Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac. Gallet Louis

Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac - Gallet Louis


Скачать книгу
spotkanego niegdyś na drodze do Fougerolles. Lecz pomijając już, że o przygodzie swej zdążył już zapomnieć, nazbyt zajmowała go w tej chwili osobistość drugiego grajka. Ten był młodszy; miał włosy jasne, figurę smukłą i kształtną; na jego twarzy, cokolwiek tylko ogorzałej, malowała się duma połączona z melancholią.

      O czym myślał Cyrano, wpatrując się weń badawczo? Zapewne przyszłoby mu z trudnością odpowiedzieć na to pytanie, gdyż niebawem wstrząsnąwszy głową, jakby dla odpędzenia niepotrzebnych myśli, podszedł do tego, który zdawał się innym przewodzić, i rzekł:

      – No, dalej, powtórzcie swą muzyczkę, jeśli nie potraficie niczym innym zabawić dostojnego towarzystwa.

      Na to wezwanie ów podejrzany człowiek z gościńca postąpił krok naprzód i starając się jak najbardziej odmienić głos, gdyż miał w pamięci przestrogę daną mu przez Cyrana, oświadczył:

      – Nie wszyscy, jasny panie, lubią muzykę. Mamy w zapasie co innego jeszcze.

      – Cóż takiego na przykład?

      – Ja wykonuję zadziwiające sztuki z kubkami. Moja siostra, Zilla, wróży po mistrzowsku. Towarzysz wreszcie nasz, Manuel, jest niepospolitym improwizatorem i wysoce utalentowanym lutnistą.

      – Mamy więc jedynie kłopot z wyborem! – zaśmiał się Cyrano.

      I zwracając oczy na tego, którego nazwano Manuelem, spytał:

      – Jesteś, mój chłopcze, poetą?

      – Bywam nim niekiedy, wielmożny panie.

      – Jesteśmy w takim razie braćmi. Pozdrawiam cię w imię Apollina.

      Młodzieniec skłonił się.

      – Dzięki, panie Cyrano – rzekł uprzejmie.

      – Znasz mnie zatem?

      – Jak wszyscy w Paryżu.

      „To dziwne – myślał w tej chwili Cyrano – rysy tego chłopca doskonale są mi znajome, nawet dźwięk jego głosu nie jest mi obcy”.

      I w zamyśleniu jął na nowo wzrokiem przenikliwym badać od stóp do głowy młodego grajka.

      – Co ci jest, przyjacielu? – zagadnął Roland, zauważywszy dziwny wyraz twarzy Sawiniusza.

      Poeta ocknął się z zadumy.

      – Nic – odrzekł. – Studiowałem swego kolegę po lutni. Poeta jest zawsze zwierzęciem niezwykłym i godnym uwagi.

      Nastała chwila wyczekiwania, podczas której, wśród tej grupy z najsprzeczniejszych żywiołów złożonej krzyżowały się spojrzenia będące przeróżnych uczuć wyrazem.

      Cyrano nie przestawał badać Manuela; Manuel znów wpatrywał się rozpłomienionym wzrokiem w Gilbertę, którą przyprawiało to o niepojęte wzruszenie.

      Oczy Zilli, zwrócone na Manuela, ciskały błyskawice; Roland przenosił wzrok z jednej osoby na drugą, starając się odgadnąć znaczenie tajemniczej sceny.

      Co się tyczy człowieka z czarnymi włosami, nie przyglądał się on nikomu, myśląc jedynie o tym, aby się jemu nie przyglądano. Obecność Cyrana dokuczała mu niezmiernie.

      Poeta zwrócił się nagle do Gilberty z propozycją:

      – Może Zilla postawi pięknej zasępionej horoskop? Czy zgoda?

      – Zgoda.

      I Gilberta podeszła do artystycznej trójki. Zaraz też wróżka chwyciła jej rękę.

      – Czytaj z niej śmiało – rzekła margrabianka. – Nie obawiam się swego przeznaczenia. I cóż tam widzisz?

      – Miłość w cieniu; niespodzianka i zawód; zacięta walka; po skończonej walce może szczęście, a może… śmierć.

      Gilberta cofnęła rękę.

      – Dziękuję – rzekła krótko.

      – Jest to ciemne jak starożytna wyrocznia – zażartował Cyrano. – Teraz do mnie, piękna Sybillo.

      – Życie krótkie, życie płodne, prześladowania i walki.

      – To właśnie, co lubię. Dobrze mówisz, panienko! A koniec jaki?

      – Trudno mi odpowiedzieć na to wyraźnie.

      – Dobre pchnięcie szpady zapewne? Na taką śmierć sumiennie zasłużyłem.

      – Nie, śmierć pańska będzie inna – oświadczyła stanowczo wróżka, przyjrzawszy się ponownie liniom krzyżującym się na dłoni szlachcica.

      – Zgadzam się i na to. Na ciebie kolej, Rolandzie.

      – To byłoby zbyteczne. Ja żadnej wiary do wróżb nie przykładam.

      – Ja również. Ale trzeba dać coś zarobić tym biedakom.

      – Prawda.

      I Roland poddał się z kolei badaniom rzekomej czarodziejki.

      – Nie bez powodu wzdragałeś się, panie hrabio – oświadczyła ona głosem poważnym i głębokim. – Dłoń pańska jest najdziwaczniej zapisana.

      – Doprawdy?

      – Wszystko w tych liniach jest mrokiem i tajemnicą. Pozwól mi zebrać myśli, jaśnie panie.

      – Są więc tam rzeczy straszne?

      – Być może!

      Zilla z pochyloną głową, z okiem w jeden punkt utkwionym, pogrążona w milczącej zadumie, zdawała się o świecie całym zapominać.

      Podczas gdy wszyscy zajęci byli tą sceną, młodzieniec jakiś, skromnie odziany, o śmiałych ruchach i złośliwym wyrazie twarzy, wmieszał się nieznacznie do towarzystwa. Był to Sulpicjusz Castillan, sekretarz Cyrana. Nie znalazłszy swego pana w Pałacu Burgundzkim, przybywał szukać go w pałacu Faventines.

      Szlachcic dał mu znak, który mówił:

      „Nie odzywaj się ani słówkiem i czekaj. Jesteś mi potrzebny”.

      Rolanda de Lembrat zaczynały już niecierpliwić długie ceregiele wróżki.

      – Powiedz nareszcie, co jest do powiedzenia – rzekł cierpko. – Widzisz, że wszyscy na to czekają.

      Lecz Zilla potrząsnęła głową i odsuwając rękę hrabiego, szepnęła:

      – Nie, ja tego powiedzieć nie mogę.

      – Tajemnica? Tak najwygodniej.

      Odgadywaczka przyszłości zatopiła ostre jak sztylet spojrzenie w szydzących oczach sceptyka; potem odparła dobitnie:

      – Tak najroztropniej… dla spokojności15 pańskiego umysłu.

      Hrabia wzruszył lekceważąco ramionami.

      – Dość tych kuglarstw! Zaśpiewaj nam teraz jaką piosenkę miłosną. To wolę.

      Do rozmowy wmieszał się starszy z mężczyzn.

      – To już należy do Manuela.

      A towarzyszowi rzucił rozkaz:

      – Zbierz siły, kolego i wygłoś przed pięknymi damami jedną ze swych improwizacji.

      Ale rozkaz, zamiast ożywić i zachęcić młodzieńca, przeraził go widocznie. Podniósł on na Gilbertę prawie błędne spojrzenie i zaraz potem zwiesił głowę na piersi, jakby uginając się pod ciężarem przechodzącym jego siły. Nagle jednak błyskawica energii zapłonęła w jego oczach; podniósł głowę zwycięsko, jakby natchnienie sił mu dodało i odrzucając w tył płowe włosy, zbliżył się do panny de Faventines.

      Gilberta wsparła głowę na ramieniu Pakety.

      – Spojrzenie tego człowieka


Скачать книгу

<p>15</p>

spokojność – dziś: spokój. [przypis edytorski]