Syreny. Anna Langner

Syreny - Anna Langner


Скачать книгу
jak zwykle się obija, a ja się zastanawiam, czy zwrócić jej w końcu uwagę czy taktownie milczeć. Patrzę na burzę kasztanowych loków, których po cichu jej zazdroszczę. Ma na sobie krótki top, szorty z dziurami i wysokim stanem, a na nogach vansy. Jednym słowem wygląda jak typowa nastolatka, której idolkami są dziewczyny z Instagrama. Ja natomiast mam na sobie rozciągniętą koszulkę i czuję się staro, choć jest między nami tylko kilka lat różnicy.

      Siedzę przy ladzie i ruszam nogą w rytm gitarowych brzmień Tash Sultany, która wyśpiewuje w głośnikach radia swoje Notion. Delektuję się lodami o smaku limonki, choć jeszcze godzinę temu obiecywałam sobie, że nie będę podjadać w czasie pracy. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że jest koszmarnie gorąco i muszę się jakoś ochłodzić. Modlę się, by w tym roku zyski były duże i by wujek w końcu zainwestował w klimatyzację.

      – Cześć, dziewczyny. – Męski głos dociera do moich uszu jak przez mgłę.

      Nie mam ochoty obsługiwać kolejnego klienta. Jestem zbyt zajęta rozmyślaniem o cudownie chłodzącym wiatraku, który mógłby kręcić się nad moją głową, gdyby wujek w końcu się zlitował. W budce jest chyba milion stopni.

      – Macie taki wybór, że nie wiem, na jaki smak się zdecydować. Możecie mi coś polecić?

      – Och, tak… mamy wybór… Ja osobiście lubię sorbety, ale wielu klientów wybiera nutellę, solony karmel albo mascarpone z malinami, ale… yyy… nie wiem, jakie rzeczy lubisz… to znaczy… jakie smaki… Jezu… – Zuzka się jąka, a to bardzo podejrzane, biorąc pod uwagę jej zamiłowanie do nieustannego gadania. Dzieje się tak tylko w dwóch przypadkach: gdy występuje przed dużą publicznością lub gdy rozmawia z jakimś przystojniakiem.

      Nagle doznaję olśnienia. Podnoszę głowę i widzę znajomą twarz. Muszę wyglądać głupio z rozchylonymi ustami i roztapiającym się lodem w ręce.

      Wszechświat mnie nienawidzi. W poprzednim wcieleniu musiałam zrobić coś bardzo, bardzo złego.

      Burzewo jest małe, ale to nie może być przypadek. Przystojny Dupek przylazł tu, bo dręczenie mnie sprawia mu jakąś chorą przyjemność.

      – Zuzka, obsłuż pana. Ja muszę coś załatwić – mamroczę z wyraźną niechęcią, by pokazać mu, że nie dam się sprowokować. Odwracam się na pięcie i wbijam wzrok w maszynę do lodów, marząc o tym, by okazała się urządzeniem do teleportacji.

      – Miałem nadzieję, że to właśnie ty zrobisz mi loda, kotku.

      Słyszę, jak Zuzka głośno wciąga powietrze. Nie wiem, co bardziej ją zszokowało – dwuznaczność tego, co powiedział, czy może to, jak się do mnie zwrócił?

      Wyrzucam swoją niezjedzoną porcję do kosza, a potem odwracam się powoli, próbując uspokoić moje szalejące serce. Nikt, powtarzam, nikt nie doprowadza mnie do takiego szału jak on. Nawet profesor Bławatek.

      – Nie zasłużyłeś – mówię powoli, a on tylko szeroko się uśmiecha.

      Dlaczego on zawsze tak idiotycznie i jednocześnie tak uroczo się uśmiecha?! Podejrzewam, że mogłabym mu rzucić wiązankę przekleństw rodem z Psów Pasikowskiego, a on nadal by się szczerzył.

      – Twoja strata. Zresztą koleżanka na pewno robi lody równie dobrze jak ty albo i lepiej.

      Zuzka się czerwieni i nie wie, gdzie podziać wzrok. Prycham zirytowana i żałuję, że nie mamy jakichś kosmicznych smaków w stylu chili czy zgniłych wodorostów. Wtedy bardzo chętnie zrobiłabym mu dużą porcję lodów, i to na koszt firmy.

      – Czy ona zawsze jest taka trudna we współpracy? No wiesz, mówisz coś do niej, a ona prycha i strzela fochy – rzuca do Zuzki Przystojny Dupek, zupełnie jakby nie było mnie obok. Wiem, że robi to celowo, by mnie sprowokować. Patrzę na to wszystko z założonymi na piersi rękami i furią wypisaną na twarzy.

      – Yyyy… ja… właściwie to…

      – A tak w ogóle to jestem Damian. – Wyciąga w jej kierunku dłoń, a ona wygląda, jakby miała zemdleć z wrażenia.

      Ach, więc Przystojny Dupek ma jakieś imię! Dobrze wiedzieć.

      Zuzka przedstawia się ledwo słyszalnym szeptem, a potem przyjmuje zamówienie. Przystojny Dupek, to znaczy Damian, wybiera dwie kulki sorbetu limonkowego. Wręcza mojej przyjaciółce banknot pięćdziesięciozłotowy, tłumacząc, że nie ma drobnych. Zuzka spogląda do kasy i speszona jąka, że musi lecieć do pobliskiej knajpki rozmienić pieniądze, by mogła mu wydać resztę.

      Patrzę na nią spanikowana, bo ostatnie, czego chcę, to zostać z nim sam na sam. Ale nie udaje mi się nawet otworzyć ust, a jej już nie ma. Przymykam oczy i mam nadzieję, że gdy je otworzę, jego już nie będzie. Ostatnio często miewam koszmary, a to przecież może być jeden z nich. Niestety gdy uchylam powieki, Damian nadal stoi naprzeciwko mnie i wiecie co robi? Tak, zgadliście. Bezczelnie się uśmiecha.

      Powoli liże swoje lody, ciągle patrząc mi w oczy, a ja zapominam, jak się oddycha. Nerwowo odgarniam włosy z czoła i wypatruję Zuzki z pieniędzmi.

      Co się ze mną dzieje?! Codziennie przez kilka godzin obserwuję, jak ludzie liżą lody. Dlaczego więc teraz mam wrażenie, że moje wnętrzności tańczą kankana, a niektóre partie mojego ciała rozgrzały się do miliona stopni? I wiem, że to nie ma nic wspólnego z panującym upałem.

      – Zamówiłem ten sam smak, który jadłaś przed chwilą – stwierdza, a ja czuję dziwny dreszcz w dole kręgosłupa. – Zanim tutaj podszedłem, patrzyłem, jak jadłaś swojego loda. Jak oblizywałaś go powoli swoim zwinnym gorącym językiem, a potem wzięłaś czubek do swoich seksownych ust i possałaś. Później odrobina spłynęła na wafelek, ale ty nie pozwoliłaś, by zmarnowała się choćby kropelka, więc wylizałaś go od samego dołu aż po samą górę. Powoli. Tak jak lubię najbardziej.

      Jezu. Kurwa. Ja pierdolę.

      Nie powinnam przeklinać.

      Nie wiem, co to miało być, ale między moimi udami dzieje się coś, co nie ma prawa się dziać w jego obecności. Mówienie takich rzeczy powinno być zakazane, tak jak pobudki o piątej nad ranem czy mówienie „wziąść” zamiast „wziąć”. Nie miałam pojęcia, że mnie obserwował, a tym bardziej że moje jedzenie lodów mogło dla niego mieć erotyczny charakter.

      – Odkąd to zobaczyłem, stoi mi cały czas. Od teraz limonkowe będą moje ulubione.

      Wmurowuje mnie w podłogę. Wsłuchuję się w jego gładki głos, który jest dla moich uszu tym, czym gorąca czekolada dla podniebienia. Wiem, że nie powinno mi się to podobać. Nic nie powinno mi się podobać w kimś, kto jest zarozumiały, niemiły i nazywa mnie wiejską dziewuszką.

      – Przepraszam, w barze była kolejka. – Zuzka wpada do budki i z uśmiechem podaje pieniądze Damianowi. Nigdy w życiu tak bardzo nie cieszyłam się na jej widok.

      – Nic nie szkodzi. Twoja koleżanka dotrzymała mi towarzystwa – odpowiada i obdarza ją swoim czarującym uśmiechem.

      – Majka? – Zuzka upewnia się głupio i tym samym zdradza mu moje imię. Nabieram ochoty, by wysłać ją w kosmos.

      – Majka… – Damian powtarza po niej i brzmi to tak, jakby smakował to słowo w swoich ustach.

      Kolejny dreszcz przebiega wzdłuż moich pleców i kumuluje się w podbrzuszu. Gorąco wypływa mi na policzki, a ja obiecuję sobie, że będę błagać wujka o tę klimatyzację, bo mam wrażenie, że temperatura nagle wzrosła o jakieś kilka stopni.

      Wiem, wiem, to nie wina pogody, tylko właściciela zielonych oczu, który nadal stoi przede mną.

      – Dzięki za lody – zwraca się do nas obu. – To było niezapomniane przeżycie –


Скачать книгу