochodzeniem moru, jest jego odwrotny, „opaczny” sposób chodzenia. Julian Talko-Hryncewicz, przytaczając wierzenia z Rusi południowej, pisze: „[…] widzą, że ona nie idzie tak jak każdy człowiek, przodem stawiając nogi, ale podjąwszy głowę do góry, kroczy tyłem na piętach”[50]. Odwrotność jest charakterystyczną cechą baśniowych zaświatów, których mieszkańcy – na podobieństwo przysłowiowych bajkowych i mitycznych głupków – robią wszystko na opak.
Zaraza jest wszędobylska. „Nie ma sposobu, którym by można było powstrzymać cholerę i nie dopuścić jej do wsi. Wszędzie przyjdzie, gdzie ją Pan Bóg pośle”[51]. Często każe przenosić się przez rzekę, choć zdarza się też, że jeździ dwukółką. Obrazem, który świetnie realizuje demoniczny charakter plagi, jest słynny Homen, przedstawiający zarazę wraz z jej świtą z piekła rodem. W swoich opowieściach z Podola tak pisał Maurycy Gosławski: „Ciągnie Homen ponury. Pieją, skaczą, tańcują, biją w bębny, kotły, rade, że pół już plemion nieszczęsnych wygniotły”[52]. A Kolberg, też za Gosławskim, dodaje: „[…] koguty chrypły, psy nie szczekały, gdy poczuły morową niewiastę, lecącą z całą czeredą swoją”[53]. Homen uśmierca ludzi, łamie sprzęty, drze odzienie, psuje pokarmy, jest więc jakby kwintesencją niszczycielskiej siły plagi, jej symbolicznym zobrazowaniem. Inną, zachodnioeuropejską wersją tej wizji jest wyobrażenie diabła, który ukazywał się ludziom w przededniu wybuchu epidemii. Jako otoczony liczną świtą, niezwykle bogato wyglądający książę przejeżdżał o północy w otwartym powozie przez miasto. Nazywał się książę Mammon. Jeden ze świadków opowiadał, jak ujrzał pewnego dnia powóz ciągnięty przez sześć białych koni. „W środku, w otoczeniu wielu dworzan, siedział mężczyzna o przerażającym wyglądzie. Brew miał opadniętą, oczy błyszczące, włosy splątane, wargi groźne i władcze”[54]. Plagowy Homen przywołuje na myśl wizję starożytnej, przedhelleńskiej bogini świata podziemnego i patronki czarownic Hekate, która ukazywała się w jasne noce na skrzyżowaniach dróg, otoczona duszami i szczekającymi przeraźliwie psami.
W niektórych relacjach ze spotkania z zarazą pojawia się motyw nadzwyczaj dużego ciężaru, w większości jednak – eteryczności, nieważkości. Wierzono, że: „Ciało złej niewiasty nie ciąży, bo to »powietrze«, widmo”[55]. Chorobę samą nazywano po prostu „powietrzem” (po rusku „powitrijem”),